Oświadczyny - Tasmina Perry

Oświadczyny - Tasmina Perry

Bardzo lubię książki, w których akcja przedstawiona jest na dwóch płaszczyznach czasowych, więc nie mogłam przejść obojętnie obok powieści Tasminy Perry pt. „Oświadczyny”. Sam tytuł dla nas kobiet jest magiczny, bo każda z nas marzy o tym jedynym, który poprosi nas o rękę.  W tej powieści poznajemy historię z przeszłości Georgii Hamilton oraz tą teraźniejszą, która należy do młodej Amy Carrell. Zapraszam na recenzję.

„Rok 1958. Londyn. Kiedy Georgia Hamilton kończy osiemnaście lat, rodzice chcą, by wzięła udział w stylowym balu debiutantek. Młoda kobieta pragnie dla siebie innej przyszłości – chce zostać pisarką, a nie żoną. Wkrótce następuje tragedia, która sprawia, że jej los zostaje przypieczętowany.
Rok 2012. Niepoprawna romantyczka Amy Carrell znowu zawiodła się na mężczyźnie. Ze złamanym sercem, opuszczona i zdesperowana, odpowiada na ogłoszenie o damę do towarzystwa dla intrygującej starszej pani, z którą udaje się do Nowego Jorku. Jeszcze nie wie, że odkryje tajemniczą love story, która czekała pięćdziesiąt lat, zanim ktoś ją opowie.”

„Oświadczyny” to jedna z takich powieści, która wciąga już od pierwszej strony. Poznajemy dwie kobiety, które różni praktycznie wszystko, wiek, narodowość, pozycja społeczna, ale jest także coś, co je łączy… tym czymś jest potrzeba miłości. Myślę, że to takie coś, co łączy wszystkie kobiety, bo każda z nas chce być kochana, chce mieć kogoś u swego boku. Czas, który kobiety spędzą razem odmieni ich życie. Georgii uda się  rozliczyć z bolesną przeszłością, a Amy odnajdzie w sobie odwagę i siłę, by stawić czoła piętrzącym się problemom i przeciwnościom losu. 

Bardzo mi się spodobała kreacja głównych bohaterek, autorka nakreśliła je bardzo autentycznie i wyraziście. Poznajemy je bardzo dokładnie i mimo różnic jakie je dzielą, każda z nim ma swoje wady, zalety, marzenia, radości i smutki. Bardzo łatwo jest nam się z nimi utożsamić, bo to kobiety, dokładnie takie same jak ja, czy Wy.

Mogłoby się wydawać, że ta historia okaże się nudna, nużąca i że za wiele nie będzie się w niej dziać. Zapewniam Was, że ani przez chwilę tak nie jest, bo to opowieść niebywale ciekawa,  której pojawia się wiele zwrotów akcji, a zakończenia nie można być pewnym do samego końca. 

„Oświadczyny” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Tasminy Perry, ale zapewniam Was, że nie ostatnie, bo wyczytałam, że wydawnictwo Kobiece wydało także inną powieść tej autorki, więc przy nadarzającej się okazji nadrobię zaległości. Jeżeli i ona będzie tak cudowna, jak „Oświadczyny” to będę wniebowzięta. 

Dwie kobiety, dwa różne pokolenia, dwie tak samo wciągające historie. Ja mogę Wam tę powieść tylko i wyłącznie polecić i jestem przekonana, że tak jak ja miło spędzicie przy niej czas. To powieść, która wzrusza i daje nadzieję. Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

48 - Andreas Gruber

48 - Andreas Gruber

Wyobraźcie, sobie, że dostajecie bardzo dziwny telefon z informacją, że osoba, którą znacie, zginie w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, jeżeli nie odgadniecie dlaczego została porwana. Oprócz tego otrzymacie tajemniczą przesyłkę ze wskazówką, która i niewiele Wam podpowie. Prawda, że brzmi przerażająco? Tym bardziej, że nie są to przelewki, bo pojawiają się trupy, a policja od razu nie jest informowana o telefonach, gdyż poinformowanie władzy, grozi natychmiastową śmiercią porwanej osoby…
Zapraszam na recenzję bardzo dobrego thrillera psychologicznego „48” Andreasa Grubera.

„Jeżeli w ciągu czterdziestu ośmiu godzin odgadniesz, dlaczego uprowadziłem tę kobietę, zostanie ona przy życiu. W przeciwnym razie – zginie.”

Od takich słów zaczyna się chora i perwersyjna gra seryjnego mordercy, który działa w bardzo brutalny i okrutny sposób. Głodzenie, wlewanie atramentu do płuc, to tylko kilka z wymyślnych sposobów uśmiercania swoich ofiar. Monachijska policjantka Sabine Nemez usilnie będzie próbowała dojść do tego, kto stoi za śmiercią jej matki i wielu innych kobiet. Dopiero gdy do śledztwa wmiesza się dość ekscentryczny holenderski policjant, schemat działań szaleńca stanie się jasny. Czy uda się go zatrzymać? Ile kobiet uda mu się uśmiercić? Przekonajcie się sami.

„Andreas Gruber urodził się w 1968 roku w Wiedniu. Ukończył tamtejszy Uniwersytet Ekonomiczny. Obecnie mieszka z rodziną w Grillenberg w Dolnej Austrii. Jest autorem wielu opowiadań i powieści. Aktualnie skupia się na serii thrillerów, gdzie w rolach głównych występują zdziwaczały, aczkolwiek genialny śledczy Maarten S. Sneijder oraz młoda policjantka Sabine Nemez. 48 jest pierwszym z czterech tomów  z tej serii. Gruber jest laureatem wielu nagród literackich, a jego powieści ukazały się do tej pory również e Francji, Włoszech, Turcji, Brazylii, Japonii i Korei, gdzie spotkały się z bardzo entuzjastycznym odbiorem czytelników.”

Na koniec roku zafundowałam sobie naprawdę świetny i wciągający thriller psychologiczny, bo od „48” nie idzie się oderwać i choć nie jest to książka, którą czyta się  ciągu jednego dnia, to warto poświęcić jej każdy czas. Ja sama czytałam ją przez trzy dni, ale to przez mnogość opisów, w które trzeba się zagłębić, by dokładnie poznać portret psychologiczny mordercy. Autor naprawdę się do tego przyłożył i morderca w pewnym momencie staje się dla nas otwartą księgą i zaczynamy rozumieć jego chore postępowanie.

Powieść ta jest wielowątkowa, pełna zagadek i nic nie jest podane nam na tacy. Naprawdę trzeba dokładnie śledzić fabułę, by nic istotnego nie przegapić. Trochę zdziwiło mnie to, że w pewnym momencie poznajemy tożsamość porywacza, ale to według mnie celowy zabieg autora, byśmy mogli go dokładnie poznać. Oczywiście to, że zostaje nam zdradzona jego tożsamość, nie oznacza, że zostaje on od razu złapany, bo droga do tego jest bardzo długa i pełna cierpienia wielu osób.

Niewątpliwie jest to powieść, która trzyma w napięciu do ostatniej strony. To zasługa genialnie skonstruowanej fabuły, ale także i bohaterów, bo autor stworzył ich naprawdę perfekcyjnie. Policjantkę Sabine Nemez polubiłam od razu. Podziwiałam ją za jej odwagę i chęć odkrycia prawdy, kto stoi za śmiercią jej matki. Jeżeli chodzi o Maartena Sneijdera, to taki bohater, który wkurza, irytuje, ale także się go lubi. Podobały mi się jego metody śledztwa, jego arogancja, a przede wszystkim pewność siebie. Myślę, że w kolejnych częściach ta postać jeszcze nie raz nas zadziwi. Muszę także wspomnieć o porywaczu i mordercy, bo autor naprawdę poświęcił mu wiele uwagi, dopieścił jego postać i dopracował. Osobiście lubię, gdy mam możliwość wglądu w chory umysł szaleńców, a tutaj miałam tego pod dostatkiem.

Jeżeli zaczytujecie się w thrillerach psychologicznych, to ta powieść będzie dla Was idealna. Pełna napięcia i niejednokrotnie doprowadzająca do szybszego bicia serca. Ja przepadłam i zatraciłam się w świecie policyjnego śledztwa i umyśle szalonego mordercy.

Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc.
Cień burzowych chmur - Edyta Świętek

Cień burzowych chmur - Edyta Świętek

Edyta Świętek była mi znana z facebooka, ale jej twórczości nie znałam. Z przyjemnością obserwowałam jej fan page i z każdym dniem coraz bardziej miałam ochotę poznać jej twórczość. Jednak jak wiecie, recenzent nie współpracuje z każdym wydawnictwem i nie ma każdej książki na pstryknięcie palca. Jednakże okazało się, że pani Edyta wydaje w Replice, czyli w wydawnictwie, z którym mam dobry kontakt i wysłano mi trzy części jej najnowszej serii Spacer Aleją Róż. Czy polubiłam się z piórem Edyty Świętek? Zapraszam na recenzję pierwszego tomu.

„Jest rok 1949. W małopolskiej wsi Pawlice zamieszkują zamożni gospodarze, którzy od dawna byli solą w oku najpierw okolicznego ziemiaństwa – Pawłowskich, a po II wojnie światowej przedstawicieli nowej władzy. Pomiędzy głową rodziny, Bronisławem, a Bartłomiejem Marczykiem, bratem wysoko postawionego funkcjonariusza UB, dochodzi do konfliktu. Marczyk poprzysięga zemstę. Na skutek reformy rolnej Szymczakowie tracą gospodarstwo będące owocem pracy kilku pokoleń. We wsi zostaje utworzona spółdzielnia rolnicza, której zarząd obejmuje Bartek. Mężczyzna zaprowadza własne porządki, uprzykrzając życie ograbionej z majątku rodzinie. Z braku perspektyw Bronek postanawia szukać szczęścia w świecie. Porzuca dotychczasowe życie rolnika i podejmuje pracę przy budowie Nowej Huty. Po pewnym czasie dołącza do niego młodsza siostra Julia, uciekająca przed nienawiścią Marczyka.”

