KONKURS

KONKURS

Kochani, mamy dla Was konkurs, w którym możecie zawalczyć o nasz patronat medialny "Dziewczyna z Krakowa" Alexa Rosenberga. Do rozdania mamy aż pięć egzemplarzy. Zasady konkursu są bardzo proste, wystarczy, że:

* zgłosicie się w komentarzu
* dodacie nasz blog do obserwowanych
* polubicie nasz fp Literatura kobieca - co czytać?
* polubicie fp sponsora nagrody Editio

Konkurs trwa do 11 marca, a wyniki pojawią się w ciągu trzech dni. Zastrzegamy sobie prawo do zmian w regulaminie konkursu.
Powodzenia!
Anonimowe komentarze nie będą brane pod uwagę.



Słowo i miecz - Amy Harmon (PATRONAT MEDIALNY)

Słowo i miecz - Amy Harmon (PATRONAT MEDIALNY)

Chyba większość z Was zna Amy Haromon, no może nie osobiście, ale jej twórczość. Ja uwielbiam jej książki i przeczytałam chyba wszystko, co ukazało się na naszym rynku wydawniczym. Autorka przyzwyczaiła mnie do pięknych historii, cudownych bohaterów i emocji, które tak uwielbiam. Jednak ogromnym zaskoczeniem okazała się dla mnie jej powieść „Słowo i miecz”, bo choć autorka już pokazała, że potrafi wplatać w fabułę watki fantastyczne, to jednak nie wiedziałam, że ma na swoim koncie także powieści z tego gatunku. Zapraszam na recenzję powieści „Słowo i miecz”, którą nasz blog objął patronatem medialnym, a na skrzydełku ukazała się moja rekomendacja.

„A gdy ptaszek wyszepcze Słowa, może stać się wszystko...”

Mała Lady Lark odziedziczyła po matce dar, potrafiła używać słów, które miały ogromną moc. W świecie, w którym żyła magię karano śmiercią, więc wszyscy Obdarzeni ukrywali swoje moce. Niestety pewnego razu przez nieuwagę jej dar dostrzegł król, matka wzięła winę na siebie i została stracona. Przed śmiercią, by zapewnić córce ochronę, związała jej losy z losem ojca. Jeżeli ona by umarła umarłby i on. Do tego matka zabroniła dziewczynce mówić, wszystko po to, by ją chronić.
Przez lata dziewczyna żyła niczym w klatce, nie rozmawiała z nikim, jak zakazała jej matka. Gdy została porwana przez nowego króla Jeru, zaczęła rozwijać swą moc i z dnia na dzień odkrywała, że wiele osób z jej otoczenia również posiada dar. Jedni mogli się zmieniać w zwierzęta, inni uzdrawiali, a jeszcze inni przepowiadali przyszłość. Niestety każdy z nich musiał się ukrywać, bo gdyby się ujawnili, to groziłaby im śmierć. Lark każdego dnia rosła w siłę i stała się niebezpieczną bronią. Młody król zafascynowany był, tym co umiała dziewczyna, ale czy tylko to zwróciło jego uwagę? O tym przekonajcie się sami.

Jak już pewnie wiecie, uwielbiam książki fantasty, ale ostatnio mam z nimi mało styczności. Na mojej recenzyjnej liście przeważają romanse, kryminały i thrillery, więc możecie sobie wyobrazić, z jaką ogromną przyjemnością zabrałam się za tę powieść. Od tego gatunku literackiego wymagam sporo, musi być zaskoczenie, nieprzewidywalność i świetne zakończenie. Czy Amy Harmon mnie usatysfakcjonowała? Oczywiście, że tak. Stworzyła bowiem coś bajkowego, magicznego, hipnotyzującego i pełnego czarów, w czym zatraciłam się bez reszty. Chyba cały czas tkwi we mnie mała dziewczyna, która fascynuje się królestwem, pięknym królem, niebezpieczną wojną i miłością, która łączy na wielki. Dla mnie to naprawdę świetna książka, przy której rewelacyjnie spędziłam czas i choć znajdziemy w niej sporo opisów i przemyśleń głównej bohaterki, to nie są one nużące. Dzięki nim wiemy co siedzi w główce Lark, o czym rozmyśla, jakie prowadzi ze sobą dyskusje. Jest to naprawdę bardzo ważne, bo przecież dziewczyna nie mówi i tylko wybrani mogą usłyszeć jej głos. 

Akcja książki jest dynamiczna i naprawdę cały czas coś się dzieje, a to uwielbiam w powieściach z tego gatunku. Znajdziecie w niej piękny wątek miłosny, który nie jest nachalny, a niezwykle romantyczny. Jest wątek wojny, która ukazuje odwagę i męstwo bohaterów, a wszystko połączone z magią, czarami i istotami, o których nawet Wam się nie śniło. Wszystko zostało idealnie połączone i stworzyło świetną całość. Momentami miałam wrażenie, że Amy Harmon rzuciła na mnie urok i nie potrafiłam rozstać się z tymi wspaniałymi bohaterami. Dzięki autorce poczułam powiew literackiej świeżości, a tego teraz było mi trzeba.

Przeczytaj „Słowo i miecz” i zatrać się w baśniowym świecie magii, czarów, miłości i przeznaczenia. Mnie ta powieść oczarowała i jestem przekonana, że z Wami będzie tak samo. Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Editio Purple.

Present Perfect - Alison G. Bailey (PATRONAT MEDIALNY)

Present Perfect - Alison G. Bailey (PATRONAT MEDIALNY)

Zapraszam na recenzję książki, która spowodowała u mnie ogromnego książkowego kaca…

"Przyjaciel to ktoś, kto zna piosenkę , która gra i w sercu. I śpiewa ją, gdy ty zapomnisz słów."

Amanda Kelly chciała być doskonała, chciała mieć wszystko pod kontrolą i chciała żyć według planu. Niestety życia nie da się kontrolować, a tym bardziej uczuć i serca, które w bolesny sposób rwie się do ukochanej osoby. Dziewczyna całe życie była porównywana ze starszą siostrą, która w oczach Amandy była doskonała i idealna,  cały czas czuła się od niej gorsza, wybrakowana i bezwartościowa. Najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła się jej w życiu była przyjaźń z Noahem, który był jej powiernikiem, opiekunem, a w pewnym momencie stał się chłopakiem, którego pokochała całym sercem. Jednak dziewczyna zdecydowała, że nie da szansy ich związkowi, bała się, że nie będzie dla niego wystarczająco dobra i zniszczy ich miłość oraz przyjaźń. Taki był jej plan, jednak Amanda nie zdawała sobie sprawy, że życie napisało dla niej zupełnie inny scenariusz. Scenariusz, przez który jej plan wydawał się nic niewart, w którym było mnóstwo przykrych momentów, bólu i łez. Czy Amanda przejrzy na oczy, zanim będzie za późno? Czy zrozumie, że życia nie można kontrolować? O tym przekonajcie się sami.

„Wszystko może się zmienić, gdy spojrzysz na kogoś oczami drugiej osoby.”

Kocham, uwielbiam i ubóstwiam i takie książki. „Present Perfect” to powieść, o której nie można zapomnieć, o której nie chce się zapomnieć i o której na pewno się nie zapomni. Autorka zafundowała mi emocjonującą jazdę bez trzymanki, pełną bólu, trudnych decyzji, złych wyborów, wzruszeń i łez. Nie można tej książki przeczytać ot tak sobie i rzucić ją w kąt. Tak się nie da, naprawdę. Ta historia odciska piętno na duszy i sercu, wywołując lawinę uczuć, tych dobrych, ale i tych złych. Pisząc tę recenzję, boli mnie brzuch, bo znów wracam do tej niewątpliwie pięknej, ale i smutnej historii, myśli wirują mi w głowie, a serce ściska żal. Uważam, że trudno napisać powieść, która mim tego, że potrafi wykończyć nerwowo, uwierzcie mi na słowo, że po skończeniu miałam nerwy w strzępach, to jednak ma w sobie to coś, tę moc, to przyciąganie, które hipnotyzuje czytelnika i przenosi na karty powieści, by razem z bohaterami przeżywać  ich wzloty i upadki.

„Szczerość to nie zawsze najlepsze rozwiązanie. Zwłaszcza kiedy rani i odpycha najbliższą ci osobę.”

Autorka stworzyła plejadę świetnych bohaterów. Każdy z nich był inny, wyjątkowy i borykał się z problemami. Bardzo szybko utożsamiłam się z Amandą i odnalazłam w niej dużo z siebie, bo choć teraz jestem dość pewna siebie, to w dzieciństwie było zupełnie inaczej. To dziewczyna, którą na pewno polubiłabym w rzeczywistości, na jej zachowanie wpłynęły wydarzenia z przeszłości, które odebrały jej pewność i wiarę w siebie. Nie będę ukrywać, że jej zachowanie czasami mocno mnie irytowało, nie zgadzałam się z jej decyzjami, ale jednak rozumiałam ją. Rozumiałam jej tok myślenia i jej zachowanie. Ona po prostu bała się, że utraci, to co w jej życiu było najcenniejsze, czyli Noaha. 

„Pozory mogą mylić. Nie każdy pokazuje, co czuje w środku. Ludzie zakładają maski. Udają odważnych, próbując wyleczyć złamane serce.”

Jeżeli chodzi o Naoaha to momentami strasznie mu współczułam i niejeden raz dzieliłam z nim ból. To młody mężczyzna, który dla Amandy zrobiłby wszystko. To ona była słońcem w jego życiu, była najlepszą przyjaciółką i miłością jego życia. Nie mogli bez siebie żyć, byli dla siebie jak powietrze, jeden bez drugiego nie mógł zaczerpnąć tchu. Czasami zastanawiałam się, czy byłabym w stanie znieść tyle, co on? Czy miałabym siłę, by dalej walczyć? Pewnie poddałabym się po jakimś czasie, ale Noah tego nie zrobił i walczył do końca.

„Kijami w złości można połamać kości, lecz słowa nigdy nie zrobią ci krzywdy.
To bzdura. Niesamowita bzdura. Słowa mają ogromną moc. Nawet jeśli nie dbamy , co mówią inni, zawsze jest w naszym życiu ktoś, kto kilkoma słowami może nas uratować lub zniszczyć.”

