Gordian (FRAGMENT KSIĄŻKI) - Melissa Darwood
Kira przygląda mi się, po czym wstaje, bierze z blatu elektroniczny termometr i po chwili przykłada mi go do skroni. Siedzę nieruchomo. Na wysokości oczu mam jej brzuch, lekko podwinięta koszulka odsłania nagą skórę. Nie wiem, co strzela mi do łba, ale muszę jej dotknąć.
Przesuwam kciukiem nad linią spodni Kiry. Wzdryga się, ale raczej z zaskoczenia niż niechęci. Odsłaniam koszulkę tak, że widzę jej pępek. Mam ochotę go wylizać.
Termometr pika.
– Wygląda na to, że nie masz gorączki, choć mam co do tego duże wątpliwości. – Strąca moją dłoń, zabiera talerz ze stołu i podchodzi do zlewu.
– Wiesz, że nie jesteśmy rodziną… – mówię wprost, bo podchody nie są potrzebne.
– Wiem, i co z tego?
– To, że nie musimy udawać, że nią jesteśmy. Możemy się zabawić, bez zobowiązań.
Kira wywraca oczami.
– Czy ty cierpisz na jakiś zespół „pieprzę wszystko, co się rusza”?
– Wolę określać go „biorę wszystko, na co mam ochotę”.
– Masz na mnie ochotę? – Unosi brwi i opiera się o blat.
– Nie mów mi, że ty ani razu nie pomyślałaś o mnie w inny sposób, niż braterski.
– Jezu, ale z ciebie zadufany w sobie dupek. – Obmywa talerz i odkłada go na suszarkę. – Najwyraźniej jesteś już zupełnie zdrowy, zbieram się do domu. – Wyciera ręce
i rusza do wyjścia.
Wstaję i zastępuję jej drogę.
– Jeszcze ci nie podziękowałem za opiekę i śniadanie. – Stoimy naprzeciwko siebie.
– Podziękowania są zbędne. Zrobiłam to dla twojej mamy, bardzo się o ciebie martwiła.
– Ranisz moje uczucia. – Przysuwam się do niej, patrzę jej w oczy, kładę rękę na biodrze…
– Jeśli zamierzasz mnie pocałować, to uprzedzam, że mam mocny prawy sierpowy.
Przesuwam kciukiem nad linią spodni Kiry. Wzdryga się, ale raczej z zaskoczenia niż niechęci. Odsłaniam koszulkę tak, że widzę jej pępek. Mam ochotę go wylizać.
Termometr pika.
– Wygląda na to, że nie masz gorączki, choć mam co do tego duże wątpliwości. – Strąca moją dłoń, zabiera talerz ze stołu i podchodzi do zlewu.
– Wiesz, że nie jesteśmy rodziną… – mówię wprost, bo podchody nie są potrzebne.
– Wiem, i co z tego?
– To, że nie musimy udawać, że nią jesteśmy. Możemy się zabawić, bez zobowiązań.
Kira wywraca oczami.
– Czy ty cierpisz na jakiś zespół „pieprzę wszystko, co się rusza”?
– Wolę określać go „biorę wszystko, na co mam ochotę”.
– Masz na mnie ochotę? – Unosi brwi i opiera się o blat.
– Nie mów mi, że ty ani razu nie pomyślałaś o mnie w inny sposób, niż braterski.
– Jezu, ale z ciebie zadufany w sobie dupek. – Obmywa talerz i odkłada go na suszarkę. – Najwyraźniej jesteś już zupełnie zdrowy, zbieram się do domu. – Wyciera ręce
i rusza do wyjścia.
Wstaję i zastępuję jej drogę.
– Jeszcze ci nie podziękowałem za opiekę i śniadanie. – Stoimy naprzeciwko siebie.
– Podziękowania są zbędne. Zrobiłam to dla twojej mamy, bardzo się o ciebie martwiła.
– Ranisz moje uczucia. – Przysuwam się do niej, patrzę jej w oczy, kładę rękę na biodrze…
– Jeśli zamierzasz mnie pocałować, to uprzedzam, że mam mocny prawy sierpowy.
Chcę więcej. :)
OdpowiedzUsuń