„Cień burzowych chmur” to powieść, do której podchodziłam z dystansem, bo choć lubię poznawać twórczość autorów, to nie zawsze opis książki do mnie przemawia. Jednak tutaj moje obawy były na wyrost, bo książka porwała mnie już od pierwszej, historia zaciekawiła mnie do tego stopnia, że ie było mowy bym odłożyła ją na półkę, póki nie skończę. Poświęciłam jej kilka godzin, i nie żałuję żadnej minuty, którą spędziłam z bohaterami. Autorka ma niesamowicie lekki styl, a każde zdanie, które wyszło spod jej pióra , czyta się z ogromną przyjemnością. Gdy przeczytałam kilka rozdziałów, wiedziałam już, że to jedna z lepszych książek, jakie miałam okazję czytać w 2017 roku. Myślę, że to z moich ust dość duży komplement, bo rocznie czytam około dwustu książek i nie każda od razu mnie zachwyca. Autorka w bardzo precyzyjny sposób połączyła fikcję literacką z autentycznymi wydarzeniami i za to czapki z głów droga pani Edyto. Akcja jest wartka, dynamiczna i naprawdę nie ma czasu na nudę, bo cały czas coś się dzieje i wywołuje w czytelniku wiele emocji. 

Jestem pod ogromnym wrażeniem kreacji bohaterów, która wyszła autorce perfekcyjnie i to nie tylko tych głównych, ale i także drugoplanowych. Każdy z nich jest perfekcyjnie dopracowany, wyrazisty, charakterny i ma swoje wady oraz zalety. Uwielbiam, gdy autor każdemu ze swoich bohaterów poświęca wiele uwagi i gdy mogę poznać każdego z nich od przysłowiowej podszewki. 

Akcja książki dzieje się w burzliwych i trudnych czasach, a autorka pokazała je w bardzo wiarygodny sposób, więc jeżeli lubicie takie właśnie historie, to ta powieść jest dla Was idealna. Ja sama przepadłam z kretesem, bo zostałam oczarowana historią rodziny Szymczaków oraz Marczaków. To świetna powieść ze zbrodnią i zemstą w tle.
Teraz przede mną drugi dom i jestem przekonana, że i on mnie nie zawiedzie.

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Replika.
Miłość zapisana w gwiazdach. Jak znaleźć drugą połówkę dzięki astrologii - Brad Kronen

Miłość zapisana w gwiazdach. Jak znaleźć drugą połówkę dzięki astrologii - Brad Kronen

Dawno, dawno temu, kiedy byłam jeszcze piękna i młoda, uwielbiałam czytać horoskopy. Zawsze miałam nadzieję, że coś się spełni… Teraz gdy trochę podrosłam i założyłam rodzinę, moje podejście do tego typu rzeczy nabrało innego wymiaru i podchodzę do nich dość sceptycznie. Jednak, gdy wydawnictwo Kobiece zaproponowało mi do recenzji horoskop dla par, zdecydowałam się go wziąć, by sprawdzić, czy mój mąż to ten jedyny, czy może jednak muszę go wymienić na inny lepszy znak zodiaku. ;) Zapraszam na moją krótką recenzję.

„Miłość zapisana w gwiazdach – czy to naprawdę możliwe?”

Przyznam się Wam szczerze, że długi czas zastanawiałam się co napisać w tej recenzji, gdyż z książki przeczytałam tylko kilka stron. Najbardziej interesował mnie mój znak zodiaku w połączeniu ze znakiem zodiaku męża. Podchodziłam do tego wszystko bardzo sceptycznie, ale o dziwo wiele z tego, co napisał autor, było prawdą, więc może rzeczywiście miłość i inne tego typu sprawy są nam zapisane w gwiazdach. Może już od naszych narodzin wiadomo, z kim w przyszłości dogadamy się najlepiej, jaki znak zodiaku pasuje do nas najlepiej i z kim warto budować przyszłość. 

Książka ta jest fajną ciekawostką, ale myślę, że najbardziej będą nią zainteresowane osoby wolne, które mają wybory partnera przed sobą i które wierzą w astrologiczną moc horoskopów. Ja na pewno swojego egzemplarza się nie pozbędę, bo jako matka nastolatków będę sprawdzała i zięcia i synową, a nawet podsunę egzemplarz swoim dzieciom, by same mogły się przekonać, który znak zodiaku jest dla nich idealny.

„Miłość zapisana w gwiazdach” to książka, która jest przepięknie wydana, a sama okładka niesamowicie przyciąga wzrok, więc jeżeli lubicie horoskopy, lubicie sprawdzać, kto jest Wam pisany, to koniecznie musicie zaopatrzyć się właśnie w tę książkę.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Kobiecemu. 
Pan Wilk. Tam i z powrotem - Jarosław Wilk

Pan Wilk. Tam i z powrotem - Jarosław Wilk

Jarosław Wilk kupił moje czytelnicze serce już swoją debiutancką powieścią, więc niecierpliwie wyczekiwałam jego trzeciej książki. Książki, która okazała się dla mnie zaskoczeniem i czymś całkiem innym, od tego do czego przyzwyczaił mnie autor. Tutaj mamy o wiele mniej seksu, czyli pieprzenia jakby określił to autor, za to pojawiły się emocje, które zagrały w tej książce pierwsze skrzypce. Czy taka zmiana wyszła Jarosławowi Wilkowi na dobre? Zapraszam na recenzję.

Dziś będę straszną zołzą i nie napiszę nic o fabule książki, ale ja wiem, że lubicie, gdy moje recenzje ociekają nutką tajemniczości. Jarosław Wilk to taki autor, który pisze szczerze, bez owijania w bawełnę, bez zbędnego koloryzowania i który nie boi się pisać o tematach trudnych, czy też kontrowersyjnych. To autor, który o seksie pisze w niebywale prosty sposób i przedstawia go takim jaki jest naprawdę. Jednak najnowsza jego powieść okazała się dla mnie dużym zaskoczeniem, bo autor naprawdę skupił się na emocjach, które trafiały w głąb mojej duszy, nawet nie raz łezka zakręciła się w moim oku. Oczywiście jak przystało na Pana Wilka, książka zawiera wiele wulgaryzmów i odważnych scen seksu. To książka przedstawiająca męski punkt widzenia na wiele spraw i uważam, że sam autor obnażył przed czytelnikami wiele swoich uczuć, pokazał prawdziwą twarz.

"Tu nie czekało na mnie nic. Nic to także brak nadziei, a bez niej nie umiałbym żyć."

Napiszę Wam tylko, że książka składa się tak jakby z trzech części, autor przenosi nas w przeszłość, przyszłość i teraźniejszość. Zapewniam Was, że każda z tych podróży nie jest pustą i bezwartościową historyjką, bo dzięki nim nie raz będziecie mieć takie prawdziwe chwile zadumy, będziecie się śmiać, denerwować no i oczywiście wzruszać. Jeżeli miałabym napisać o głównej zalecie tej książki, to na pewno byłaby to szczerość, która uderza w nas z każdej strony. To po prostu świetna, a nawet mogłabym rzec genialna książka.

Ja Wam tę powieść serdecznie polecam i uważam, że jest to najlepsza książka autora. To Pan Wilk w nowym i lepszym wydaniu. To niesamowicie prawdziwa książka, która zapewni Wam wiele wrażeń i jestem przekonana, że się nie zawiedziecie.

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi.

Rozgrywka - J. Sterling

Rozgrywka - J. Sterling

Uwielbiam książki, w których główny bohater jest sportowcem, więc gdy w zapowiedziach wydawnictwa SQN dojrzałam „Rozgrywkę” J. Sterling, od razu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Czy był to strzał w dziesiątkę? Zapraszam na recenzję.

"On jest rozgrywką,
w którą ona jeszcze nie grała."

Kiedy Cassie poznała w college’u Jacka, playboya i gwiazdę uczelnianej drużyny baseballowej postanowiła trzymać się od niego z daleka. To taki typ chłopaka, którego dziewczyna nie cierpi, arogancki, zapatrzony w siebie dupek. Dla Jacka, Cassie okazała się wyzwaniem, bo jeszcze żadna dziewczyna nie oparła się jego urokowi i każda bardzo szybko trafiała do jego łóżka. Chłopak, zanim poznał Cassie nigdy nie myślał o trwałym związku, ale ona wyzwoliła w nim uśpione uczucia. Czy uda mu się przebić przez mur chroniący serce Cassie? Przekonajcie się sami.

„Jenn Sterling postanowiła zacząć pisać książki, gdy została zwolniona z pracy. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, ponieważ pisanie od początku wychodzi jej… fenomenalnie. Sterling jest autorką bestsellerowej serii The Perfect Game.”

„Rozgrywka” to taka powieść, która już na samym początku wciągnęła mnie w głąb fabuły. Nie każdy autor to potrafi, ale J. Sterling udało się to w każdym calu, zdecydowanie to zasługa stylu, jakim operuje, bo jest on niezwykle lekki i przyjemny w odbiorze. Już na samym początku zostajemy wciągnięci w polowanie Jacka na Cassie, bo chłopak choćby chciał, to nie potrafi o niej zapomnieć, a atmosferę cały czas podsyca obojętność dziewczyny. Dzięki temu Jack pokazuje nam swoją prawdziwą twarz i uświadamia nam, dlaczego wybrał taki, a nie inny tryb życia, dlaczego skakał z kwiatka na kwiatek, a każda z dziewczyn pojawiała się w jego życiu tylko raz. 