Książka napisana jest lekko i z ogromną przyjemnością płynie się przez jej karty. Historia niesamowicie wciąga, ja przepadłam w niej z kretesem. Uwierzcie mi, że rozstanie z bohaterami było dla mnie ogromne trudne i bolesne. Autorka postawiła na nieprzewidywalność i momenty zaskoczenia, naprawdę czasami nie było wiadomo, co wydarzy się na kolejnej stronie. Pod koniec książki dużo się dzieje i naprawdę nie wierzyłam, że autorka tak namieszała w życiu bohaterów. Zakończenie było dla mnie totalnym szokiem, miałam mord w oczach i wylałam morze łez. 

„Nieważne , jak usilnie próbujesz zmienić coś w swoim życiu. Czasami po prostu się nie da.”

„Present Perfect” to powieść, którą polecam Wam z całego serca. Ja w tej historii zatraciłam się bez reszty, chłonęłam ją całą sobą i wszystko przeżywałam wraz z bohaterami. To przepiękna opowieść o prawdziwej przyjaźni, o miłości oraz o tym, jak przeszłość wpływa na teraźniejsze życie. To książka, którą koniecznie musicie przeczytać, bo jestem przekonana, że się nie zawiedziecie. Znajdziecie w niej wiele pięknych cytatów, od których nie raz łza zakręci się w Waszym oku.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Niezwykłemu. 

Premiera: 22.02.2018
Zanim zostaliśmy nieznajomymi - Renee Carlino

Zanim zostaliśmy nieznajomymi - Renee Carlino

Każdy z nas inaczej wybiera książki do czytania. Jedni zostają oczarowani okładką, innych zaciekawia opis. Ja właśnie należę do tej drugiej grupy, choć nie ukrywam, że kilka razy zdarzyło się mi wziąć książkę do recenzji przez piękną okładkę. Jednak tym razem niesamowicie zaciekawił mnie opis, który zafascynował mnie na tyle, że musiałam przeczytać tę powieść. Czy był to strzał w dziesiątkę? Zapraszam na recenzję „Zanim zostaliśmy nieznajomymi” Renee Carlino.

Matt i Grace poznali się na studiach i połączyła ich „przyjaźń od pierwszego wejrzenia”, która po pewnym czasie zmieniła się w głębsze uczucie. Były plany wspólnej przyszłości, niestety ich drogi w dziwny sposób się rozeszły. Piętnaście lat później spotkali się przypadkiem w metrze i wystarczyło jedno spojrzenie, by powróciło do nich dawne uczucie. Niestety Grace odjechała, a Matt nie wiedział, gdzie ma jej szukać. Jednak tym razem mężczyzna postanowił nie odpuszczać i na wszelkie możliwe sposoby próbował odnaleźć Grace, czyli jedyną kobietę, którą naprawdę kochał. Czy mu się to udało? Czy ta dwójka będzie miała szansę na uzyskanie odpowiedzi dotyczących ich rozstania? O tym musicie przekonać się sami.

„Nie da się odtworzyć pierwszego razu, gdy obiecujemy komuś miłość, ani tego, jak pierwszy raz sami czujemy się przez kogoś kochani. Nie da się przeżyć na nowo tej mieszanki lęku, uwielbienia, niepewności, namiętności i pożądania, ponieważ to nigdy nie zdarza się dwa razy. Przez resztę życia gonimy za tym doznaniem jak za pierwszym hajem. Nie znaczy to, że nie pokochamy w przyszłości kogoś innego ani że stan naszych uczuć diametralnie się nie zmieni, ale ta jedna nieplanowana chwila, ułamek sekundy, gdy dajemy susa w nieznane, kiedy serce tłucze nam się w piersi, a umysł zasnuwają rozważania o tym, co będzie – ta chwila nigdy już się nie powtórzy, a żadna inna nie będzie tak intensywna.”

Wiedziałam, że ta powieść mnie nie zawiedzie i że świetnie spędzę przy niej czas. Renee Carlino stworzyła historię, która zawładnęła moim umysłem i nie potrafiłam się z nią rozstać. Poza tym spodobał mi się pomysł poprowadzenia przez autorkę fabuły. Najpierw trafiamy do teraźniejszości, gdzie przez krótką chwilę poznajemy bohaterów, następnie przenosimy się piętnaście lat do przeszłości, by móc obserwować, jak ta dwójka się poznała, jak przyjaźń zaczęła zmieniać się w miłość i jak było to silne uczucie. Później znów wracamy do teraźniejszości, ale co w tej teraźniejszości znajdziecie, już Wam nie zdradzę. Przyznam się Wam szczerze, że czasami mam problem z czytaniem retrospekcji z życia bohaterów, bo po prostu strasznie przy tym się nudzę, ale tutaj Renee Carlino opisała to wszystko w taki sposób, że z zapartym tchem śledziłam początek ich znajomości, ich wzloty i upadki oraz rodzące się między nimi uczucie. Nie wpadłam na to, co się stało, dlaczego ich związek nie przetrwał, bo choć miałam jakieś podejrzenia, to prawda okazała się dla mnie sporym zaskoczeniem. 

„Teraźniejszość należy do nas. To co w tym momencie, to co tu i teraz, ta chwila, po której przychodzi następna, istnieją po to, aby czerpać z nich pełnymi garściami. To jedyne, co wszechświat ma nam do zaoferowania za darmo.”

Autorka stworzyła świetnych bohaterów, których momentalnie obdarzyłam sympatią. Żaden z nich nie został przekoloryzowany, czy wyidealizowany, autorka naprawdę w ich kreację włożyła dużo pracy i dzięki temu czuło się ich autentyczność w każdym zachowaniu. Oboje mieli wady zalety, słabości i troski, ale przede wszystkim mieli pasje i marzenia, które cały czas realizowali. Grace nigdy nie miała łatwego życia, jej rodzina można by rzec była do niczego, za to Matt miał kochającą matkę, ale z bratem i ojcem też nigdy nie potrafił się dogadać. Ich spotkanie było niczym przeznaczenie i czuć było, że są sobie pisani. Niestety czasami nieporozumienia, niejasności potrafią namotać w głowie i tak się stało w przypadku tej dwójki.

„Zanim zostaliśmy nieznajomymi” to piękna historia o prawdziwej miłości, która niczym stal nie daje się zniszczyć, nawet tysiące kilometrów i lata rozłąki nie są w stanie jej osłabić. Ja się w tej opowieści zatraciłam i z bólem serca rozstałam się z bohaterami. W książce znajdziecie mnóstwo cudownych cytatów, które wzruszają, ale także przywołują uśmiech na twarzy. Jeżeli lubicie piękne historie miłosne, to koniecznie musicie poznać opowieść o pięknej wiolonczelistce i przystojnym fotografie.

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Otwarte.
Dennis Lehane - Pokochać noc

Dennis Lehane - Pokochać noc

Cześć, właśnie jestem po lekturze książki "Pokochać noc", która niedawno miała swoją premierę. Na tę powieść natknęłam się dzięki propozycji wydawnictwa Prószyński. Od razu pomyślałam, że tak dawno nie czytałam thrillera i nabrałam ochotę na taką przygodę. Co z tego wynikło? Zapraszam na moją recenzję. 

"Rachel Childs, córka sławnej pisarki i była dziennikarka telewizyjna, żona dziedzica wielkiej firmy, Briana Delacroixa, prowadzi życie, które może wzbudzać zazdrość. Ale pozory mylą. 

Mieszka w luksusowym apartamentowcu i boi się z niego wychodzić. 
Skrywa tajemnicę, a ta doprowadza ją do obłędu.
Żyje na co dzień z człowiekiem, który nie jest tym, za kogo się podaje. 

I gdy pewnego deszczowego dnia Rachel ku własnemu zdziwieniu wychodzi z domu, na ulicy zauważa coś, co przewraca jej świat do góry nogami. I choć bardzo by chciała, nie może dłużej udawać, że wszystko jest w porządku, bo stawką w tej grze jest jej życie. Kobieta, która nie wierzyła w siebie, a bezgranicznie ufała mężowi, w dramatycznych okolicznościach jest zdana na własną inteligencję i odwagę. Kobieta, która uciekała przed mrokiem tego świata, musi w tym mroku żyć – i przeżyć…"

Autor "Pokochać noc" napisał bardzo dobry thriller, po skończeniu którego przez kilka godzin miałam efekt "wow". Muszę jednak przyznać, że początek książki nie zwiastował aż tak dobrej lektury, i już miałam ochotę rzucić ją w kąt. Na szczęście wytrwałam w czytaniu, i po przebrnięciu ciężkiego początku została zrzucona na mnie lawina bomb, a dzięki temu totalnie zmieniłam zdanie o tej książce. 

Dennis opisuje akcje w swoich książkach bardzo obszernie. Znajdziemy tutaj na prawdę sporo opisów, ale nie są one wymodzone i nudne. Autor wodzi czytelnika za nos, i dodaje coraz więcej zagadek. W tej książce, tajemnica goni tajemnicę, ale to wszystko wymieszane jest idealnie z wątkiem obyczajowym, psychologicznym oraz romantycznym. Dzięki temu czytelnik nie skupia się na tym, że coś tutaj nie gra, że coś jest nie tak. Brnie dalej w misternie utkaną przez autorkę sieć kłamstw i półprawd. Gdybym miała porównać fabułę, to jest nieco podobna do jednego z filmów w którym gra młody Leonardo Di Caprio -  "Złap mnie jeśli potrafisz".

Mamy tutaj dwójkę głównych bohaterów, ale jeden z nich na początku jest bardziej postacią epizodyczną i dopiero potem zaczyna grać pierwsze skrzypce w powieści. Mówię tutaj o Rachel, która dużo przeżyła, jest naznaczona cierpieniem, ale i początkami straszliwej choroby psychicznej. Jej postać oraz przemiana były napisane po prostu bardzo dobrze i z zaciekawieniem poznawałam kolejne etapy jej choroby. Mamy też Briana, który jest postacią zupełnie inną. To ideał mężczyzny, kochający, współczujący, który idealnie  kontrastuje przy Rachel, i dzięki niemu ta powieść nie jest zlepkiem myśli kobiety chorej, tylko wprowadza w fabułę powiew świeżości. Są też bohaterzy drugoplanowi, którzy moim zdaniem byli idealnym "tłem" do tej historii, i dopełniały ją w stu procentach, a dzięki czemu książka w moim odczuciu jest bardzo przemyślana.

