Popielate laleczki - Hanna Greń

„Dwudziestoletnia Beata Szymanowska, nazywana zdrobniale Tulą, przypadkowo otwiera wiadomość adresowaną do swojej matki, Astridy, i dowiaduje się, że ta jest szantażowana i że zgodziła się zapłacić żądaną kwotę. Tula nie wie, jakie informacje mógłby ujawnić prześladowca, jednak nie zamierza się z tym godzić i postanawia włączyć się do akcji. W imieniu matki umawia się z mężczyzną na spotkanie – ma zamiar je nagrać i zastosować odwrotny szantaż – ona nie upubliczni nagrania, jeśli mężczyzna zostawi jej matkę w spokoju. Po przybyciu na miejsce okazuje się jednak, że siedzący tam mężczyzna jest martwy.
Po trzech latach sytuacja się powtarza. W poczcie Asty znowu pojawia się wiadomość z żądaniem pieniędzy i znowu Tula przejmuje kontrolę, lecz i tym razem w umówionym miejscu zastaje leżące na ulicy zwłoki.
Aspirant Mirosław Ostaniec z zapałem zabiera się za rozwiązywanie swojej pierwszej samodzielnie prowadzonej sprawy. Wspólnie z komendantem Konradem Procnerem znajdują kolejne powiązania pomiędzy zamordowanymi mężczyznami. Tymczasem Tula dochodzi do własnych wniosków – dobrze zna osobę, której mogło zależeć na „uciszeniu” szantażystów. Postanawia za wszelką cenę chronić matkę, mimo że Asta zachowuje się coraz dziwniej…”

„Popielate laleczki” to pięty i zarazem ostatni tom Wiślańskiego cyklu. Nie czytałam wszystkich części, bo jak sięgam pamięcią, to skusiłam się tylko na tom pierwszy i teraz tego żałuję. Mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się nadrobić brakujące tomy, bo choć nie ma obowiązku ich czytać, gdyż każda książka to inna sprawa kryminalna, to ja jednak mam apetyt na więcej… 

Jako że Popielate laleczki to kryminał to muszę oczywiście odnieść się do tego wątku, który według mnie autorka poprowadziła doskonale. Misternie uknuta zagadka kryminalna, doskonale prowadzone śledztwo, to jest to, co uwielbiam i tego mi tutaj nie zabrakło. Autorka już na samym początku wciągnęła mnie do swojej kryminalnej gry i sprawnie wodziła mnie za nos i choć zawsze uważam się za „speca od kryminałów”, to jednak tym razem wszystkie swoje założenia mogłam wyrzucić do kosza, bo jak możecie się domyślić, nie trafiłam kim jest sprawca morderstw.

W książce dość mocno rozbudowany jest wątek obyczajowy. Osobiście lubię, gdy tak jest, bo dzięki temu mogę nie tylko śledzić postępy w śledztwie, ale także zbliżyć się bardziej do bohaterów. Jeżeli jestem już przy bohaterach, to muszę nadmienić, że jest ich całkiem sporo, jednak ja nie miałam problemu, by połapać się kto, co, gdzie i jak. Wszystko było przejrzyste i zrozumiałe, gdyż autorka skupiła się na każdym z nich.

„Popielate laleczki” to dobrze napisany i skonstruowany kryminał ze sporym tłem obyczajowym. To książka, w której cały czas coś się dzieje, nie ma czasu na nudę, a napięcie towarzyszy aż do ostatniej strony. 

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Replika.

1 komentarz:

  1. Zaciekawiła mnie ta książką. I dobrze, że zaznaczasz, że choć jest to 5 część, to że nie trzeba ich wszystkich czytać po kolei.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, będzie nam bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.

Copyright © 2014 Kobiece Recenzje , Blogger