Zdecydowanie jest to historia o prawdziwej miłości, w którą autorka włożyła wiele pracy oraz serca i naprawdę idzie to odczuć na każdej stronie. Ale tym, co najbardziej urzekło mnie w tej książce, nie jest tylko miłość między głównymi bohaterami, bo na całe szczęście autorka nie skupiła się tylko na tym. Wiele uwagi poświęciła pasjom, marzeniom i dążeniom do wyznaczonego celu, bo oboje bohaterów dąży do wyznaczonych sobie celów i nie spoczywa na laurach. Przyszłość jest dla nich najważniejsza… razem lub osobno. I choć książka momentami jest troszkę przesłodzona, to mnie to w niczym nie przeszkadzało i z ogromną ciekawością śledziłam historię Cassie i Jacka, która cały czas nie była usłana różami. 

Autorka wykreowała naprawdę bardzo fajnych bohaterów, których momentalnie obdarzyłam sympatią. Moje serce oczywiście podbił Jack, który okazał się zupełnie inną osobą, na jaką się kreował. Nie był ona także ideałem, a za swoje błędy poniósł ogromne konsekwencje. Jeżeli chodzi o Cassie to podziwiałam jej zachowanie, jej umiejętność wybaczania i brania spraw w swoje ręce. To naprawdę świetnie przedstawieni bohaterowie, których historia na pewno umili Wam czas.

J. Sterling udało się mnie nawet zaskoczyć i nie byłam przygotowana na to, jaki los zgotowała swoim bohaterom. Myślę, że każdy z Was lubi zaskoczenia, więc będziecie usatysfakcjonowani. To powieść, od której nie potrafiłam się oderwać i przeczytałam ją w kilka godzin. Autorka przeniosła mnie do świata pełnego miłości, pasji, marzeń i złamanych obietnic. Jeżeli uwielbiacie pióro Elle Kennedy, to pokochacie także J. Starling, która we mnie ma już oddaną fankę.

Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu SQN.

Wigilijny konkurs numer 2

Wigilijny konkurs numer 2

Jako że w Wigilię to Mikołaj przynosi prezenty pod choinkę, my mamy dla Was książki z choinki!

Do wygrania zestaw aż 7. książek!

"Love line" Nina Reichter
"Kryształowe serca" Augusta Docher
"Na szczycie. Właściwy rytm" K.N. Haner
"Dziewczyna ze złotej klatki" Anna Szafrańska
"Drugie dno" Jolanta Kosowska
"Nowe życie" Ewelina Kościelniak
"Dwadzieścia minut do szczęścia" Katarzyna Mak

Zasady konkursu są bardzo proste, wystarczy, że:

*zgłosicie się w komentarzu
*polubicie fp Literatura.kobieca.co.czytac?
*polubicie fp sponsora nagród Wydawnictwo Novae Res
*polubicie fp autorów:
Nina Reichter
Augusta Docher vel Beata Majewska
K.N. Haner
Anna Szafranska
Katarzyna Mak
Joanna Kosowska
Ewelina Kościelniak
*zaobserwujecie naszego bloga

Konkurs trwa do 3. stycznia, a wyniki pojawią się w ciągu trzech dni. Zastrzegamy sobie prawo do zmian w regulaminie konkursu.

Powodzenia!
Wigilijny konkurs numer 1

Wigilijny konkurs numer 1

Kochani, dziś Wigilia, więc to idealny czas na konkurs. Do wygrania jest pakiet książek Beaty Majewskiej, które nasz blog objął patronatem medialnym. Zasady konkursu są bardzo proste, wystarczy, że:

*zgłosicie się w komentarzu
*polubicie fp Literatura kobieca - co czytać?
*polubicie fp autorki Augusta Docher vel Beata Majewska
*zaobserwujecie naszego bloga

Konkurs trwa do 2 stycznia, a wyniki pojawią się w ciągu trzech dni. Zastrzegamy sobie prawo do zmian w regulaminie konkursu.

Powodzenia!


Kochaj - Regina Brett

Kochaj - Regina Brett

Z twórczością Reginy Brett nie miałam nigdy styczności, a to autorka, która ma swoją rzeszę fanów. Napisała do tej pory kilka bestsellerów między innymi „Bóg nigdy nie mruga”, „Jesteś cudem” oraz „Twój dziennik”. Gdy w propozycji do recenzji dostałam jej najnowszą powieść, na samym początku nie wiedziałam co zrobić, bo choć lubię poznawać twórczość nowych autorów, to nie zawsze opis książki do mnie przemawia, a tym bardziej nie przepadam za poradnikami. Jednak koniec końców postanowiłam dać szansę twórczości tej autorki i była to bardzo dobra decyzja. Książka od samego początku niesamowicie mnie wciągnęła i przepadłam z kretesem. Zapraszam na recenzję „Kochaj”.

„50 lekcji jak pokochać siebie, swoje życie i ludzi wokół”

To podobno najbardziej osobista książka autorki, a sama Regina Brett tak zachęca do sięgnięcia po nią…

"Ta książka nie jest dla każdego. Napisałam ją z myślą o tych, którzy zostali zranieni albo kochają zranionych, ale i dla tych, którzy są nieświadomi własnych ran, chociaż innym wydają się one oczywiste.
No dobrze, wygląda na to, że ta książka jest dla każdego.

Głodna miłości – tak czułam się przez wiele lat mojego życia. I wiem, że nie jestem w tym odosobniona.
Przeżyłam wiele trudnych chwil. Dziś potrafię spojrzeć wstecz i dostrzec dar w każdym z moich doświadczeń. Gdybym mogła wybierać z menu życia, nigdy nie zdecydowałabym się na większość sytuacji, które mi się przytrafiły – a mimo to żadnej nie żałuję. Każde doznanie i każdy związek uczyniły mnie tą osobą, którą jestem. Dziś wreszcie mogę powiedzieć, że kocham ją całym sercem.
Pragnę, żebyś i ty ze wszystkich sił pokochał siebie, swoje życie i otaczających cię ludzi.***"
REGINA BRETT 

„Kochaj” to powieść, do której byłam nastawiona sceptycznie, a która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. To książka, którą naprawdę powinien przeczytać każdy bez wyjątku, bo każdy z nas posiada w duszy oraz sercu jakieś rany, a dzięki tej książce może spojrzeć na to wszystko z zupełnie innej strony, można wyciągnąć wnioski. To powieść, dzięki której naprawdę można zajrzeć w głąb siebie i pokochać siebie tak prawdziwie, ze wszystkimi wadami, ranami i bliznami. Poza tym dzięki tej książce można spojrzeć na swoje życie z zupełnie innej strony i przekonać się, że nie tylko my mamy, bądź mieliśmy źle w życiu, takich ludzi są miliony na całym świecie, a ta książka pozwala nam dostrzec pozytywy każdej sytuacji. Podziwiam autorkę za szczerość, za realizm i za prawdę, którą przelała na karty swojej powieści. Myślałam, że będę tę książkę męczyć i że nie uda mi się jej skończyć, a okazało się, że przeczytałam ją w kilka godzin, które były dla mnie czystą przyjemnością, a sama autorka stała się dla mnie bliską przyjaciółką.

Książka składa się z pięćdziesięciu rozdziałów, a każdy z nich jest dla nas lekcją, z której naprawdę warto skorzystać. Niewątpliwie jest to powieść bardzo odważna, mądra, dzięki której otrzymujemy wiele odpowiedzi na nurtujące nas pytania dotyczące życia. Książka do bólu szczera i prawdziwa, bo autorka zdradza nam naprawdę wiele ze swojego prywatnego życia. Są to tematy trudne i bolesne i czasami zastanawiałam się, czy Regina Brett nie przekroczyła jakiejś granicy prywatności i doszłam do wniosku, że zdecydowanie jej nie przekroczyła, bo o wielu sprawach trzeba mówić głośno, a ja naprawdę momentami czułam się tak, jakby tę historię opowiadała mi bliska sercu przyjaciółka.

Książka porusza, złości, ale daje olbrzymią nadzieję i naprawdę uważam, że powinien przeczytać ją każdy, to wspaniała lekcja wybaczania, bo świat pełen miłości jest o niebo lepszy od świata pełnego nienawiści.

Gorąco polecam!
Szczęście jest kotką - Eva Berberich

Szczęście jest kotką - Eva Berberich

„Szczęście jest kotką, to jedna z takich powieści, która nie zachwyciła mnie tytułem, ponieważ nie lubię książek o kotach, nie lubię kotów, a przede wszystkim się ich boję. Jestem stuprocentową psiarą i mam nadzieję, że wszyscy fani kotów nie znienawidzą mnie przez to. Jak możecie się domyślić, do książki podchodziłam sceptycznie i cały czas odkładałam ją „na potem”. Jednak jak się okazało, było to głupim posunięciem z mojej strony, bo ta mała niepozorna książeczka okazała się naprawdę bardzo fajną lekturą, przy której świetnie spędziłam czas.

„Przyzwoity kot z zasady ignoruje wszystko, co choćby w najmniejszym stopniu przypominało polecenie.”

Główną bohaterkę poznajemy w momencie, kiedy opłakuje śmierć swojego ukochanego kota. Jednak po jakimś czasie znajduje na progu swoich drzwi tajemnicze pudełko z zaskakującą zawartością. W środku znajduje się mała ruda, pręgowana i zielonooka kotka. Pomiędzy kobietą a kotką bardzo szybko nawiązuje się nić sympatii, a Gałganka (takie imię otrzymała kotka) natychmiast bierze w posiadanie cały dom. Gałganka nie znosi jednej osoby, mianowicie Konrada, który coraz częściej pojawia się na jej terytorium. Konrad także nie przepada za kotką, poza tym mężczyzna nigdy wcześniej nie miał styczności z kotami. Czy się do nich przekona? O tym musicie przekonać się sami, ale zapewniam Was, że to niezwykle pouczająca i pełna ciepła historia o przyjaźni człowieka z kotem.