Polecam, polecam, polecam! Mogę śmiało powiedzieć, że zakończenie wbija w fotel. Po prostu  nie dowierzałam, że to koniec historii, bo autor zostawił mnie w zawieszeniu i na głodzie, że chcę więcej. Musze też przyznać, że powieść Pokochać noc już teraz zajmuje miejsce w pierwszej dziesiątce moich TOP 2018!

Dziękuję za przeczytanie wydawnictwu Prószyński!

Pragnienia Elżbiety - Lena - Aneta Krasińska (Fragment)

Pragnienia Elżbiety - Lena - Aneta Krasińska (Fragment)

Lena

Spojrzała na stojące na biurku zdjęcie, na którym stała obok ojca, gdy po raz pierwszy przyjechał ją odwiedzić w Warszawie. Obejmo­wali się, uśmiechając się do siebie. Miała wtedy dziesięć lat. W tle widać było fragment szarej budowli, którą doskonale zapamiętała od pierw­szej chwili, gdy przybyła do stolicy z Otwocka. Wtedy Pałac Kultury przerażał ją swą wielko­ścią; dzisiaj jakby zmalał, a może po prostu przyzwyczaiła się do jego widoku. Lecz choć minęły cztery lata, odkąd zabrano ją od rodzi­ców, wciąż za nimi tęskniła i wierzyła, że kiedyś znowu wróci do Otwocka.
Gdy usłyszała, że obiad jest gotowy, podnio­sła się z łóżka i poszła do kuchni. Pozostałe dzieci, które mieszkały razem z nią w rodzinie zastępczej, właśnie wróciły z półkolonii, organi­zowanych przez jedną z pobliskich szkół, i roze­mocjonowane opowiadały o dzisiejszej wyprawie na basen. Lena zdawała się nie słuchać ich pa­planiny. Przyzwyczaiła się do hałasu, który po­jawiał się wraz z ich powrotem do domu, dlatego tym bardziej doceniała chwile, gdy zostawała sama i mogła wsłuchać się w ciszę.
– Lenko, może w czwartek przyjdziesz do mnie do pracy i razem pojedziemy do ośrodka na pierwszą rehabilitację? – zaproponowała Halina, nakładając na swój talerz sałatkę z pomidorów.
Lena kiwnęła głowa, nie podnosząc wzroku znad talerza. Nabijała na widelec ziemniaki na zmianę z kotletem.
– Jak spędziłaś dzień? – włączył się do roz­mowy Jacek, oblizując wąsy. Od niedawna był ich dumnym posiadaczem.
– Trochę ćwiczyłam – odparła Lena bez entu­zjazmu, mając nadzieję, że w końcu przestaną skupiać na niej uwagę.
Z pomocą przyszły jej młodsze dzieci, które po chwili zdominowały rozmowę. 
Kiedy skończyli jeść, Lena pomogła przy sprzątaniu ze stołu, a następnie wróciła do swo­jego pokoju. Położyła się na łóżku i spróbowała skupić na czytaniu, jednak nie była w stanie. Jej wzrok znowu spoczął na zdjęciu ojca. Tak bardzo chciałaby się teraz do niego przytulić i usłyszeć, że wszytko będzie dobrze. Takie mia­ła wyobrażenie prawdziwej rodziny, tyle że nie jej. Nerwowo zacisnęła pięści i na nowo rozpro­stowała palce, jakby zbierała się w sobie, prze­konując się do pomysłu, który nagle jej zaświtał.
Pospiesznie złapała telefon i wybrała numer.
– Halo – odezwał się ojciec zaspanym głosem.
– Cześć, tato – zaczęła, uśmiechając się do siebie. – Dawno nie dzwoniłeś.
– Tak? – spytał zaskoczony. – Wydawało mi się, że dopiero co rozmawialiśmy.
– W ubiegłym tygodniu – przypomniała, choć nie chciała robić mu wyrzutów z tego powodu, dlatego zmieniła temat: – Jak się czujesz?
– Raz lepiej, raz gorzej, ale dramatu nie ma – oświadczył, jakby chciał ją uspokoić.
– Dawno się nie widzieliśmy. – Lena nie potrafi­ła ukryć smutku. – Może mógłbyś mnie odwiedzić?
– Tylko jak mam się dostać do Warszawy? – gderał. – Na wózku trudno mi się poruszać po mieście, a bez niego sobie nie poradzę.
Doskonale znała tę wymówkę i za każdym razem podsuwała to samo rozwiązanie.
– Mogłabym poprosić pana Jacka, żeby po cie­bie pojechał – zaproponowała, nerwowo skubiąc rozdwojone końcówki ufarbowanych włosów.
– Nie będę robił problemu obcym ludziom – oburzył się ojciec, jakby zaproponowała mu wyprawę na księżyc. – Wystarczy, że muszą się tobą zajmować.
Na chwilę zmilkła, usiłując zrozumieć, co miał na myśli. Zrobiło jej się przykro, że w tym, co mówił, zabrakło wdzięczności dla ludzi, któ­rzy starali się zapewnić jej opiekę i normalne życie, a przynajmniej jego namiastkę. Wiedzia­ła, że nigdy nie będzie mówić o normalności, dopóki nie będzie miała prawdziwej rodziny. 
Nie miała na to szans w domu, który zapamię­tała z dzieciństwa.
Do dzisiaj pamiętała, jak matka wysłała ją na zakupy. Miała wtedy nie więcej niż sześć lat, a na długiej liście sprawunków znalazły się pa­pierosy. Sklepowa doskonale wiedziała, że to dla matki, ale uparła się i nie chciała sprzedać. Kie­dy Lena wróciła do domu, matka natychmiast spytała o papierosy. Lena pamiętała jej niena­wistny wzrok, który mógłby przestraszyć nie­jednego dorosłego, i wściekłość, gdy wyzywała ją od nieudaczników. Dziewczynka schowała się pod stołem w kuchni i z całych sił przycisnęła dłonie do uszu, ale krzyk matki i tak przenikał do jej umysłu. Drżała nawet wtedy, gdy ojciec wrócił do domu i wyciągnął ją spod stołu. Nie była wówczas w stanie wydusić z siebie ani jed­nego słowa. Bała się cokolwiek zrobić czy powie­dzieć, by nie narazić się na gniew matki. Stała przed ojcem ze spuszczonym wzrokiem, a tuż za nim sterczała rozjuszona matka, skarżąc się na nią i nie przebierając w słowach. Do Leny do­cierało głównie jedno słowo: nieudacznik… Tak bardzo wierzyła wtedy matce, że wreszcie sama zaczęła tak o sobie myśleć.
Wreszcie zebrała się w sobie i udając, że nie słyszała poprzednich słów ojca, powiedziała:
– Niedługo zaczyna się szkoła i nie będziemy mieli okazji się spotkać aż do świąt…
– Przecież to szybko zleci i nawet się nie obej­rzysz, kiedy do mnie przyjedziesz – oświadczył, a Lena natychmiast wyczuła w jego głosie igno­rancję, której tak bardzo nienawidziła.
Wstała i zaczęła kuśtykać po pokoju. Usiło­wała znaleźć argumenty, które mogłyby skłonić ojca do zmiany decyzji, jednak podświadomie zdawała sobie sprawę, że to nierealne.
Ojciec od dawna był więźniem we własnym domu. Zamiast wyjść, porozmawiać z sąsiada­mi, iść na spacer, zasiadał przed telewizorem i całe dnie oglądał coraz bardziej ogłupiające programy telewizyjne. Odkąd zaczęła do niego przychodzić pracownica z ośrodka pomocy spo­łecznej i robić mu zakupy, nie wyściubił nosa z domu. Wyjątkiem były wizyty u lekarza, choć ostatnio wspominał, że i z tym sobie poradził, zamawiając wizyty do domu.
W jaki sposób miała go przekonać, by przy­jechał? Powinna powiedzieć, że czuje się samot­na, że oddałaby wszystko, by móc zamieszkać z nim w Otwocku? Być może zrozumiałby, jak bardzo za nim tęskni, gdyby zobaczył swoje zdjęcie, które stało na jej biurku? Może gdyby się przyznała, że jakiś mężczyzna ją prześladu­je i nęka telefonami, ojciec przestałby być taki nieprzejednany?
Przegrała.
Straciła nadzieję.
Samotność była jej przeznaczeniem.

Dominic, Bronagh - L.A. Casey

Dominic, Bronagh - L.A. Casey





„Dominic zdobywa to, czego pragnie”

Bronagh stroni od ludzi i jest szkolną samotnicą, wie o tym każdy w szkole. Dziewczyna nie raz jest obiektem szkolnych kpin, ale za bardzo się tym nie przejmuje. Gdy w szkole pojawia się para bliźniaków, już pierwsze spotkanie z jednym z nich doprowadza dziewczynę do szału, a później nie jest wcale lepiej. Dominic nie może znieść, że Bronagh go cały czas ignoruje, a jak trzeba, to potrafi nieźle mu dopiec. Chłopak nie jest przyzwyczajony, że ktokolwiek mu odmawia i Bronagh staje się dla niego wyzwaniem. Oboje pałają do siebie nienawiścią i każde z ich spotkań kończy się awanturą? Czy mają szansę zbliżyć się do siebie? Czy to prawda, że miłość i nienawiść oddziela cienka granica? Przekonajcie się sami.

O cyklu Bracie Slater jest głośno od długiego czasu, jednak ja miałam straszny problem, by zabrać się za część o Dominicu i Bronagh. Nie wiem dlaczego, ale cały czas czułam jakiś opór, by zabrać się za tę książkę. Teraz żałuję, bo lektura dostarczyła mi wielu wrażeń i świetnie spędziłam przy niej czas. Na pewno nie jest to książka dla każdego, bo pojawia się w niej wiele wulgaryzmów, czasami męska część bohaterów wyraża się w okropny sposób o dziewczynach, czyli koleżankach ze szkoły i zastanawiałam się, czy za moich czasów też tak było. Nie wiem, nie pamiętam, ale wydaje mi się, że gdyby jakiś kolega nazwał mnie np. szmatą, to by mi to utkwiło w pamięci. Troszkę mnie to uwierało podczas czytania, ale na cale szczęście nie wpłynęło to na moją ocenę książki, bo przecież nastolatkowie są nieprzewidywalni, sama mam taką dwójkę w domu, poza tym całą tę historię trzeba przeczytać z lekkim przymrużeniem oka.

