Murder Park. Park morderców - Jonas Winner
Ostatnio na mojej czytelniczej drodze pojawia się dużo thrillerów psychologicznych, które za każdym razem okazują się wspaniałą czytelniczą ucztą. Gdy w zapowiedziach recenzyjnych dojrzałam „Murder Park. Park morderców” Jonasa Winnera, wiedziałam, że nie przejdę obok tej książki obojętnie, bo choć nie czytałam nic tego autora, to opis książki niesamowicie mnie zaintrygował. Czy to powieść, która dostarczyła mi wielu emocji i odczułam dreszczyk grozy? Zapraszam na recenzję.
„Zodiac Island − samotna wyspa u wybrzeży USA, smagana wiatrem i falami wzburzonego morza. A na niej park rozrywki: dwanaście tematycznych sektorów poświęconych znakom zodiaku. Cukrowa wata, rozbawione rodziny, diabelski młyn, kolejka górska, strzelnice. I maniakalny morderca, który szczególnie upodobał sobie młode kobiety.
Mija dwadzieścia lat. Park, zamknięty po serii brutalnych morderstw, ma zostać ponownie otwarty. Wesołe miasteczko ze znakami zodiaku zmienia się w upiorny skansen słynnych zabójców i zbrodni, które wstrząsnęły światem. Manager parku zaprasza na długi weekend starannie wyselekcjonowaną grupę: ludzi mediów i tych, którzy pamiętają to miejsce sprzed dwóch dekad. Dwunastka wybrańców przybywa na wyspę, na której straszą jeszcze zardzewiałe karuzele. Ostatni prom odpływa. Nadciąga sztorm. Urywa się łączność. Zaczynają się dziać dziwne rzeczy. A do tego te upiorne pogłoski, że prawdziwy morderca nie został skazany, że wciąż jest na wolności…”
Gdy zabrałam się za lekturę „Murder Park. Park morderców”, byłam przekonana, że mam deja vu i że w dłoniach trzymam książkę, którą już wcześniej czytałam. Wyspa, zaproszeni na nią ludzie, tajemnicze morderstwa… prawda, że z czymś się to kojarzy? Tak macie rację, to samo dawno temu napisała Agatha Christie w swojej powieści „I nie było już nikogo”. Przyznam się Wam szczerze, że to podobieństwo dość mocno zniechęciło mnie do tej książki, ale, jako że jestem typem czytelnika, który nie porzuca zaczętych książek, czytałam ją dalej. Zdecydowanie był to dobry wybór, bo w pewnym momencie zostałam niespodziewanie wciągnięta w wir wydarzeń i po prostu przepadłam z kretesem. To podobieństwo do Agathy Christie wyszło autorowi na plus, bo przecież jak czerpać inspirację, to tylko od najlepszych. Poza tym autor wprowadził od siebie kilka ciekawych elementów, które były dla mnie sporym zaskoczeniem i sprawiły mi niemałą niespodziankę.
„Murder Park. Park morderców” to powieść bardzo klimatyczna, momentami dość pogmatwana (może nawet za bardzo), a także przerażająca. Osobiście lubię takie książki, a Jonas Winner naprawdę zaserwował mi niezłą jazdę bez trzymanki. Autor umiejętnie manipulował moimi odczuciami, podejrzeniami i perfekcyjnie wodził mnie za nos. Do samego końca nie byłam pewna, jakie będzie zakończenie i na pewno nie byłam przygotowana na to, co autor zaserwował mi na sam koniec. Może ten koniec był trochę naciągany, ale to drobny szczegół, który w ogóle nie wpłynął na moją ocenę tej książki.
To, co najbardziej spodobało mi się w tej powiesci, to rozmowy lekarza psychiatry z uczestnikami weekendu, które perfekcyjnie zostały wplecione w fabułę. Każdy z tych wywiadów doprowadzał moje serce do galopu i wprowadzał w moim umyśle zamęt. Było to świetne i zapewne celowe posunięcie autora, który wprowadził nim do fabuły ogromny chaos i dezorientację .
Jonas Winner napisał dobrą i ciekawą powieść pełną napięcia, strachu i przerażenia. Myślę, że osoby, które lubią dreszczyk grozy i mocne wrażenia będą tą historią usatysfakcjonowane.
„Zodiac Island − samotna wyspa u wybrzeży USA, smagana wiatrem i falami wzburzonego morza. A na niej park rozrywki: dwanaście tematycznych sektorów poświęconych znakom zodiaku. Cukrowa wata, rozbawione rodziny, diabelski młyn, kolejka górska, strzelnice. I maniakalny morderca, który szczególnie upodobał sobie młode kobiety.