„Eva Berberich mieszka z kotem i mężem, pisarzem Arminem Ayrenem, w miejscowości Oberweschnegg położonej w południowym Szwarcwaldzie (Badenia-Wirtmbergia). Tam też rozgrywa się akcja książki.”

„Szczęście jest kotką” to książka, która niesamowicie zaskoczyła mnie swoją fabułą. Autorka w piękny, a tym bardziej realny sposób przedstawiła oblicze przyjaźni między kotem i człowiekiem. Ja przepadłam i niestety żałowałam, że książka jest małego formatu i zawiera tylko nieco ponad dwieście stron. Chyba mogłabym o tym czytać bez końca. 

Narracja książki poprowadzona jest na dwa głosy – autorki oraz oczywiście Gałganki. I uwierzcie mi na słowo, że przemyślenia kotki są opisane naprawdę rewelacyjnie, główna bohaterka jej dorównuje, ale to kotka wiedzie prym i to ona została moją ulubioną bohaterką tej książki. Niezwykle ją polubiłam, bo Gałganka, to niebywale mądra, ale i także przemądrzała kotka, która niejednokrotnie zaskakiwała mnie trafnymi spostrzeżeniami ze swojego życia, ale i życia ludzi. Okazała się z niej być taka mała mądralińska, ale dzięki właśnie tym jej przemyśleniom książka zyskała niesamowitego uroku, ciepła i nie raz potrafiła wywołać uśmiech na mojej twarzy. Rozmowy głównej bohaterki z kotem były przecudowne i wiele razy to siebie widziałam na jej miejscu, jak sama rozmawiam ze swoim psem.  Autorka uświadomiła mi także, że miłość i zaufanie zwierzęcia do człowieka, nie przychodzi nagle, po prostu na wszystko trzeba zapracować i nieważne, czy jest to kot, pies, czy jeszcze inne stworzenie.

To naprawdę ciepła i zabawna opowieść o inteligentnej kotce, o ludziach, przyjaźni, miłości, po prostu o życiu. Książka świetna i idealna na ten zimowy czas.

Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Bis.
Mirror, Mirror - Cara Delevingne. Rowan Coleman

Mirror, Mirror - Cara Delevingne. Rowan Coleman

Carę Delevingne większość z nas zna lub chociaż kojarzy. To modelka i aktorka, która tym razem połączyła siły z brytyjską autorką Rowan Coleman i wspólnie napisały książkę young adult z elementami thrillera. Zapraszam na recenzję „Mirror, mirror”.

Przyjaźń Leo, Rose, Naomi i Reda zaczęła się w momencie, gdy w ramach pracy na lekcji mieli stworzyć muzyczny zespół. Nikt nie spodziewał się, że czwórka tak odmiennych osób odniesie tak wielki sukces, a ich muzykę będzie chciał słuchać prawie każdy uczeń. Połączyła ich pasja i miłość do muzyki i już żadne z nich nie wyobrażało sobie życia bez przyjaźni. Jednak pewnego dnia zaginęła Naomi. Policja stwierdziła, że to kolejny wybryk nastolatki i zbyt mocno nie zaangażowała się w strawę. Gdy po miesiącach znaleziono umierającą dziewczynę, przyjaciele postanowili rozpocząć swoje własne prywatne śledztwo, by dowiedzieć się, co tak naprawdę spotkało Naomi. Czy w ten sposób sami narazili się na niebezpieczeństwo? Przekonajcie się sami.

„Mirror, Mirror” to taka powieść, po której nie wiedziałam czego się spodziewać. Tajemnicza okładka, tajemniczy opis nie ułatwiły mi sprawy. Jednak niewątpliwie byłam tą książką zaintrygowana, gdyż lubię poznawać sławne osoby od całkiem nowej strony i byłam bardzo ciekawa, czy Cara Delevingne sprawdziła się w roli pisarki. Przyznam szczerze, że na samym początku dość sceptycznie do niej podchodziłam, gdyż znane nazwisko to nie wszystko, jednak z ręką na sercu mogę Was zapewnić, że ta powieść to kawał dobrej roboty i zostałam naprawdę miło zaskoczona.

To powieść idealna dla nastolatków, a tym bardziej dla zagubionych nastolatków poszukujących własnego „JA”. Narratorem jest Red, który boryka się z wieloma własnymi problemami. Z poszukiwaniem własnej tożsamości, z problemami rodzinnymi, z pierwszymi prawdziwymi uczuciami i z zaginięciem najlepszej przyjaciółki. Ogromnie podobało się mi to, jak prawdziwie i obrazowo został przedstawiony portret psychologiczny postaci, oczywiście w szczególności Reda, którego poznajemy od samej podszewki. Autorki naprawdę skupiły się na każdym aspekcie jego młodego życia i poświęciły mu wiele uwagi, co umożliwiło mi zaprzyjaźnienie się właśnie z tą postacią. Nie raz współczułam mu jego życia, które było pełne bólu, niezrozumienia i niewypowiedzianych prawd. Ceniłam go za jego determinację, poświęcenie i ogromne serce, które mimo wielu ran biło równym i mocnym rytmem. Jeżeli chodzi o pozostałą trójkę bohaterów, to moje uczucia do nich zmieniały się niczym w kalejdoskopie, ale gdy będziecie czytać tę powieść, myślę, że będziecie mieć podobne odczucia.

"Tylu ludzi w swoich domach. Nie mają pojęcia, co dzieje się w moim życiu. Nie wiem dlaczego, ale ta myśl w jakiś sposób poprawia mi humor, bo skoro te wszystkie wydarzenia są tak małe, że mogą zranić tylko mnie, to nie mogą być aż tak straszne." 

Powieść ta zawiera wiele opisów, powrotów do przeszłości, ale nie zrażajcie się, gdyż są one bardzo wciągające i uzupełniają wiele niewiadomych z teraźniejszości. Jak wiecie, sama nie przepadam za obszernymi opisami, ale tutaj są one niezbędne, poza tym napisane są lekko i wciągająco, dzięki czemu po prostu się po nich płynie. 

Książka niewątpliwie jest zaskakująca, choć w pewnej chwili wpadłam na właściwy trop i doszłam do tego, kto doprowadził do stanu w jakim znalazła się Naomi. Autorki przybliżają nam także tą ciemną stronę internetu, której wielu z nas nie zna, a która ma ogromny wpływ na życie wielu zagubionych nastolatków, ale i także dorosłych osób.

Polecam Wam tę powieść z całego serca, ja sama zostałam miło zaskoczona i jeżeli jeszcze kiedyś Cara Delevingne napisze jakąś książkę, to ja na pewno ją przeczytam.
Maraton do szczęścia - Marta Radomska

Maraton do szczęścia - Marta Radomska

Czasem zdarza mi się trafić, na książkę której muszę dać troszeczkę więcej czasu,by się do niej przekonać. Niekiedy mam w swoich rękach egzemplarz trudny, z którym mierze się długi czas, a i tak idzie, jak po przysłowiowym grudzie, są też takie, przy których urządzam nocne maratony, bo przecież jeszcze tylko jeden rozdział.

Tak właśnie miałam z „Maratonem do szczęściaMarty Radomskiej i jeśli myślicie, że ten maraton w tytule jakoś wpłynął na moją podświadomość, i to dlatego czytałam ją nocnymi maratonami, to się mylicie. Jest to po prostu dobra książka, od której nie mogłam się oderwać.

Jest to opowieść o względnie spokojnym życiu Aleksandry, Poznanianki po trzydziestce. Ma ona wszystko, co mogłoby składać się na tytułowe szczęście. Partnera, którego poznała zupełnie przypadkiem w trakcie podróży na krótki urlop, smukłe ciało, które zawdzięcza swojej cudownej pracy- trenerki fitness oraz przyjaciół, na których w każdej sytuacji może liczyć.

Jest ona niezwykle zorganizowaną i mocno stąpającą po ziemi osobą, to właśnie dlatego najlepsi przyjaciele Beatka i Darek poprosili ją o pomoc w zorganizowaniu swojego ślubu, wesela i nawet podróży poślubnej. A że Aleksandra zaskarbiła sobie miłość i szacunek całej rodziny Nawrockich, to kto inny mógłby pomagać ich pierworodnemu w organizacji najważniejszego dnia w życiu, jak nie przyjaciółka, którą wszyscy traktują jak rodzinę.

Tylko, czy owa przybrana córka/siostra wie wszystko o rodzinie Nawrockich, których traktuje na równi z własną. Przecież każda familia ma jakiś nikomu nieznany sekret, który czeka, by na nowo skłócić najbliższych. Gdy owa tajemnica wraz z Łukaszem wróci do kraju, po spokojnym życiu Aleksandry nie będzie ani śladu. W obliczu wydarzeń, w których sensu nikt na początku nie widział, zmuszona będzie przeorganizować swoje życie. W zamian dostanie jednak coś o wiele lepszego.

„Maratonem do szczęścia”  jest pierwszą i na pewno nie ostatnią książką Marty Radomskiej, którą miałam przyjemność czytać. Od samego początku dało się zauważyć, że autorka ma plan, w którym dawkuje nam wszystkie informacje. Każdą postać poznajemy stopniowo, po to, by tylko nie za wcześnie dowiedzieć się o niej tej najważniejszej rzeczy.
Fabuła prowadzona z nutą tajemnicy mnie najbardziej odpowiada. Nie lubię wiedzieć wszystkiego od razu, chce odkrywać kolejne elementy układanki stopniowo, musieć wysilić szare komórki nawet o 2 w nocy, gdy zamiast już dawno spać, siedzę i czytam, i tu to dostałam.


Jeśli szukacie książki, która zawładnie Waszą głową i będziecie o niej myśleć w każdej możliwej chwili, to "Maraton do szczęścia" jest jak najbardziej dla Was. Dajcie się skusić na czytelniczy maraton z Aleksandrą i jej już nie do końca poukładanym życiem, na pewno nie będziecie żałować.  