Autorka stworzyła naprawdę ciekawych i wyrazistych bohaterów, którzy na pewno zapadną w Waszej pamięci. Nie poznajemy tutaj tylko Bronagh i Dominica, ale także Branne siostrę dziewczyny oraz resztę braci Slater, czyli pozostałą czwórkę. Bohaterowie irytują, bawią, a nawet doprowadzają do szewskiej pasji. Bronagh to taka bohaterka, którą naprawdę ma się ochotę nie raz zamordować, potrafi wkurzyć na maksa swoim zachowaniem i mówieniem tego, co jej ślina na język przyniesie. W sumie to Dominic nie jest wcale lepszy, bo też czasami zachowuje się jak rozkapryszone małe dziecko. Jednak nie ukrywam, że mnie się to bardzo podobało i nie wyobrażam sobie, by byli oni inni.

Autorka wplotła w fabułę wątek sensacyjny, mało realistyczny, ale świetnie dopełniający tę historię. Mnie się podobał, a to najważniejsze i myślę, że osobom lubiącym takie klimaty także przypadnie do gustu. Książka jest dość wulgarna oraz przepełniona ogromnym magnetycznym pożądaniem. Nie znajdziecie w niej ani grama cukru, bo to nie w stylu Dominica Slatera. Osobiście lubię takie książki, więc to normalne, że fajnie spędziłam przy niej czas.

Teraz wspomnę troszkę o tomie uzupełniającym, czyli o „Bronagh”. Ta część to tylko jeden dzień z życia bohaterów. Wszystko dzieje się w dniu dwudziestych pierwszych urodzin Bronagh. W tej części dziewczyna wiele się nie zmieniła, ale za to Dominic pokazał się z zupełnie innej strony, tej romantycznej, ale także i odpowiedzialnej. Miło było ujrzeć tą inną jego twarz, bo jako prawdziwy mężczyzna był jeszcze bardziej pociągający.

Jeżeli lubicie niegrzecznych chłopców i kapryśne dziewczyny, to seria o Braciach Slater będzie dla Was idealna. Podczas czytania będziecie wyzywać na czym świat stoi i nie raz nie będziecie zgadzać się bohaterami, ale warto troszkę się podenerwować, bo historia Dominica i Bronagh jest świetna i niesamowicie wciągająca.

Polecam!

Za możliwość przeczytania książek dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
Pragnienia Elżbiety - Kalina - Aneta Krasińska (FRAGMENT)

Pragnienia Elżbiety - Kalina - Aneta Krasińska (FRAGMENT)

Kalina

W kuchni nastawiła wodę na herbatę i za­brała się za krojenie chleba. Jak każdego dnia nie miała ochoty na śniadanie, ale przestała walczyć z Kamilem, który wciąż jej powtarzał, że musi jeść.
Kiedy kilka minut później wszedł do kuchni ubrany w popielaty garnitur i śnieżnobiałą ko­szulę, śniadanie już na niego czekało. Kalina usiadła naprzeciwko i obserwowała, jak nad­gryza pierwszą kromkę chleba.
– Nie będę jadł sam – ponaglił ją.
– Wiem – odparła z wyraźną rezygnacją w głosie.
– Smacznego.
– Nawzajem. – Sięgnęła po kanapkę.
Uszczknęła niewielki kęs i przez chwilę żuła go, zupełnie nie czując smaku.
– Może wyjdziesz na spacer? – zaproponował Kamil, patrząc na nią z troską. – Zapowiada się ładny dzień.
– Może – rzekła bez przekonania.
– Spróbuj spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu – zachęcił, choć w jego głosie po­brzmiewała nutka rezygnacji.
– Postaram się – obiecała niechętnie.
– Biegnę, kochanie, żebym się nie spóźnił – oświadczył, próbując odzyskać spokój ducha. – Jeszcze tylko cztery dni, a później nie będę już musiał przed nikim się tłumaczyć.
– Zasłużyłeś na to. – Podniosła głowę znad talerza. – Będziesz świetnym szefem, mę­żem już jesteś, tylko masz beznadziejną żonę – dokończyła.
– Jeśli jeszcze raz coś takiego usłyszę, to obiecuję, że…
– Zostawisz mnie? – spytała natychmiast, a jej dolna warga zaczęła lekko drżeć.
– Nie licz na to. – Ukląkł przed nią i ukrył jej dłonie w swoich. – Nigdy tak o mnie nie myśl, bo sprawiasz mi ogromną przykrość.
– Przepraszam – zaczęła. – Ostatnio tylko to potrafię.
– Kocham cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie, że mógłbym cię stracić. Nie­ważne, co się stanie, jesteśmy razem i wspólnie przez to przejdziemy. – Mocno ją objął i pocało­wał w czubek głowy.
Szybko przywarła do jego ciała. Nawet przez koszulę i marynarkę poczuła ciepło i na­pięte mięśnie. Chciała tak trwać jak najdłużej, jednak czas ponaglał, dlatego po chwili bez słowa się odsunęła i podeszła do zlewu, by umyć naczynia.
– Do zobaczenia wieczorem!
– Cześć – odparła, nie odrywając wzroku od łyżeczki, którą właśnie płukała.
Kiedy drzwi trzasnęły, zapanowała komplet­na cisza. Kalina przyzwyczaiła się do samotno­ści. Mogła wtedy odpoczywać, choć nigdy tego nie robiła, mogła przemyśleć swoje położenie, choć nie dawało jej to nowych perspektyw. Mo­gła też snuć plany na przyszłość, choć nie wi­działa w tym celu.
Od momentu, gdy wyszła ze szpitala, myśla­ła o tym, by spotkać się z dwoma ofiarami wy­padku. Wiedziała od policjantów prowadzących śledztwo, że starsza kobieta w ciężkim stanie wciąż przebywa w szpitalu na ulicy Banacha w Warszawie, nastolatka zaś po kilkudniowym pobycie na oddziale ortopedycznym ze złama­niem kości piszczelowej w lewej nodze i kilkoma otarciami opuściła szpital i powróciła do opie­kunów. Właśnie ta ostania informacja nie da­wała jej spokoju. Zastanawiała się, ile musiała znieść tak młoda osoba w swoim krótkim życiu, a teraz jeszcze wypadek.
Kalina wiedziała, że nie ma prawa burzyć spokoju którejkolwiek z kobiet, ale czuła, że dłużej nie zdoła się przed tym bronić. Jej serce drżało, gdy wyobrażała sobie, ile bólu im spra­wiła. Wiedziała, że dopóki nie stawi temu czoła, nie odzyska spokoju.
Wyszła do przedpokoju. Na moment zawie­siła wzrok na swoim odbiciu w lustrze. Zbyt długie blond włosy bezładnie opadały na czo­ło, zasłaniając piwne oczy. Cera pozostawała blada mimo letnich upałów. Choć ostatnio się nie ważyła, to i bez tego potrafiła stwierdzić, że schudła kilka kilogramów. Kości policzkowe uwydatniły się, dodając jej twarzy kilka dodat­kowych lat. Odruchowo dotknęła brzucha, który wciąż był płaski.
Weszła do salonu i zaczęła nerwowo prze­szukiwać górną szufladę stojącej w rogu ko­mody. Po chwili odnalazła kopertę, która kilka tygodni temu była biała. Teraz jej kolor balan­sował pomiędzy beżowym z wyraźnymi ślada­mi odcisków palców a brunatnym od plam po kawie. Wysunęła z niej kilka połączonych ze sobą czarno-białych kartoników. Przez dłuż­szy czas się w nie wpatrywała. Niewielka sza­ra kropka w centralnej części wydruku przez niewprawionego obserwatora mogłaby nie zo­stać dostrzeżona. Ona jednak wiedziała, czym, a w zasadzie kim była. Doskonale pamiętała chwilę, gdy podczas badania USG doktor Sta­chlewski potwierdził to, o czym od pięciu lat marzyła. Wreszcie miała szansę poczuć się matką i ta myśl sprawiła jej nieopisaną ra­dość, której zdawało się, że nic nie jest w sta­nie przyćmić. Oczyma wyobraźni widziała, jak jej dziecko się do niej uśmiecha, zachłannie wyciąga swoje małe, pulchne rączki, by się przytulić. Chciała je objąć, osłonić przed całym światem, ale to marzenie nie miało już szans na spełnienie.
Nie czuła, gdy bezradnie osunęła się na podłogę. Z rąk wysunęły się wydruki ultraso­nografu, które były jedynym dowodem, że nie oszalała i nie wymyśliła sobie istnienia dziecka. Przez chwilę jej ciało drżało z zimna, a może z emocji, po czym poddało się konwulsjom, połączonym z coraz głośniejszym szlochaniem. Nie była w stanie zapanować nad uczuciami, które rozdzierały jej duszę na coraz mniejsze kawałki. Czuła się jak pogrążona w spazma­tycznym tańcu, napędzanym przez cierpienie, z którym nie potrafiła się uporać.
Kiedy się ocknęła, nie wiedziała, ile minęło czasu. Starannie złożyła plik kartek i wsunęła je z powrotem do koperty. Całość ukryła w szu­fladzie pod obrusami. Nigdy nie przyznała się przed Kamilem, że posiada wydruki z ultraso­nografu. To było coś, co należało wyłącznie do niej, co sprawiało, że choć przez moment czuła, że jej życie nabrało znaczenia.
Kalina nie miała siły marzyć. W jej głowie panował chaos, a myśli podążały w dwóch kie­runkach: ku ofiarom wypadku i ku nienaro­dzonemu dziecku, jednak obydwie sprawy na końcu splatały się ze sobą w jedno słowo: ból.
Begin Again - Mona Kasten (RECENZJA PRZEDPREMIEROWA)

Begin Again - Mona Kasten (RECENZJA PRZEDPREMIEROWA)

„On ustanawia zasady – a ona  łamie każdą po kolei.”