Mija dwadzieścia lat. Park, zamknięty po serii brutalnych morderstw, ma zostać ponownie otwarty. Wesołe miasteczko ze znakami zodiaku zmienia się w upiorny skansen słynnych zabójców i zbrodni, które wstrząsnęły światem. Manager parku zaprasza na długi weekend starannie wyselekcjonowaną grupę: ludzi mediów i tych, którzy pamiętają to miejsce sprzed dwóch dekad. Dwunastka wybrańców przybywa na wyspę, na której straszą jeszcze zardzewiałe karuzele. Ostatni prom odpływa. Nadciąga sztorm. Urywa się łączność. Zaczynają się dziać dziwne rzeczy. A do tego te upiorne pogłoski, że prawdziwy morderca nie został skazany, że wciąż jest na wolności…”
Gdy zabrałam się za lekturę „Murder Park. Park morderców”, byłam przekonana, że mam deja vu i że w dłoniach trzymam książkę, którą już wcześniej czytałam. Wyspa, zaproszeni na nią ludzie, tajemnicze morderstwa… prawda, że z czymś się to kojarzy? Tak macie rację, to samo dawno temu napisała Agatha Christie w swojej powieści „I nie było już nikogo”. Przyznam się Wam szczerze, że to podobieństwo dość mocno zniechęciło mnie do tej książki, ale, jako że jestem typem czytelnika, który nie porzuca zaczętych książek, czytałam ją dalej. Zdecydowanie był to dobry wybór, bo w pewnym momencie zostałam niespodziewanie wciągnięta w wir wydarzeń i po prostu przepadłam z kretesem. To podobieństwo do Agathy Christie wyszło autorowi na plus, bo przecież jak czerpać inspirację, to tylko od najlepszych. Poza tym autor wprowadził od siebie kilka ciekawych elementów, które były dla mnie sporym zaskoczeniem i sprawiły mi niemałą niespodziankę.
„Murder Park. Park morderców” to powieść bardzo klimatyczna, momentami dość pogmatwana (może nawet za bardzo), a także przerażająca. Osobiście lubię takie książki, a Jonas Winner naprawdę zaserwował mi niezłą jazdę bez trzymanki. Autor umiejętnie manipulował moimi odczuciami, podejrzeniami i perfekcyjnie wodził mnie za nos. Do samego końca nie byłam pewna, jakie będzie zakończenie i na pewno nie byłam przygotowana na to, co autor zaserwował mi na sam koniec. Może ten koniec był trochę naciągany, ale to drobny szczegół, który w ogóle nie wpłynął na moją ocenę tej książki.
To, co najbardziej spodobało mi się w tej powiesci, to rozmowy lekarza psychiatry z uczestnikami weekendu, które perfekcyjnie zostały wplecione w fabułę. Każdy z tych wywiadów doprowadzał moje serce do galopu i wprowadzał w moim umyśle zamęt. Było to świetne i zapewne celowe posunięcie autora, który wprowadził nim do fabuły ogromny chaos i dezorientację .
Jonas Winner napisał dobrą i ciekawą powieść pełną napięcia, strachu i przerażenia. Myślę, że osoby, które lubią dreszczyk grozy i mocne wrażenia będą tą historią usatysfakcjonowane.
Mam w planach tę książkę. Lubię takie klimaty. ;)
OdpowiedzUsuńWarto po nią sięgnąć :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzytając opis dreszcze miałam, to najlepsza zachęta na czytanie tej książki. Odosobnienie, grupa ludzi i morderca czego można chcieć więcej.
OdpowiedzUsuńWarto przeczytać :)
UsuńMam w planach już od jakiego czasu :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie zawiedziesz :)
UsuńJa także mam w planach ☺
OdpowiedzUsuńSuper :)
UsuńParki rozrywki omijam z daleka, chyba właśnie dlatego, że sa takim wdzięcznym polem dla thrillerów i horrorów ;) Ale jeżeli chodzi o książkę to jestem jak najbardziej na tak :)
OdpowiedzUsuńPolecam 😊
UsuńOpis książki przeraża, tytuł fascynuje. Wesołe miasteczko kojarzy się z dziećmi, zabawą, radością, a nie z mrocznym klimatem i maniakalnym mordercą. Ale opuszczone, zaniedbane, posępne wywołuje lęk. Nie przepadam za thrillerami, ale ten dreszczyk, emocje, napięcie i tajemniczość czemu nie? Czasami warto podnieść sobie poziom adrenaliny.
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam thrillery i kryminały, to dla mnie odskocznia od romansów i powieści obyczajowych.
UsuńSkuszę się na tę książkę...latem lubię romansidła , ale jesień i zima to kryminały i thrillery
OdpowiedzUsuńHa fajny podział to jest myśl! ;)
UsuńHmm trzeba pomyśleć o tym gatunku na poważnie bo coraz więcej ich tutaj widzę;)
OdpowiedzUsuńPostanowiłam że będę czytac różne gatunki bo moich zbiorach przeważa fantasy i romanse
OdpowiedzUsuń