Za możliwość przeczytania dziękuje Wydawnictwu Czwarta Strona.
Skradzione godziny - Maria Solar

Skradzione godziny - Maria Solar

„Naiwne miłostki.
Zawiedzione uczucia.
Zakazana miłość zdolna pokonać czas.”

Anselmo umiera, trzymając w dłoni tajemniczą kartkę, na której znajduje się tajemniczy napis… Powiedz, że mnie kochasz. Niby to taki krótki tekst, a jest on przyczyną ujawnienia pasjonującej historii miłosnej, który nigdy się nie skończyła…

Hiszpania, rok 1979. Poznajemy dwie rodziny, jedną konserwatywną, drugą liberalną. Rosa matka trójki dzieci tkwi w chorym i toksycznym związku z Damianem i choć kobieta chciałaby się z nim rozstać, to nie wchodzi to w grę, gdyż to czas, kiedy rozwody nie mają racji bytu. Ramón przyjaźni się z Roberto, synem Loli i Antonia. To najlepsi przyjaciele do czasu, gdy obydwoje zakochują się w tej samej dziewczynie. Po śmierci dziadka Roberto postanawia rozwikłać zagadkę tajemniczej kartki, którą ściskał w dłoni na łożu śmierci. Czy uda mu się odkryć sekret dziadka? Tego musicie dowiedzieć się sami.

To kolejna książka, której fabuły zbytnio nie mogę Wam zdradzić i przyznam szczerze, że nawet nie chcę tego robić. Lubię, gdy moje recenzje zdradzają Wam bardzo mało, bo wtedy mam wrażenie, że to, co robię, jest takie, jakie powinno być. Przecież recenzent ma tylko ocenić książkę, a nie opisywać ją od deski do deski. Więc tym razem znów dam Wam tylko liznąć zarysu i mam nadzieję, że to, co napiszę, skusi Was do sięgnięcia po tę pozycję, bo naprawdę warto.

Maria Solar do tej pory pisała książki dla dzieci, więc można by rzec, że „Skradzione godziny” to taki jakby jej debiut, jeżeli chodzi o powieści dla starszych czytelników. Już teraz napiszę Wam, że książka niesamowicie mnie pochłonęła i skradła mi kilka godzin z życia, czego oczywiście nie żałuję. 

Ta powieść nie skupia się tylko na jednej parze bohaterów, bo tutaj mamy ich naprawdę wielu, każdy z tych bohaterów zabiera głos w tej opowieści i poznajemy jego historię. To naprawdę świetna plejada postaci, które wspólnie stworzyły niesamowicie wciągającą, emocjonującą i niejednokrotnie wzruszającą historię. Ja się w niej strasznie zatraciłam i przeczytałam ją w kilka godzin, które jak dla mnie minęły zbyt szybko.

Bohaterów jest sporo, więc łatwo możecie się domyślić, że książka jest wielowątkowa, a autorka na każdym z tych wątków skupiła się naprawdę bardzo mocno. Nic nie jest opisane po macoszemu, bo każdy bohater i każda historia zostały idealnie dopracowane, tak by czytelnik czuł się w pełni usatysfakcjonowany i nie czuł niedosytu. Ja nie mogę doczepić się do niczego, bo zostałam w stu procentach usatysfakcjonowana tą opowieścią. Poza tym styl, jakim operuje autorka, jest niezwykle lekki i przyjemny w odbiorze, dzięki czemu przez książkę niemal się płynie i nawet nie zdaje się sprawy, jak szybko przewracane się kartki i jak nieuchronnie zbliża się zakończenie.

To niewątpliwie książka o miłości, o jej urokach, ale także i mrokach. Autorka uświadamia nam, jak trudne są rozstania i o tym, że prawdziwej miłości nie pokonają nawet lata, bo prawdziwie i na zawsze kocha się tylko raz.

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

Lab Girl. Opowieść o kobiecie naukowcu, drzewach i miłości - Hope Jahren

Lab Girl. Opowieść o kobiecie naukowcu, drzewach i miłości - Hope Jahren

Nigdy nie przepadałam za biografiami i autobiografiami, ale ostatnio coś w tej sprawie powoli zaczęło się zmieniać, więc gdy wydawnictwo Kobiece zaproponowało mi zrecenzowanie autobiografii Hope Jahren, wielokrotnie nagradzanej biolożki, która od lat prowadzi badania z dziedziny geobiologii, zbyt długo się nie zastanawiałam i poprosiłam o egzemplarz do recenzji. Przyznam szczerze, że bodźcem, który popchnął mnie ku tej książce, był jej bardzo ciekawy opis. Czy był to strzał w dziesiątkę? Zapraszam na recenzję.

„Fenomenalny pamiętnik z botanicznego laboratorium, który zdobył uznanie czytelników Barnes&Noble i zagranicznych mediów!
Jako mała dziewczynka Hope Jahren zawsze od zabawy z innymi dziećmi wolała wizyty w laboratorium taty. Tak zrodziła się niebywała pasja do nauki i życiowa misja badania sekretów świata roślin. Dziś Hope prowadzi trzy laboratoria i zajmuje miejsce wśród najwybitniejszych naukowców. Kobieta, która potrafi całymi dniami badać anatomię malutkiego liścia, w swojej autobiografii z niebywałą wrażliwością opowiada o pielęgnowaniu pasji, wzlotach i upadkach, ogromnej determinacji, a także ludzkiej przyjaźni i miłości. To również historia jej bratniej duszy – Billa, genialnego odkrywcy, z którym przebyła długą drogę od niebiańskiego Bieguna Północnego, przez Stany Zjednoczone, aż do rajskich Hawajów.
Oto książka o nieuchronnych rozczarowaniach, triumfach, ekscytujących odkryciach oraz tajemnicach liści, gleb, nasion i korzeni, która pozwoli nam spojrzeć na świat natury jako wspaniały cud życia.”

Zabierając się za lekturę tej książki, do końca nie byłam przekonana, co w niej dostanę i chyba podchodziłam do niej dość sceptycznie, bo mimo tego, że opis mnie zaciekawił i zaintrygował, to wiedziałam, że będą to wspomnienia, które nie zawsze potrafią mnie porwać i zapewnić czytelniczą ucztę. Jednak na całe szczęście powieść zaskoczyła mnie na ogromny plus i już od samego początku z  zapartym tchem śledziłam życie głównej bohaterki, która przybliża nam je już od swoich dziecięcych lat, gdy jako mała dziewczynka spędzała całe dnie z tatą w jego laboratorium. To właśnie on zaraził ją miłością do badań i Hope jako mała dziewczynka chciała być właśnie taka jak tata. Kobieta spełniła swoje dziecięce marzenia, stała się naukowcem i cały czas oddaje się swojej pasji i miłości, czyli nauce o ziemi. Droga do sukcesu nie była łatwa ani przyjemna, kobieta musiała poświęcić wiele, ale zdecydowanie było warto.

"W dniu, w którym zostałam naukowcem, stałam w laboratorium i patrzyłam na wschodzące słońce. Byłam przekonana, że zobaczyłam coś niezwykłego, i czekałam na przyzwoitą godzinę, żeby zadzwonić. Chciałam komuś powiedzieć, co odkryłam, choć nie byłam jeszcze pewna komu." 

Autobiografia Hope Jahren okazała się dla mnie naprawdę niezwykłą przygodą i autentyczną wycieczką do świata nauki. Bardzo polubiłam autorkę, która uświadomiła mi, że warto walczyć o marzenia. Podziwiałam ją na każdym kroku, za jej upór, za jej walkę w dążeniu do celu. Niezwykle szanuję ludzi, którzy są pełni pasji, których nie załamują porażki i dalej potrafią dążyć do celu. To kobieta, z której naprawdę warto brać przykład, bo uświadomiła mi ona, że wszystko w życiu jest możliwe, tylko trzeba tego bardzo mocno chcieć, że ciężka praca w dążeniu do celu po jakimś czasie daje nam swoje owoce, a nas wtedy może rozpierać tylko i wyłącznie duma, że nam się udało, że doszliśmy do tego swoją własną ciężką pracą. To książka, którą naprawdę warto przeczytać. Ciepła, pełna pasji i miłości do przyrody. Oprócz tego Hope Jahren pokazała mi świat roślin swoimi oczami i przekonała mnie, że nasz świat jest ściśle powiązany ze światem roślin i jestem przekonana, że po przeczytaniu tej książki Wy także spojrzycie inaczej na wszechotaczającą nas przyrodę.

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu. 

Hobbysta - Agnieszka Pruska

Hobbysta - Agnieszka Pruska

Jeżeli obserwujecie naszego bloga, to wiecie, że bardzo polubiłam twórczość Agnieszki Pruskiej i postanowiłam zapoznać się z całą serią o komisarzu Barnabie Uszkierze. Dziś nadszedł czas na recenzję tomu drugiego. Zapraszam.

„Śledztwo w toku. Barnaba Uszkier znów na tropie”

„Śledztwo w toku. Barnaba Uszkier znów na tropie Gdański komisarz Barnaba Uszkier wysyła rodzinę na wakacje do małej wsi położonej nad malowniczym jeziorem Krosino. Wakacyjną idyllę słomianego wdowca przerywa znalezienie zwłok niezidentyfikowanego mężczyzny na pobliskim poligonie. Niepokój policjanta wzmaga fakt, że jego synowie właśnie rozpoczęli zabawę w detektywów, prawdopodobnie znajdując ślady morderstwa. Nie zwlekając, jedzie z technikami na miejsce zdarzenia, by rozpocząć skomplikowane i wielowątkowe dochodzenie. Czy jego bliskim zagraża niebezpieczeństwo?”