Allie Harper ucieka przed przeszłością i  zaczyna wszystko od nowa. Opuszcza Denver i przenosi się do małego miasteczka Woodshill. Zaczyna studia i poszukuje pokoju do wynajęcia. Na swoje nieszczęście albo i szczęście trafia do mieszkania Kadena White'a. Kaden nie jest zachwycony, że Allie to dziewczyna, ale postanawia wynająć jej pokój. Od razu także informuje dziewczynę, o kilku zasadach, które mają między nimi obowiązywać:

- po pierwsze: nie zwracasz mi głowy swoimi sprawami. 

- po drugie: trzymasz buzię na kłódkę. 

- Po trzecie: między nami nigdy do niczego nie dojdzie.  

Czy uda się utrzymać dystans? Zapewniam Was, że nie, bo już pierwszej nocy Alli zaprzyjaźni się z przyjaciółkią Kandena. Oczywiście tego, co będzie dalej, już Wam nie zdradzę.

Nie wiem dlaczego, ale bardzo lubię książki dla młodzieży i o młodzieży. Uwielbiam czytać o pierwszych prawdziwych miłościach, nastoletnich problemach, które czasami przytłoczyłyby niejednego dorosłego oraz o ich wzlotach, oraz upadkach. To wszystko dostałam od Mony Kasten, która napisała piękną historię o miłości, o walce z przeszłością i potrzebie wolności. Zakochałam się w tej książce i w jej bohaterach, bo Kaden i Allie to takie postacie, których nie sposób nie polubić. Cały czas kibicowałam im, by odnaleźli drogę do swoich serc i by zrozumieli, co jest najważniejsze w życiu, bo przecież serca nie obowiązują żadne reguły.

Dużym plusem tej historii są bohaterowie, autorka naprawdę przyłożyła się do ich kreacji. Kaden i Allie na pierwszy rzut oka różnią się od siebie diametralnie. On to złośliwy i gburowaty dupek, ale to tylko fasada, za którą skrywa się wspaniały młody mężczyzna. Kaden wbrew sobie zbliża się do Allie, choć uważa, że nie jest dla niej odpowiednim facetem. Ona za to, to zagubiona dziewczyna, która uciekła, zostawiając przeszłość za sobą. Mimo tego, że żyła w luksusie nigdy nie była szczęśliwa. Dopiero Kaden pokazał jej, czym tak naprawdę jest prawdziwe życie, miłość i wolność. 
Tak w ogóle, Kanden to bardzo skomplikowany bohater i myślę, że nie raz będziecie chciały go udusić ;) 

Fabuła intryguje i wciąga już od samego początku. Autorka miała naprawdę świetny pomysł na tę powieść i w pełni go wykorzystała. Znajdziemy w niej przyjaźń, miłość, tajemnice, namiętność i ogromne pożądanie. Poza tym powieść okraszona jest sporą dawką humoru, więc dobra zabawa gwarantowana. Mnie ta powieść ogromnie się spodobała i z bólem serca obserwowałam, jak zbliżam się ku końcowi. Mam nadzieję, że i na Was ta piękna historie wywrze dobre wrażenie i tak jak z bijącym sercem będziecie obserwować trudną drogę do szczęścia bohaterów.

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

Premiera: 28.02.2018

Dziewczyna z Krakowa - Alex Rosenberg (Premierowo, nasz patronat medialny)

Dziewczyna z Krakowa - Alex Rosenberg (Premierowo, nasz patronat medialny)

Tak się ostatnio złożyło, że przeważająca część książek, które czytam i recenzuje to książki z historią w tle. I wcale nie piszę tego, żeby się pożalić ;), wręcz przeciwnie, bardzo lubię książki historyczne szczególnie te, których fabuła osadzona jest w czasie drugiej wojny światowej. Lubię historię i kiedy sięgnę pamięcią do czasów szkolnych, to muszę przyznać, że nigdy nie sprawiała mi kłopotu (może poza zapamiętywaniem dat :) ). Pewnie zabrzmi to trochę niefortunnie, ale uważam okres drugiej wojny światowej za najciekawszą kartę naszej historii. I choć na jej temat powstały już setki książek i wydawałoby się, że nie można napisać już niczego nowego w tej materii, to jednak powieść Aleksa Rosenberga, jak dla mnie, rzuciła nowe światło na wiele kwestii dotyczących wojny.

„W ostatnich latach przed wybuchem II wojny światowej Rita Feuerstahl studiowała na krakowskim uniwersytecie. Cieszyła się wolnością i snuła plany na przyszłość. Chciała zostać prawniczką. Tymczasem los zesłał jej romans i dziecko. I tajemnicę, tak wielką, że jej ujawnienie może zmienić oblicze świata, i tak potężną, że daje Ricie niezwykłą, ogromną wolę ocalenia w piekle, które zgotowali naziści. Aby przeżyć, Rita uczy się kłamstw i pilnie strzeże swoich tajemnic. Zmienia swoją tożsamość i przybiera fałszywe nazwisko. Zamieszkuje wśród Niemców, w samym sercu nazizmu. Robi wszystko, aby przetrwać. Przekracza swoje własne granice — konsekwentnie i z determinacją.

Akcja tej niezwykle intrygującej powieści toczy się w wielu miejscach Europy u progu wojny i podczas niej. To książka o kłamstwach i tajemnicach polityków, które niepostrzeżenie przenikają relacje kobiety, jej męża i jej kochanków i decydują o ich najbardziej intymnych posunięciach. Równocześnie to historia o doświadczaniu wojny, o przerażeniu, o poświęceniu, o tym, jak daleko można się posunąć, zanim nie utraci się istotnej cząstki siebie. A wszystko ma swoją cenę. Również przetrwanie”.

Alexander Rosenberg jest amerykańskim filozofem i wykładowcą uniwersyteckim. Jest autorem książek i artykułów na temat filozofii społecznej i ekonomicznej, a także na temat teorii związanych z ewolucjonizmem. „Dziewczyna z Krakowa” to jego debiut jako powieściopisarza.

W przeważającej części powieści „Dziewczyna z Krakowa” obserwujemy losy Rity Feuerstahl, Żydówki, która zmieniając kilka razy tożsamość, próbuje za wszelką cenę przetrwać wojnę. Jeden z przyjaciół, którego spotyka na swojej drodze, powierza jej wielką tajemnicę dotyczącą wojny, która daje jej nadzieję i powód do tego, aby za wszelką cenę utrzymać się przy życiu i doczekać końca wojny. Drugim wątkiem powieści są zmagania wojenne kochanka Rity, lekarza, który również zmieniając tożsamość, doświadcza wojny, przemierzając Europę.

Alex Rosenberg napisał książkę, która jak żadna inna o tej tematyce, wywarła na mnie niebywałe wrażenie i zmusiła do wielu refleksji i przemyśleń. Autor bez posługiwania się drastycznymi opisami sprawił, że moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach i nawet teraz po skończeniu książki, każdego wieczora przed snem to właśnie ona zaprząta moje myśli. Sprawił, że w zupełnie inny sposób i innymi kryteriami zaczęłam oceniać tę wojnę.

„ (...) Był pan w domu na przepustce z jednostki? — Niestety, nie. Najgorsze zadanie, jakie można dostać blisko frontu wschodniego, i trafiło się mnie. — Przerwał. — Moja jednostka pełniła wartę w dzielnicy żydowskiej. — Użył oficjalnej nazwy. — Dlaczego najgorsze? — Rita próbowała nie wyglądać na zainteresowaną. — Z powodu miejsca… Obrzydliwe. Nie można w nim wytrzymać. Na ulicach leżą rozkładające się zwłoki, wokół biegają zdesperowani ludzie. Ich zapach, zapach żywych trupów. Ale najgorsze są głodujące dzieci. Bez względu na to, jak ważne jest, żeby oczyścić świat z tych ludzi, to jest trudna i bardzo nieprzyjemna praca. Nawet członkowie partii czasami się zastanawiaj?, czy to cierpienie jest naprawdę konieczne?”

Bardzo dużo uwagi autor poświęca polityce, strategi wojennej polityków i demaskuje ich kłamstwa. Stawia dosyć śmiałe tezy, a biorąc pod uwagę fakt, że jego artykuły naukowe spotykają się ze sporą krytyką, myślę, że nie każdy będzie zgadzał się z jego teoriami. Niemniej jednak jego powieść to dobry sposób na pogłębienie wiedzy historycznej, którą przybliża w bardzo fachowy sposób i z dużą znajomością tematu.

Towarzysząc Ricie w trudnej walce o przetrwanie, jesteśmy konfrontowani z całą okropnością wojny i ze wszystkimi jej konsekwencjami, które odzwierciedlają się w postępowaniu ludzi nierzadko takim na granicy moralności.
Ciekawostką jest fakt, że Rosenberg opierał się na wojennych doświadczeniach ludzi, których znał, co niewątpliwie uwiarygadnia zdarzenia zawarte w książce, a całą powieść czyni jeszcze bardziej interesującą i godną uwagi.
Książka zawiera również elementy romansu z nutką erotyki, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, ale zapewniam, że sceny te opisane są bardzo subtelnie i w żadnym wypadku nie dominują treści.

„Dziewczyna z Krakowa” to książka, która wywołuje przeróżne emocje i pozostawia po sobie niemałe wrażenie. Poraża, szokuje, zasmuca, ale i daje szersze spojrzenie na drugą wojnę światową. Polecam z czystym sumieniem!

Tutaj możecie kupić książkę:http://bit.ly/dziewczyna_z_krakowa_Editio

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Editio.

31 korytarzy - Agata Rybka (PATRONAT MEDIALNY)

31 korytarzy - Agata Rybka (PATRONAT MEDIALNY)

„Kiedy wszystko bezlitośnie dzieli warto zamknąć oczy i poszukać głębiej!”

„16-letnia Amelia zaczyna naukę. Wiecznie rozdrażniona uczennica wyróżnia się wśród koleżanek wyzywającym ubiorem i mocnym makijażem. Przez problemy z chorą mamą, strach przed kontaktami z rówieśnikami oraz konflikt z nauczycielką geografii dziewczyna trafia do szpitala. Z pomocą przychodzi Ula, jej przyjaciółka, oraz 38-letni nauczyciel matematyki, Witold. Mimo że Amelia z początku nie pała sympatią do profesora, między głównymi bohaterami rozwija się silne uczucie.”