Jak wiecie bardzo polubiłam komisarza Uszkiera i zawsze z ogromną ciekawością zabieram się za książkę o nim. Pewnie dziwcie się, dlaczego piszę, że za każdym razem, ale to już moje trzecie spotkanie z tym bohaterem, bo prócz pierwszego tomu, przeczytałam jeszcze ostatni.

Autorka cały czas trzyma poziom i kolejny raz przybliżyła mi bardzo dokładnie pracę policji, w każdej części podchodzi o tego tematu bardzo skrupulatnie, a ja z ogromną ciekawością śledzę pracę śledczych, od przysłowiowej kuchni.

Bardzo lubię styl, jakim posługuje się autorka, który jest bardzo lekki i jej książki czyta się z ogromną przyjemnością.  W tej części akcja powieści płynie swoim własnym miarowym tempem i choć sama lubię, gdy w czytanych przeze mnie książkach dużo się dzieje, to tutaj w ogóle mi to nie przeszkadzało. Dużym plusem jest to, że Agnieszka Pruska z premedytacją wodziła mnie co chwila za nos, myliła tropy i ku mojemu zdziwieniu na każdym kroku mnie zaskakiwała. Zaskoczeniem okazało się także samo zakończenie, bo właśnie przez to mylenie tropów, źle wytypowałam mordercę, a to naprawdę nieczęsto się mi zdarza. Za to wszystko należą się pani Agnieszce ogromne brawa, bo nie każdy autor potrafi tak mocno zamotać mi w głowie.

Jeżeli lubicie ciekawe  kryminały, które są świetną odskocznią od codzienności, to ja z czystym sumieniem polecam Wam serię o komisarzu Barnabie Uszkierze i jestem pewna, że się nie zawiedziecie.

Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Oficynka.

Prokurator - Paulina Świst

Prokurator - Paulina Świst

Zanim dowiedziałam się o istnieniu tej książki, przez przypadek natrafiłam na kilka nieprzychylnych opinii na jej temat i chyba trochę z przekory i wbrew tym opiniom z zapałem zabrałam się za czytanie. I nie żałuję, bo bawiłam się świetnie, a książkę pochłonęłam w ciągu zaledwie kilku godzin. Wydawca przysporzył sobie zapewne czytelników, sprytną reklamą książki, jak i niestety paru niepochlebnych ocen. Jednakże mnie śmieszą te wydumane recenzje i oceny niektórych czytelników czy blogerów, którzy doszukują się, Bóg wie czego w czymś, co bez dwóch zdań zostało napisane po to, aby uprzyjemnić nam czas i moim zdaniem, jako takie absolutnie się sprawdziło. To nie jest literatura „wysokich lotów” i jak dla mnie niechże taką pozostanie.

„Trzydziestoletnia, niezwykle atrakcyjna Kinga Błońska jest szczęśliwą kobietą. To znaczy była. Od wielu lat dzieliła życie z tym samym mężczyzną a zawodowo, jako błyskotliwa adwokatka, odnosiła sukcesy na sali sądowej. Teraz jednak fortuna przestała jej sprzyjać: nie dość, że przyłapała męża na zdradzie, to musiała również podjąć się prowadzenia sprawy groźnego bandyty „Szarego”. Co gorsza, „Szary” jest jej przyrodnim bratem, z którym od dawna nie miała – i nie chciała mieć – nic do czynienia.
Wydarzenia ostatnich tygodni postanawia odreagować w dyskotece. Po raz pierwszy w życiu ma ochotę zachować się nieodpowiedzialnie… i udaje się jej to aż za bardzo. Ląduje w mieszkaniu Łukasza, którego dopiero co poznała na parkiecie. Po niesamowitych miłosnych uniesieniach zaspokojona seksualnie, ale skacowana moralnie, ukradkiem wraca do domu. Zaledwie kilka godzin później przekonuje się, że pech upodobał ją sobie na dobre: "facet na jedną noc" okazuje się prokuratorem prowadzącym sprawę jej przyrodniego brata. Jakby tego było mało, wszystko wskazuje na to, że pozasłużbowe kontakty Kingi i Łukasza nie ograniczą się do jednego gorącego spotkania…”

Tak naprawdę niewiele wiadomo o autorce tej książki. Jedynie to, że Paulina Świst to pseudonim młodej prawniczki, posiadaczki indywidualnej kancelarii adwokackiej we Wrocławiu i absolwentki Uniwersytetu Jagielońskiego, a książka ta to jej debiut autorski. Wielu czytelników porównuje styl autorki do Remigiusza Mroza, a co niektórzy twierdzą nawet, że Paulina Świst to jego kolejne alter ego. Osobiście jestem daleka od takich porównań, a jeśli już to powiedziałabym, że Prokurator przypomina mi bardziej pióro Agnieszki Lingas Łoniewskiej w kilku jej książkach, w których dominuje wątek sensacyjny, z tym że styl Pauliny Świst jest bardziej zdecydowany i lekko zadziorny, co w moim mniemaniu jest zdecydowanie atutem.

Ciężko mi jednoznacznie określić, do jakiej kategorii zaliczyć „Prokuratora”, nie zgodzę się z wydawcą, że jest to kryminał, bardziej sensacja z romansem w tle, a może nawet romans z wątkiem sensacyjnym w tle. Oczywiście jest i erotyka, która niestety co niektórym stanęła kością w gardle, ale zapewniam Was, że wszystko mieści się w ramach nie przytłacza, nie dominuje i nie ma nic wspólnego z Greyem, a ci, którzy tak uważają, to Greya raczej nie czytali.

Kolejnym zarzutem wobec tej powieści, są wyidealizowani bohaterowie. Jasne, że są, ale cóż w tym złego, to nie pierwsza książka, gdzie bohater prawie sam rozprawia się z bandą groźnych przestępców ( przypomnijcie sobie, co wyprawiał Rambo, prokurator Zimnicki przy nim to pikuś ;) ). Główni bohaterowie powieści to bardzo silne osobowości. Lukasz to ambitny, a zarazem wybuchowy i bardzo porywczy prokurator, a Kinga ze swoim niewyparzonym językiem w niczym mu nie ustępuje. Taka mieszanka wybuchowa sprawia, że iskrzy między nimi już od pierwszych stron książki i stwarza wiele zabawnych, ale również bardzo emocjonalnych sytuacji.
Autentyczności dodaje im potoczny język, jakim się posługują, niepozbawiony wulgaryzmów, co oczywiście nie każdemu się podoba, bo przecież „prawnikom nie przystoi” A czyż prawnicy to nie ludzie? (Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że gdzieś tam w kuluarach rozmawiają ze sobą.... trzynastozgłoskowcem ;) )

Czytałam również takie opinie, że powieść jest mało autentyczna, a z prawdziwym światem prawniczym niewiele ma wspólnego. Ta powieść to fikcja literacka, zrodzona w głowie autorki, choć nie byłoby niczym dziwnym, gdyby Paulina Świst korzystała w pewnym stopniu ze swojego doświadczenia zawodowego. Odsyłam jednak do jednego z wywiadów, jaki udzieliła autorka, w którym podkreśla, że „Prokurator” „(...) to lekka lektura, a nie żadne arcydzieło(...) I po to ją napisałam, aby umilić ludziom czas.”

Powieść napisana jest dwutorowo, czyli z perspektywy męskiego, jak i żeńskiego bohatera, co jest ostatnio bardzo modnym zabiegiem, który bardzo lubię. Nie mam wątpliwości, że książka kryje błędy zarówno stylistyczne, jak i merytoryczne. Dla osób, które w jakikolwiek sposób są obeznane z tematem, będzie jeszcze łatwiej odnaleźć niezgodności związane, chociażby z pracą prawników i wymiaru sprawiedliwości. Jednak dla takiego laika jak ja wszystkie te błędy nie mają większego znaczenia i nie wpływają na odbiór książki.

Podsumowując moją małą „krucjatę” przeciwko złym opiniom o tej książce: „Prokurator” to naprawdę bardzo dobry debiut pośród książek z tej kategorii. Posiada niebywale ekscytującą i porywającą fabułę, usianą strzelaninami, porwaniami i pościgami jak przystało na powieść sensacyjną. Miłośnicy romansów będą również usatysfakcjonowani iskrzącym namiętnością wątkiem miłosnym. Książka wciąga już od pierwszych stron za sprawą dynamicznej akcji, pełnokrwistych i niepozbawionych brawury bohaterów i wszechobecnych emocji, tych dobrych, jak i zarówno tych złych. Na rynku wydawniczym ukazała się kolejna powieść autorki „Komisarz” i mam nadzieję, że Paulina Świst pójdzie za ciosem i w krótkim czasie możemy spodziewać się kolejnych tak ciekawych powieści. Polecam zdecydowanie! 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Bisness Culture!




Zdążyć z miłością - Beata Majewska (PATRONAT MEDIALNY)

Zdążyć z miłością - Beata Majewska (PATRONAT MEDIALNY)



"Czy można zwlekać z miłością?"

Trzydziestoletnia Olga to kobieta bardzo atrakcyjna, wykształcona i majętna, która niestety zmaga się z wieloma życiowymi problemami. Kobieta choruje, a jej życie miłosne to pasmo niepowodzeń. Wszystko się zmienia, kiedy poznaje Kamila, samotnego ojca Maksa i Faustyny. Pomiędzy nimi rodzi się miłość, po krótkim czasie para pobiera się, ale niestety ich szczęście nie trwa zbyt długo. Czy uda się im przezwyciężyć wszystkie przeciwności losu?