Bardzo, ale to bardzo zaintrygował mnie opis tej książki, bo niesamowicie lubię kontrowersyjne tematy, a romans uczennicy z nauczycielem oczywiście do takich należy. Mimo, że to debiut Agaty Rybki, byłam pełna nadziei i wiecie co, w ogóle się nie zawiodłam. Autorka napisała do bólu prawdziwą i przepełnioną emocjami historię nastoletniej Amelii i dojrzałego mężczyzny Witolda. Jak wcześniej napisałam, ta historia mogłaby wydarzyć się naprawdę, bo czy nie słyszymy o takich sytuacjach kiedy to dorosły mężczyzna interesuje się nastolatką, czy nie słyszymy, że jakaś nastolatka zadurzyła się w swoim nauczycielu. Ja sama chodząc do szkoły miałam taki obiekt westchnień, ale tylko na westchnieniach się zakończyło. Tutaj było inaczej, bo pomiędzy tą dwójką zrodziło się uczucie i nawiązali romans. Czy to coś złego? Według mnie tak, gdyż ja patrzę przez pryzmat matki, a moja córka jest właśnie w wieku Amelii. Dla mnie taka sytuacja jest nie do pomyślenia, ale wiem, że nie jest to nic nowego i świat przepełniony jest takimi sytuacjami.

Autorka jest młodziutka, bo urodziła się w 1995 roku i naprawdę jestem pełna podziwu dla jej odwagi i do tego, że nie bała się rozpocząć swojej pisarskiej przygody od tak kontrowersyjnej książki. Jednak jeżeli mam być tak do końca szczera, to ten temat, ten romans, to jedynie takie tło całej tej historii. Uważam, że najbardziej autorka skupiła się na trudnych relacjach rodzinnych bohaterów, na potrzebie miłości i byciu kochanym i potrzeby bycia dla kogoś najważniejszym na świecie. 

Glówni bohaterowie nie są idealni, mają wady, problemy i troski. Amelia to nastolatka, która wychowywała się bez ojca, mieszkała z matką i z psem. Dziewczyna miała swój styl, który nie odpowiadał jej matce. Codziennie rano dochodziło do awantur, a matka potrafiła wyzywać ją od dziwek. Kiedy dziewczyna zaprzyjaźniła się Ulą, doświadczyła tego, czego nigdy nie zaznała od własnej matki. To tam poczuła czym jest miłość i rodzinne ciepło. Jeżeli chodzi o Witolda, to autorka przedstawiła go jako postać negatywną, ale ja chyba tak do końca nie potrafiłam odebrać go w ten sposób. Momentami było mi go po prostu szkoda. Mężczyzna tkwił w małżeństwie, które zostało zawarte pod presją rodziny, a teraz przechodzi ogromny kryzys. Już teraz wiecie dlaczego szukali ciepła w swoich ramionach? Mam nadzieję, że tak. Oboje przekroczyli granicę, której nigdy nie powinni przekroczyć. Czy poniosą konsekwencje swoich decyzji? Tego Wam nie zdradzę.

Naprawdę jestem pod wrażeniem tej książki. Autorka nie boi się pisać o trudnych i kontrowersyjnych tematach, o scenach seksu, które są opisane dosadnie i niezwykle prawdziwie. To zdecydowanie najlepszy debiut jaki do tej pory czytałam i mam nadzieję, że Agata Rybka wyda więcej książek. Powieść ta nie należy do najłatwiejszych, ale warto dla niej poświęcić czas, tym bardziej, że zakończenie powaliło mnie na kolana, wbiło w ziemię i odebrało mi mowę. To świetna powieść obyczajowa z wyraziście zarysowanym wątkiem erotycznym. Chcę więcej takich książek.

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Novae Res.


Kryształowe serca - Augusta Docher (PATRONAT MEDIALNY)

Kryształowe serca - Augusta Docher (PATRONAT MEDIALNY)

Zapraszam na recenzję naszego patronatu medialnego „Kryształowe serca” Augusty Docher. Mam nadzieję, że autorka mnie nie zabije, za to, że recenzja jest dopiero teraz ;) 

Fabiana to studentka, która zarabia jako fotomodelka. Ma chłopaka, z którym niestety dzieją się dziwne rzeczy i przez to oddalają się od siebie. Gdy dziewczyna dostaje propozycję kilkutygodniowej sesji zdjęciowej na Ukrainie, odrzuca ją, bo nie chce nigdzie wyjeżdżać sama. Od tego momentu w jej życiu zaczyna się źle dziać, a na końcu zostaje porwana. Zostaje wywieziona na Lazurowe Wybrzeże i co tu dużo mówić, jest traktowana jak księżniczka. Porywacz okazuje się kazachskim miliarderem i gangsterem w jednym, który dba, by dziewczynie nigdy niczego nie brakowało. Fabiana może mieć wszystko prócz wolności i prawdy, dlaczego została porwana. Jednak Fabiana to uparta osóbka i się nie poddaje w dążeniu do prawdy. Czy prawda okaże się wybawieniem? Co dziewczyna zrobi, gdy zrozumie, że zakochała się w swoim porywaczu? Tego musicie dowiedzieć się sami.

Jak wiecie, czytam wszystko, co napisze Augusta Docher i dałabym sobie rękę uciąć, że już niczym mnie nie zaskoczy, bo przecież pisze świetne powieści obyczajowe, fantastykę, a nawet erotykę. Ale jednak tak się stało i mogę tylko pochylić czoła, bo jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem „Kryształowych serc”. Każda jej książka jest świetna, ale ta jest genialna. Poza tym ostatnio u mnie na topie są właśnie takie książki brutalniejsze, mroczniejsze i pełne tajemnic. Tutaj dostałam wszystko i naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem nieprzewidywalnej fabuły i świetnie skonstruowanych bohaterów. Przez połowę książki dumałam, dlaczego Karim ją porwał, dlaczego otaczał ją taką opieką i choć na jeden trop wpadłam dość szybko, to reszta była dla mnie totalnym zaskoczeniem. W tej książce znalazłam wszystko, co lubię, więc Augusto jak będziesz pisać takie książki, to Cię po prostu ozłocę.

Akcja książki nie pędzi na łeb na szyję, ale toczy się własnym miarowym rytmem, by w odpowiednim momencie przyspieszyć i wywołać dreszcz grozy. To naprawdę świetnie skonstruowana historia o przestępczym świecie, w którym nie każdy musi być tym złym. To także opowieść o uczuciu, które samo zaskoczyło bohaterów i od którego nie potrafili uciec. Bardzo mi się spodobało, że to wszystko między nimi rodziło się powoli, a nie spadło jak grom z jasnego nieba.

Na uwagę zasługują także bohaterowie, którzy zapadają w pamięci i to nie tylko Ci główni, ale i drugoplanowi. Autorka wykreowała ich w naprawdę świetny sposób, każdego z nich poznajemy z wielu stron, każdy z nich jest wielowymiarowy i pełen sprzeczności. Przez większość cześć książki każdy z nich jest dla nas zagadką i nigdy nie wiemy, jak zachowają się w danej sytuacji. Ta książka nie jest typowym romansem ani erotykiem, bo choć jest miłość, pojawiają się sceny seksu, to także pojawia się wątek sensacyjny, a nawet obyczajowy. Dla mnie to powieść idealna i czekam na więcej, bo choć uwielbiam inne książki Augusty, to jednak ta idealnie trafiła w mój gust i do mojego serca. Karim to bohater, który swoim postępowaniem nie raz doprowadzał moją krew do wrzenia, ale tak jak pisałam już w niejednej recenzji, lubię takich złych bohaterów, bo wywołują oni we mnie wiele skrajnych emocji.

Polecam Wam tę powieść z całego serca i jestem przekonana, że się nie zawiedziecie. To Augusta Docher, jakiej jeszcze nie znacie, więc jeżeli jeszcze nie czytaliście tej książki, to szybko naprawiajcie ten błąd, bo koniecznie musicie poznać trudną i tajemniczą historię Fabiany i Karima.

Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Novae Res.
Siostra Cienia - Lucinda Riley

Siostra Cienia - Lucinda Riley

Siedem sióstr to jedna z najlepszych sag rodzinnych, jakie do tej pory czytałam. Za sobą mam już trzy tomy i każdy z nich napisany jest na takim samym poziomie. Autorka wie jak zaciekawić czytelnika, by ten cały czas chciał więcej. Zapraszam na recenzję „Siostry cienia”

„Sześć sióstr. Choć urodziły się na różnych kontynentach, wychowały się w bajecznej posiadłości Atlantis na prywatnym półwyspie Jeziora Genewskiego. Adopcyjny ojciec, nazywany przez nie Pa Saltem, nadał im imiona mitycznych plejad.

Każda ułożyła sobie życie po swojemu  i rzadko mają okazję spotkać się wszystkie razem. Do domu ściąga je niespodziewana śmierć ojca, który zostawił każdej list i wskazówki mogące im pomóc w odkryciu własnych korzeni. I odpowiedzieć na pytanie, co się stało z siódmą siostrą.”

W tej części bliżej poznajemy Star, a właściwie Asterope. Dziewczyna całe swoje życie przeżyła w cieniu jednej sióstr – CeCe. CeCe zawsze nad nią dominowała, a Star podporządkowywała jej się we wszystkim. I choć dziewczyna nigdy nie narzekała, to dało się wyczuć, że relacja z siostrą stała się dla niej toksyczna. Na całe szczęście Star dorosła do decyzji, że najwyższy czas wziąć życie w swoje ręce. List, który zostawił dla niej ojciec, tylko utwierdził ją w tej decyzji. Idąc za jego wskazówkami kobieta trafiła do małego londyńskiego antykwariatu, którego właścicielem był Orlando Forbes. Star rozpoczęła tam pracę i trafiła na ślad Flory MacNichols, która najprawdopodobniej była jej krewną.

„Lucinda Riley w wieku dwudziestu czterech lat, napisała swoją pierwszą powieść, "Lovers and Players", w oparciu o swoje doświadczenia jako aktorki. Następnie napisała siedem kolejnych powieści pod pseudonimem Lucinda Edmonds, które zostały przetłumaczone na czternaście języków .
Na czas odchowywania czwórki dzieci zawiesiła karierę pisarską. 
Następna książka "Dom orchidei", została opublikowana przez Penguin w listopadzie 2010 roku. Osiągnęła nr 1 w Norwegii , Danii i Niemczech i oczywiście lista bestsellerów New York Timesa. Do tej pory sprzedała ponad półtora miliona egzemplarzy na całym świecie .
Lucinda z rodziną mieszka w Norfolk, w Anglii i na południu Francji.”

Gdy kończę czytać każdą z części tej wciągającej, hipnotyzującej i pełnej tajemnic sagi, czuję się jak narkoman na głodzie, bo wiem, że znów muszę czekać na kolejny  tom, ale warto czekać, bo Lucinda Riley stworzyła genialne historie, które wciągają już od pierwszej strony. Oczywiście ta część również rozłożona jest dwóch płaszczyznach czasowych i równolegle poznajemy historię Star i jej krewnej Flory MacNichols. Ta historia z przeszłości pomoże Star wyjść z cienia siostry i otworzyć się na miłość.

Autorka w każdym tomie odkrywa przed nami kolejne karty, ale także dokłada pytań i tajemnic. Osobiście uwielbiam takie tajemnicze i zagadkowe  książki. Poza tym powieść ta napisana jest pięknym językiem, który wręcz hipnotyzuje i zachwyca. Tym razem także wraz z Star przeżywałam jej historię i chłonęłam ją całą sobą. Uwielbiam, gdy duszą mogę przenieść na karty powieści i jako niemy obserwator uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach. 

Nie będę już bardziej przybliżać Wam fabuły książki, bo wszystko, co bym napisała będzie spojlerem. Musicie uwierzyć mi na słowo, że historia Star jest tak samo fascynująca, jak jej sióstr. Lucinda Riley kolejny raz mnie nie zawiodła i zaserwowała mi dwie niesamowicie interesujące historie. Autorka bardzo zgrabnie połączyła ze sobą wątki obyczajowe, romantyczne i historyczne i dzięki temu to wszystko stworzyło idealną i spójną całość. Mnie ta powieść urzekła i oczarowała.

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.


Tyran - T.M. Fraizer

Tyran - T.M. Fraizer





Na tę powieść czekałam jak na zbawienie. Byłam ogromnie ciekawa, jak autorka dalej poprowadziła fabułę i co tym razem czekało na bohaterów. Zapraszam na recenzję „Tyrana” T.M. Frazier.

„Doe zaczyna sobie przypominać kim jest.
King ze wszystkiego na świecie najbardziej pragnie dwóch rzeczy: Doe i zemsty.”

Po odejściu Doe, King zrozumiał, że popełnił największy błąd w życiu. Stracił ukochaną, a i tak nie odzyskał córki. Poza tym kolejny raz zaczęło grozić mu niebezpieczeństwo, gdyż Isaac nie był jego jedynym wrogiem. Mężczyzna postanowił rozprawić się ze swoim wrogiem, a potem sprowadzić do siebie Doe, jedyną kobietę, która potrafiła rozpalić w nim uczucia i nie wyobrażał sobie bez niej dalszego życia. Dla Doe powrót do domu okazał się bardzo trudny. Dziewczyna nie pamiętała nikogo, a jakąkolwiek więź czuła jedynie do swojego małego synka. Jej serce rwało się do Kinga, ale nie potrafiła wybaczyć mu tego, że ją przehandlował. Tanner cały czas próbował odzyskać jej względy, ale Doe wiedziała, że kocha tylko Kinga. Gdy zaczęły wracać do niej wspomnienia, Doe zaczęła przeczuwać, że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Czy King kolejny raz ją uratuje? Czy w ogóle jest szansa, by byli jeszcze razem? O tym musicie przekonać się sami.

Nie zdajecie sobie sprawy, jak czekałam na tę powieść. Autorka zostawiła mnie w takim zawieszeniu, że momentami myślałam, że wyjdę z siebie. Mój stos książek do recenzji sięga nieba, ale i tak musiałam zabrać się „Tyrana”, by poznać dalsze losy Kinga i Doe. Przeczytałam ją w kilka godzin i aż żal było mi się z nimi rozstać. Śmiem nawet twierdzić, że ta część jest lepsza niż poprzedniczka i nie chodzi mi tutaj o styl, który według jest na takim samym poziomie, ale o dynamiczną akcję, dramaty i sporą dawkę tajemnic. Cały czas coś się dzieje i co chwila czytelnik zostaje zasypywany ważnymi informacjami z życia bohaterów. Ja przepadłam i zatraciłam się w tej historii, ale naprawdę czasami lubię taką ostrą jazdę bez trzymanki, dziki i perwersyjny seks i wulgarny język, a tego tutaj mi nie zabrakło. 

Jeżeli chodzi o bohaterów, to jestem nimi po prostu zachwycona. Oczywiście na pierwszym miejscu był i będzie King. Mężczyzna o mrocznej przyszłości, który dla ukochanej kobiety był w stanie nawet zabić. To taki bohater, który momentami nawet mnie potrafił wystraszyć i na moim ciele pojawiała się gęsia skórka. Cóż poradzić, ale od zawsze uwielbiałam takich złych, niebezpiecznych i mrocznych mężczyzn. Nawet teraz, gdy sięgam pamięcią do czasów, kiedy byłam piękna i młoda, to zawsze w moim otoczeniu było więcej łobuzów niż miłych i grzecznych chłopców. Jeżeli chodzi o Doe, to bardzo podobało mi się jej zachowanie. Dziewczyna nikomu się nie podporządkowała, potrafiła postawić na swoim i wiedziała, czego pragnie od życia. W tym tomie pojawił się nowy, ważny bohater, czyli Tannera, chłopak, z którym Doe miała syna. Nie mogę zbyt dużo o nim napisać, ale uwierzcie mi na słowo, że będzie on odpowiedzialny za wiele złych sytuacji.

Historia Doe i Kinga mnie oczarowała i przepadłam w niej z kretesem. Nie znajdziecie w niej serduszek, kwiatków, ani przesłodzonych wyznań miłosnych, bo King to bardziej taki jaskiniowiec, który prędzej by coś obsikał zaznaczając swoją własność ;) Mam nadzieję, że pozostałe książki autorki będą tak samo świetne, bo już teraz czekam aż Wydawnictwo Kobiece, wyda kolejną z nich. Jeżeli lubicie książki mroczne, miejscami brutalne, ale opowiadające także o pięknej i prawdziwej miłości, to King i Tyran będą dla Was idealne. Autorka zaskoczyła mnie samym zakończeniem, bo naprawdę nie spodziewałam się, że wszystko tak się ułoży.

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Kobiecemu. 
Zakazany układ - K.N. Haner (PATRONAT MEDIALNY RECENZJA PREMIEROWA)

Zakazany układ - K.N. Haner (PATRONAT MEDIALNY RECENZJA PREMIEROWA)



Dziś zapraszam Was na premierową recenzję „Zakazanego układu” K.N. Haner. Wiem, wiem, znów pewnie ktoś powie lub napisze, że moja recenzja jest mało obiektywna, bo Kasia to moja przyjaciółka, ale wiecie co, mam to w nosie, bo „Zakazany układ” to powieść, która obroni się sama, bez moich ochów, achów i wychwalań. Jeżeli mi nie wierzycie, to przekonajcie się sami. Naprawdę warto!

Nicole żyła w chorym i toksycznym związku z mężczyzną, który zaopiekował się nią po śmierci jej rodziców. Lecz pewnego dnia, gdy kolejny raz została pobita, nie wytrzymała i postanowiła ze sobą skończyć. Samobójstwo wydało się jej jedynym rozwiązaniem jej problemów. Dziewczyna udała się nad urwisko, by z niego skoczyć. W tym samym czasie, w tym samym miejscu grupa gangsterów dokonywała egzekucji, a Nicole stała się jej naocznym świadkiem. Oszołomiona dziewczyna próbowała uciec, ale nie miała żadnych szans w starciu z niebezpiecznymi mężczyznami i siłą została zabrana do domu szefa mafii – Marcusa Accardo. Początkowo była tam więźniem błagającym o śmierć, ale z czasem jej strach oraz niechęć zamienił się w fascynację przystojnym gangsterem. Koniec końców zgodziła się na układ, który zaproponował jej Marcus, dotyczący wyeliminowania jego największego wroga – Aleksandra Modano. Niestety mafijny świat rządzi się własnymi prawami i gdy w grę zaczną wchodzić uczucia, wszystko się pokomplikuje. Niebezpieczeństwo będzie się pojawiać na każdym kroku, a jeden błąd może doprowadzić do strasznej tragedii.

Czy Nicole i Marcus mają szansę na miłość? Czy w bezwzględnym świecie mafii jest miejsce na głębsze uczucia? 

„Nigdy nie byłem zakochany, ale ja nie jestem zdolny do miłości. Miłość to słabość, a ja nie mogę sobie na nią pozwolić.” 

WOW, tylko takie słowo ciśnie mi się na usta po lekturze „Zakazanego układu” i uwierzcie mi na słowo, że z tym nie przesadzam. Czytałam już tę powieść dawno temu, kiedy Kasia podsyłała mi pojedyncze rozdziały, a teraz jeszcze raz ją sobie przypomniałam i mogę z ręką na sercu oznajmić Wam, że to najlepsza książka, jaką do tej pory napisała Kasia. Normalnie aż ciężko mi to pisać, bo jak wiecie, dla mnie zawsze numerem jeden było Na szczycie, do którego mam ogromny sentyment, ale takie są fakty i myślę, że każdy kto zna jej całą twórczość, po prostu ze mną się zgodzi. Ta powieść jest całkiem inna od wszystkiego, co wyszło spod jej pióra, bo choć w Morfeuszu pojawia się wątek mafii, to w żadnym stopniu nie można tych książek do siebie porównać. Tutaj przesiąkamy brutalnym, gangsterskim światem, w którym rozlew krwi i śmierć, jest czymś zupełnie normalnym. Zostało to przez Kasie naprawdę idealnie przedstawione i jak dołożyć do tego romans między bohaterami, ich zawiłe uczucia i trudne decyzje, to stworzyło to genialną całość, która pochłania czytelnika i wciąga do tego niebezpiecznego świata. A i może wielu z Was zadziwię, ale „Zakazany układ” nie jest przepełniony scenami seksu, aż trudno w to uwierzyć, bo Kasia przyzwyczaiła nas do tego, że jej książki ociekają erotyką, a tu taki psikus. Osobiście jestem z tego zadowolona, bo wszystko w tej powieści jest wyważone, idealnie dopracowane i nic niczego nie przytłacza. 