Chyba wiecie, że Beata Majewska (Augusta Docher) to jedna z moich ulubionych autorek, która niejednokrotnie potrafiła mnie zaskoczyć i tak samo było tym razem. Bardzo byłam ciekawa tej historii, gdyż pokochałam Hugona i Łucję, a niestety Olga była bohaterką, która nieźle namieszała w ich życiu. Jednak autorka postanowiła i jej dać szansę i dlatego powstała ta powieść. Bałam się, że ja nie dam Oldze szansy i nie uda mi się jej polubić, jednak na szczęście nie było to takie trudne, bo Olga mimo swoich wad okazała się naprawdę sympatyczną osobą. Beata w tej książce skupiła się na kilku trudnych tematach, między innymi na chorobie nowotworowej, której poświęciła naprawdę sporo miejsca w książce i nie opisała jej tylko po łebkach, ale również  na wierze, temacie dość kontrowersyjnym i na czasie. Wszystko zostało naprawdę idealnie dopracowane i dopieszczone, ale spod pióra Beaty mogła wyjść tylko tak perfekcyjna książka.

Na samym początku akcja toczyła nieśpiesznie, ale im dalej brnęłam w tę historię, tym coraz więcej się działo, pojawiało się coraz więcej emocji, zaskoczeń i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Książka bawi, ale także niesamowicie wzrusza, a ja czułam się jak niemy obserwator tej słodko - gorzkiej opowieści. 

Beata kolejny raz mnie nie zawiodła i wiem, że jej książki mogę brać w ciemno. To autorka, która w każdy możliwy sposób stara się zadowolić czytelnika, a ja mogę tylko i wyłącznie polecić Wam jej twórczość. W każdej jej powieści się zatracicie i przepadniecie w wirze emocji. Historia Olgi i Kamila jest kolejnym dowodem na to, że warto czytać polskich autorów, bo są wśród nich takie perły jak Beata, których historie pochłaniają bez reszty i sieją w sercach zamęt. 

"Zdążyć z miłością" to powieść, którą z czystym sumieniem Wam polecam. Autorka uświadomiła mi, że każdy ma prawo do szczęścia i do miłości, bo przecież po każdej burzy wychodzi słońce...

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Książnica.
Pudełko z marzeniami - Magdalena Witkiewicz, Aleksander Rogoziński

Pudełko z marzeniami - Magdalena Witkiewicz, Aleksander Rogoziński



Uwielbiam twórczość Alka Rogozińskiego, więc gdy zobaczyłam, że napisał powieść razem z Magdaleną Witkiewicz "Pudełko z marzeniami" musiałam ją przeczytać. Najlepsze jest to, że pani Magda to autorka, która ma rzeszę fanów, lecz ja niestety jeszcze nie miałam przyjemności spotkać się z jej twórczością. Z tego powodu jest mi aż głupio, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że w ostatnich latach czytam tylko to, co mam z różnych wydawnictw. Czy Magdalena Witkiewicz dołączyła do grona moich ulubionych autorów? Zapraszam na recenzję.


Trzydziestoletni Michał został zdradzony przez narzeczoną i oszukany przez wspólnika i gdy zaczął marzyć o nowym życiu, dowiedział się, że podczas II wojny światowej jego rodzina w małym miasteczku na północy Polski ukryła skarb. Mężczyzna postanowił go poszukać i wyruszył na poszukiwania. Gdy dotarł na miejsce, okazało się, że w miejscu ukrycia skarbu znajduje się teraz restauracja, którą prowadzi jego rówieśniczka Malwina. Dziewczyna ma własne problemy, jej chłopak po wyjeździe zagranicę już nie wrócił, a babcia, która po wielu latach powróciła z Francji chciała, by restauracja serwowała francuskie specjały. Jednak Michała to nie zraziło, postanowił zaprzyjaźnić się z dziewczyną i zdobyć jej zaufanie, by później odnaleźć wymarzony skarb. Tylko co może się stać, gdy w sprawę wmieszają się dwie wścibskie staruszki, dwoje dzieciaków i święty Ekspedyt? Chyba wtedy nic nie może pójść zgodnie z planem...

Zdradzę Wam, że nie przepadam za książkami pisanymi w duecie, tylko garstce autorów udało się mnie w tej formie zadowolić, więc z drżącym sercem zabrałam się za lekturę "Pudełka z marzeniami", na całe szczęście moje obawy były na wyrost, bo powieść pochłonęła mnie już od samego początku. Naprawdę nie spodziewałam się, że ta historia tak mi się spodoba i przypadnie do gustu. Znam styl Alka Rogozińskiego i byłam pewna, że mnie nie zawiedzie, ale jestem także pod ogromnym wrażeniem pióra pani Magdy i teraz już wiem, że przeczytam inne książki tej autorki, bo naprawdę warto. Wiem, że ta dwójka autorów przyjaźni się w życiu realnym i myślę, że można to odczuć podczas czytania właśnie tej powieści. Mam nadzieję, że Alek i pani Magda jeszcze nie raz połączą swoje siły, bo ja z chęcią przeczytam ich kolejne wspólne dzieło.

Jestem tą książką zachwycona, a co najważniejsze pokochałam bohaterów i jestem przekonana, że nigdy o nich nie zapomnę. Chyba najbardziej przypadła mi do gustu babcia Malwiny, która zawładnęła moim sercem. Wiem, że w tej książce pojawiają się bohaterowie innej książki pani Magdy, więc fani jej twórczości, będą mieli tym bardziej wielki uśmiech na twarzy. 

Niewątpliwie jest to książka pełna humoru, pełna ciepła i nadziei na lepsze jutro. Autorzy uświadamiają nam, że trzeba spełniać swoje marzenia. Świetny pomysł na książkę, świetne wykonanie, czy potrzeba czegoś więcej? Myślę, że nie. Czekam na kolejną książkę tego duetu, bo po prostu mi mało. Gorąco polecam.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Filia.

Jej ostatni oddech - Robert Dugoni

Jej ostatni oddech - Robert Dugoni

Ostatnio dziwnym trafem biorę do recenzji książki, które są kolejnym tomem jakiejś serii bądź cyklu. Nie jest to dla mnie jakimś wielkim problemem, jeżeli każda część opowiada o czymś innym. Tym razem taką książką okazała się powieść Roberta Dugoni "Jej ostatni oddech", która była drugim tomem cyklu Tracy Crosswhite. Zapraszam na recenzję.

Detektyw Tracy Crosswhite, która odkryła prawdę o zniknięciu swojej siostry Sary, prowadzi nowe śledztwo, przez które jej kariera zawiśnie na włosku. Północna część Seattle to rewir seryjnego mordercy, nazywanego przez policję Kowbojem. Poluje on na młode kobiety nocujące w tanich motelach. Tracy ma prawo przypuszczać, że będzie jego kolejnym celem... Ma do dyspozycji niezbyt jasne wskazówki, ale przeczuwa, że kluczem do powstrzymania szaleńca może być dochodzenie sprzed 10 lat. Okazuje się jednak, że kolegom Tracy bardzo zależy na tym, by tamta sprawa pozostała zamknięta. Czy nieustraszona policjantka zdoła znaleźć dowód, który pozwoli jej schwytać psychopatę, czy też sama wpadnie w jego sidła? Kowboj już rozpoczął łowy!

Na samym początku muszę nadmienić, że wydawnictwo Albatros niesamowicie trafia w mój czytelniczy gust, po prostu każda książka, którą od nich dostaję do recenzji, jest strzałem w dziesiątkę i dostarcza mi wielu wrażeń. Za to oczywiście dziękuję. Jeżeli chodzi o "Jej ostatni oddech", to tak szczerze powiedziawszy, początek miałam dość trudny, książka bardzo mi się dłużyła i nie mogłam wkręcić się w fabułę. Trochę winy jest w tym, że nie czytałam pierwszego tomu i nie wszystko od razu było dla mnie zrozumiałe. Jednak po kilkudziesięciu stronach wszystko stało się  jasne i jak można było się spodziewać, przepadłam z kretesem. W książce dzieje się naprawdę bardzo dużo, więc gdy wkręciłam się w fabułę, to nie było mowy, żebym choć przez chwilę się nudziła. Akcja była wartka, śledztwo prowadzone bardzo intensywnie, a dreszczyk emocji pojawiał się prawie na każdej stronie. Dodatkowo cały czas podczas lektury towarzyszyło mi ogromne napięcie, które nie opuściło mnie już do ostatniej strony. Autor w świetnym stylu zwodził mnie za nos, a zakończenie okazało się dla mnie totalnym zaskoczeniem, a to niezwykle sobie cenię w tego typu książkach.

Ogromną zaletą książki jest to, że autor naprawę włożył w nią dużo pracy i bardzo realistycznie przedstawił pracę policji. Poza tym portret psychologiczny mordercy okazał bardzo ciekawy, autor nie skupił się tylko na jego teraźniejszości, ale niejednokrotnie powracał do jego przeszłości, by bardzo dokładnie ukazać nam, co sprowadziło go na tę przestępczą drogę. 

Bardzo spodobała się mi postać Tracy Crosswhite, czyli głównej bohaterki. Tracy była taką prawdziwą policjantką z "jajami". Niezwykle silną, pewną siebie, niebojącą się ryzyka, która borykała się nie tylko z trudami śledztwa, ale i z własnymi problemami. Osobiście bardzo lubię, gdy poznajemy bohaterów kryminałów także od strony prywatnej i tutaj tego właśnie nie brakuje. 

"Jej ostatni oddech" to moje pierwsze spotkanie z autorem, ale zapewniam Was, że nie ostatnie. Jeżeli lubicie kryminały, to ta książka dla Was idealna. Może nie znajdziecie w niej nic nowego, ale autor potrafił mnie bardzo zaciekawić, więc myślę, że z Wami będzie podobnie.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Albatros.

Czasami kłamię - Alice Feeney

Czasami kłamię - Alice Feeney


„Nazywam się Amber Reynolds. Są trzy rzeczy, które powinniście o mnie wiedzieć:
Jestem w śpiączce.
Mój mąż już mnie nie kocha.
Czasami kłamię. „

Takimi oto słowami poznajemy Amber Reynolds, trzydziestopięcioletnią kobietę, która w dzień Bożego Narodzenia trafia do szpitala. Kobieta jest w śpiączce, ale w pełni świadoma otaczającego ją świata. Jej świadomość miesza się z koszmarnymi snami, ale Amber musi przypomnieć sobie, co doprowadziło ją do takiego stanu i do miejsca, w którym się znalazła. Dojście do prawdy nie będzie zbyt łatwe, bo jak wiecie Amber... KŁAMIE...

Długo czekałam na taki thriller psychologiczny, naprawdę długo i aż trudno mi uwierzyć, że jest on debiutem Alice Feeney. Autorka stworzyła powieść genialnie skonstruowaną, która już od pierwszej strony chwyta w swoje szpony.  To powieść, dzięki której w mojej głowie rozszalał się chaos, zamęt i która poruszyła moje ospałe szare komórki do myślenia. Nic w tej książce nie jest takie, jakie wydaje się na początku, autorka oszukuje nas na każdym kroku i ciężko dojrzeć światełko prawdy, bo gdy wydaje się nam, że coś już wiemy, to za chwilę okazuje się, że tak naprawdę nie wiemy nic. Ja tę książkę czytałam dwa razy i dalej nie jestem pewna, czy mój punk widzenia jest właśnie tym dobrym. W książce prym wiodą retrospekcje sprzed dnia wypadku oraz pamiętnik „głównej bohaterki”. I to chyba właśnie ten pamiętnik trzeba czytać najdokładniej, by wyłapać wszystkie istotne szczegóły. Dla mnie to powieść, która owiała mnie literacką świeżością i jestem przekonana, że i wy nic takiego do tej pory nie czytaliście.

To książka przepełniona bólem, szaleństwem, w której nic nie jest podane na tacy. Trzeba ją czytać uważnie, by nie przegapić nic istotnego. Dla mnie to książka idealna, nieszablonowa, inna i niesamowicie pochłaniająca. To powieść, która już od pierwszej strony unosi nad nami aurę tajemniczości, a napięcie jest naszym towarzyszem do samego zakończenia. Autorka naprawdę włożyła w tę historię dużo pracy i widać to w każdym zdaniu. Ja sama zarwałam dla niej noc, a ostatnio nieczęsto mi się to zdarza. Zdecydowanie warto dla niej poświęcić każdą chwilę, bo to historia, o której niełatwo się zapomina. Sama na pewno wrócę do niej jeszcze kiedyś, by ze świeżym umyłem zmierzyć się opowieścią Amber. 

Gorąco polecam, naprawdę warto!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu WAB.
Psiego najlepszego czyli był sobie pies na święta - Bruce Cameron

Psiego najlepszego czyli był sobie pies na święta - Bruce Cameron

Gdy Wydawnictwo Kobiece zaproponowało mi do recenzji najnowszą powieść W. Bruce Camerona „Psiego najlepszego czyli był sobie pies na święta” od razu wiedziałam, że to książka idealna dla mnie. Kupiła mnie okładka ze słodkim szczeniaczkiem, a opis dopełnił resztę. Jestem strasznym zwierzolubem i naprawdę kocham książki, w których zwierzęta są na głównym planie. Czy moja decyzja była słuszna? Zapraszam na recenzję.

Życie Josha wywróciło się do góry nogami, kiedy jego sąsiad podrzucił mu ciężarną suczkę Lucy. Mężczyzna nigdy wcześniej nie miał psa, więc nie był z tego zbytnio zadowolony. Jednak Lucy bardzo szybko udało się podbić serce mężczyzny. Jednak Josh nigdy wcześniej nie opiekował się ciężarnym psem, a tym bardziej małymi szczeniaczkami. Szukając pomocy, trafił do schroniska, w którym pracowała Kerri. Kobieta zaczęła pomagać mu w opiece nad zgrają psów i razem z nim przygotowywała szczeniaki do adopcji. Tylko, czy można było przewidzieć, że Josh pokocha całą gromadkę i Kerri? 

„Bruce Cameron od dziecka był miłośnikiem psów. Jego ukochana suczka z dzieciństwa – Cammie – zainspirowała go do napisania książki Był sobie pies, która stała się światowym fenomenem przeniesionym na ekrany kin. Urocze czworonogi są bohaterami jego wielu powieści, które podbijają listy bestsellerów i cieszą się ogromnym zainteresowaniem czytelników.”

„Psiego najlepszego” to powieść idealna właśnie teraz, gdy wielkimi krokami zbliżają się święta Bożego Narodzenia. To książka niezwykle ciepła i niosąca nadzieję. Mnie aż żal było rozstać się ze śnieżnym Evergreen, z bohaterami no i oczywiście z niesamowicie słodkimi psiakami. Autor wie jak pisać, by bawić, ale także jak chwycić za serce, sama nie raz chichotałam pod nosem, by za chwilę wzruszyć się do łez. Jednak to nie tylko książka o kochanych zwierzakach, jakimi są psy, to powieść, która uświadamia nam jak czasami trudno podjąć właściwe decyzje, jak zostawić przeszłość za sobą oraz jak zacząć żyć na nowo u boku tej jednej jedynej ukochanej osoby.

W tej powieści podobało się mi naprawdę wszystko, fabuła, bohaterowie no i oczywiście zakończenie, które było takie, jak sobie wymarzyłam. Bardzo polubiłam Josha, który był mężczyzną bardzo zamkniętym w sobie, roztrzepanym i ogromnie uroczym. To taki mężczyzna, w którym bardzo łatwo można się zakochać. Postać Kerri też obdarzyłam sympatią, bo to kobieta, która twardo stąpała po ziemi i nie raz pomagała Joshowi w podejmowaniu trudnych decyzji. To tacy bohaterowie, którzy byli niczym dwie połówki pomarańczy i naprawdę idealnie się uzupełniali.

To powieść, którą mogę Wam polecić naprawdę z czystym sumieniem. Mnie ta historia porwała w głąb fabuły i czułam się tak, jakbym naprawdę uczestniczyła w życiu Josha, Lucy i jej słodkiej, uroczej gromadki. To idealna książka na święta i jestem przekonana, że zauroczy Was tak jak i mnie.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Kobiecemu.
O zmierzchu - Ewa Ostrowska

O zmierzchu - Ewa Ostrowska

Z twórczością Ewy Ostrowskiej nigdy nie miałam styczności, a to autorka, która wydała kilkadziesiąt książek w tym powieści obyczajowych, kryminałów oraz książek dla dzieci i młodzieży. Ja przygodę zaczynam z jej ostatnią powieścią, którą napisała przed śmiercią, czyli z „O zmierzchu”. Zapraszam na recenzję.

„Studium zdrady, pogardy i wszechogarniającej ciemności”

To powieść o trzech przyjaciółkach, które znają się od najmłodszych lat. Historia trudna i do bólu prawdziwa, która opowiedziana jest z perspektywy jednej z nich, czyli chorej na depresję Małgorzaty. To historia, która mogłaby przydarzyć się każdemu.

„Ewa Ostrowska (1938 – 2012) – pisarka i dziennikarka, tworząca także pod pseudonimem Brunon Zbyszewski oraz Nancy Lane. Autorka kilkudziesięciu książek, w tym wielu dla dzieci i młodzieży, a także powieści obyczajowych, kryminałów i thrillerów.”

Małgorzatę poznajemy, gdy jest już sześćdziesięcioletnią staruszką, cierpi na depresję i nie ma ochoty żyć. Jej życie było pasmem nieszczęść i kobieta została sama.  Za sprawą jej wspomnień wracamy do czasów PRL-u. Ja sama zdążyłam liznąć tego ustroju, bo kiedy się on zakończył, to miałam dziewięć lat. Dla wielu był to niedobry czas. I właśnie do tych lat wracamy z Małgorzatą i poznajemy ją i jej przyjaciółki...

Początek książki miałam straszny, był on dla mnie straszny chaotyczny i nie mogłam w ogóle wkręcić się w fabułę, na całe szczęście po kilkudziesięciu stronach wszystko stało się dla mnie jasne, przejrzyste i przepadłam z kretesem. Na pewno nie jest to książka dla każdego, bo nie jest ona łatwa, trzeba ją czytać w dużym skupieniu i nie bać się trudnych bolesnych tematów i lat PRL-u. Ja lubię zagłębiać się w historii naszego kraju, a nie często mam okazję czytać takie książki, które zawierają wiele ciekawych historycznych faktów. To powieść niewątpliwie ciężka, melancholijna, smutna i niewątpliwie strasznie realistyczna. To taka historia, która mogłaby wydarzyć się naprawdę, a Małgorzata to bohaterka, którą mógłby być każdy. W książce dzieje się naprawdę dużo i zapewniam Was, że trzeba czytać ją niezwykle uważnie, na pewno nie można przeczytać jej na  jeden raz, tylko trzeba dawkować ją sobie powoli, bo ta historia potrafi przytłoczyć. To książka ukazująca wszelkie oblicza depresji, zdrady,  miłości matki do córki i przyjaźni, takiej prawdziwej przyjaźni, do przysłowiowej grobowej deski.

Nie chcę zbytnio pisać Wam o samej fabule książki, bo sami wiecie, że tego nie lubię, ale zapewniam Was, że ta historia dostarczy Wam mnóstwa emocji, bo to powieść, która bardzo porusza, ale na całe szczęście daje także nadzieję.

Mnie ta książka zachwyciła i skłoniła do wielu refleksji. Nie polecam jej każdemu, bo nie każdy się w niej odnajdzie. Myślę, że to najlepsza lektura dla osób, które lubią historię, lubią lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte, a przede wszystkim osobom, które nie boją się trudnych tematów i emocji, które niejeden raz potrafią niesamowicie przytłoczyć.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Oficynka.
Copyright © 2014 Kobiece Recenzje , Blogger