Jeżeli chodzi o bohaterów, to jestem ich kreacją zachwycona. Każdy nich jest wyrazisty, charakterystyczny, ma wady oraz zalety. I nie puszę tutaj tylko o głównych bohaterach, bo tak samo zostały potraktowane postacie drugoplanowe, jak np. Gaz. Oczywiście najwięcej uwagi dostało się Nicole i Marcusowi i powiem Wam, że to pierwsza bohaterka Kasi, która mnie nie irytowała, a jak wiecie, Kasia lubi tworzyć bohaterki, które ma się ochotę zabić ;) Nicole jest całkiem inna i choć też czasami mnie denerwowała, to i tak ją polubiłam, ba nawet ją podziwiałam za jej odwagę, za charakterek, ostry język i pazurki. Jeżeli chodzi o Marcusa, to już na samym początku poznajemy go jako bezwzględnego szefa mafii, który nie wierzy w miłość, a seks nie jest dla niego problemem, bo kobiety czytaj dziwki, same rozkładają dla niego nogi. Gdy poznaje Nicole, kobieta go fascynuje i nie może uwierzyć, że jedynym czego pragnie, jest śmierć. Tak na moje oko Marcus tak do końca nie był zły, bo w niektórych momentach widać było jego inną twarz. Ja uwielbiam takich bohaterów twardych, złych i bezwzględnych, więc jak dla mnie był on idealnym książkowym bohaterem. 

„Zakazany układ” to powieść, która trzyma w napięciu od samego początku, aż do ostatniej strony. To książka przepełniona emocjami tymi złymi, ale także i dobrymi. Osobiście uwielbiam takie książki, które mnie fascynują, intrygują i nie pozwalają o sobie zapomnieć. To historia o miłości w świecie brutalnych gangsterów, którzy za nic mają uczucia drugiego człowieka. To powiem literackiej świeżości, którą musicie poczuć na własnej skórze. Zakończenie wbije Was w fotel i myślę, że niejedna z Was będzie miała ochotę udusić Kasię.

Gorąco polecam!

Na koniec walnę jeszcze trochę prywaty, a co mi tam! 

Cieszę się Kasiu, że Cię poznałam, że zostałyśmy przyjaciółkami i cieszę się z Twoich sukcesów. Mam nadzieję, że będzie ich tylko więcej <3

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Kasi i Editio Red.
Cudowny chłopak - R.J. Palacio

Cudowny chłopak - R.J. Palacio




„Wszyscy jesteśmy wyjątkowi”

August to chłopiec, który jest niezwykle inteligentny. Jednak jego życie jest zupełnie inne niż większości z nas, bowiem urodził się on ze zmutowanym genem, przez który miał zdeformowaną twarz i zanim skończył dziesięć lat, przeszedł aż dwadzieścia siedem operacji. Chłopiec cały czas otoczony był opieką i bezwarunkową miłością rodziny, ale nadszedł czas, kiedy musiał pójść do szkoły i musiał zmierzyć się ze światem pełnym chamstwa,uprzedzeń i ludzkiej podłości. Na całe szczęście nie tylko to spotkało go w szkole, bo poczuł tam także, czym jest prawdziwa przyjaźń. Szkoła bardzo odmieniła Augusta, ale czy jeszcze ktoś na tym skorzystał i inaczej spojrzał na świat?  O tym przekonajcie się sami.

„R.J. Palacio mieszka z mężem, dwoma synami i psami w Nowym Jorku. Przez ponad dwadzieścia lat pracowała jako dyrektor artystyczny i grafik, projektując okładki książek, czekając na odpowiedni moment w życiu, by samej stać się pisarką. Pewnego dnia, kilka lat temu, przypadkowe spotkanie z niezwykłym dzieckiem przez sklepem z lidami zainspirowało ją do napisania "Cudownego chłopaka".” 

„Cudowny chłopak” to powieść, o której nie zapomnę chyba nigdy. To prawdziwa i pięknie napisana historia o chłopcu, który mimo swojej ułomności i ludzkiej podłości, potrafił zjednać sobie ludzi, bo choć wiele razy było źle to on potrafił się podnieść i być ponad docinkami, ponad podłymi komentarzami. Szkoła okazała się dla niego prawdziwym wyzwaniem, musiał bardzo szybko dorosnąć i stać się samodzielnym. To była dla niego nowość, bo wcześniej widział siebie tylko oczami najbliższych, którzy go kochali.

Przyznam się Wam szczerze, że powieść tę odebrałam bardzo osobiście i wróciłam wspomnieniami do czasów kiedy moja córka chodziła do gimnazjum, a jak wiecie, przeważnie każda klasa musi mieć chociaż jednego kozła ofiarnego. Wtedy akurat trafiło na moją córkę i szkoda, że ona nie potrafiła być taka jak August i że nie miała takich obrońców jak on.

Książka jest bardzo emocjonująca i naprawdę nie raz polały się z moich oczu łzy. Płakałam nad porażkami Augusta, ale także cieszyłam się z jego sukcesów. Myślę, że jest to książka, która powinna zostać lekturą obowiązkową w szkołach podstawowych, by uczyć młodzież empatii i zrozumienia dla drugiego człowieka. Przecież każdy z nas jest inny, każdy inaczej wygląda. Nie powinno mieć to dla nas żadnego znaczenia, bo najważniejsze jest wnętrze, więc nie oceniajmy ludzi po wyglądzie, nie krzywdźmy ich, tylko najpierw ich poznajmy i wtedy wystawiajmy oceny. Mówi się, że nie powinno się oceniać książki po okładce i tak samo jest z nami. Inne niż nasze ciało, może skrywać prawdziwe piękno, które nie jest widoczne na pierwszy rzut oka, wystarczy trochę wysiłku z naszej strony, by je dostrzec. 

"Może przyjmiemy w życiu nową zasadę... zawsze bądź ciut lepszy niż trzeba."

Powieść ta niewątpliwie skłania do refleksji i nie pozwala o sobie zapomnieć. Na pewno dam ją moim dzieciom do przeczytania, mimo tego, że oglądali film. To piękna, pełna ciepła i humoru opowieść  przywracająca wiarę w drugiego człowieka. Pamiętajcie… każdy z nas jest wyjątkowy, nieważne jak wygląda, gdzie mieszka i ile ma na koncie… każdy z nas jest cudem. 

"Wszyscy powinniśmy przynajmniej raz w życiu dostać owację na stojąco, bo przecież każdy z nas zwycięża ten świat."

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Albatros.
Cud na Piątej Alei - Sarah Morgan

Cud na Piątej Alei - Sarah Morgan

Pewnie już nie raz pisałam, że bardzo lubię twórczość Sarah Morgan, ale co mi tam napiszę to jeszcze raz. BARDZO LUBIĘ TWÓRCZOŚĆ SARAH MORGAN ;) „Cud na Piątej Alei” to trzeci tom cyklu Pozdrowienia z Nowego Jorku. Poprzednie tomy przypadły mi do gustu, a jak było tym razem? Zapraszam na recenzję.

Eve to nieuleczalna romantyczka i wieczna optymistka, która patrzy na życie przez różowe okulary. Gdy umiera jej babcia, kobieta zdaje sobie sprawę, że nie ma już żadnej bliskiej rodziny i czuje się samotna. Eve chce znaleźć prawdziwą miłość tak jak jej przyjaciółki, które są szczęśliwie zakochane. Na domiar złego nadchodzi Boże Narodzenie, które jest trudnym czasem dla osób samotnych. Eve postanawia napisać list do Świętego Mikołaja, w którym prosi go o romans. Kobieta przekonuje się, że czasami trzeba uważać, o co się prosi… Zbieg okoliczności sprawia, że śnieżyca nad Nowym Jorkiem więzi ją w mieszkaniu z cynicznym autorem kryminałów, których nie cierpi. Co może wyniknąć ze spotkania dwóch tak różnych osobowości? O tym przekonajcie się sami.

Sarah Morgan kolejny raz mnie nie zawiodła, choć przyznam szczerze, że początek książki był dla mnie mało ciekawy. Na całe szczęście im dalej tym było lepiej, więc ogólnie jestem bardzo usatysfakcjonowana. Jak to zwykle w takich książkach bywa, fabuła nie jest zbyt skomplikowana ani odkrywcza, ale została napisana tak, by zaciekawić czytelnika. Lubię, gdy w książkach pojawia się motyw, w którym bohaterowie są razem gdzieś uwięzieni i tutaj dostałam tego namiastkę.

Najciekawszą postacią był dla mnie Lucas, pisarz kryminałów cierpiący na stały brak weny, dopiero spotkanie z Eve ją w nim obudziło. Oczywiście kobieta stała się dla niego kimś więcej i bardzo fajnie obserwowało mi się o rodzące się pomiędzy nimi uczucie. Jeżeli chodzi o Eve to momentami mnie irytowała, była zbyt ufna i płaczliwa. Sama taka nie jestem i nawet w życiu realnym takie cechy denerwują mnie u ludzi. Mimo tych wad i irytacji, w które mnie wpędzała i tak ją polubiłam i kibicowałam jej w drodze do szczęścia.

„Cud na Piątej Alei” to bardzo fajna komedia romantyczna, przy której miło można spędzić czas. Mogłabym nawet napisać, że to taka współczesna opowieść o Kopciuszku, który nagle trafił na swojego księcia. Oczywiście na zabraknie w niej bohaterów z poprzednich części, bo dziewczyny to takie przyjaciółki aż do śmierci. Ja mimo małych zgrzytów świetnie spędziłam przy niej czas, więc mogę ją Wam tylko polecić. Mam nadzieję, że i Wam spodoba się historia romantycznej Eve i cynicznego Lucasa.

Na sam koniec przyczepię się do jednej rzeczy, mianowicie do okładki, która w ogóle nie współgra z treścią. Święta, zamieć śnieżna, a na okładce wiosna. Strasznie mnie to uwierało podczas czytania i do tej pory mi nie przeszło. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu HarperCollins Polska.
Copyright © 2014 Kobiece Recenzje , Blogger