"Miłość na gigancie" - Anita Scharmach
"MIŁOŚĆ NA GIGANCIE" - ANITA SCHARMACH
Zapraszam Was
serdecznie na recenzję książki „Miłość na gigancie”. Czego się
spodziewałam, a co dostałam wraz z lekturą powieści? O tym w dalszej części wpisu.
Magda Lewicka
jest księgową, która odbiega od obrazu stereotypowej pani na tym stanowisku.
Jej nosa nie zdobią wielkie okulary z grubym szkłem, a jej ciała nie odziewa
garsonka z broszką. Ona jest kobietą atrakcyjną i zabawną, która zbliża się do
trzydziestki. Jest też właścicielką kota Manfreda. Razem zamieszkują
wynajmowaną kawalerkę. Futrzak Magdy to typ wędrownika, który lubi uciekać i
zwiedzać okolice. W trakcie kolejnych poszukiwań czworonoga dziewczyna poznaje
przystojnego Jakuba. Ogarnięta radością, że w jej życiu w końcu pojawił się
ktoś płci przeciwnej, poznaje smaki szczęścia, którego od dawna poszukiwała. Okazuje
się, że czasem wystarczy zgubić kota, żeby życie stanęło na głowie.
Wyrażenie
swojej opinii zacznę od kilku słów o okładce i tytule. Biorąc do ręki książkę
byłam niemal pewna, że sięgam po humorystyczną powieść, w której aż roić się
będzie od śmiesznych i oderwanych od rzeczywistości sytuacji. I nie pomyliłam
się aż tak bardzo, bowiem „Miłość na gigancie” to ciepła i zabawna opowieść.
Jednak w tej lekkiej fabule pojawiają się również trudniejsze wątki. Przykładem
tematu, który porusza serce może być historia matki, która sprawuje opiekę nad
dorosłym, niepełnosprawnym synem.
Na stronach
powieści poznajemy życie młodej osoby. Jej świat, w którym jest miejsce na
spontaniczną radość, ale i na troski codzienności. Wraz z bohaterami stajemy
przed poważnymi problemami: nieplanowana ciąża, intrygi w pracy, brak własnego
mieszkania, trudności finansowe, walka o życiową stabilizację, a przede
wszystkim miłosne rozterki. Jednym słowem, sytuacje z życia wzięte, bez
wybielania i cukrowania.
Plusem jest
umiejętne wplatanie przez Autorkę humoru i satyry. Dialogi bohaterów
niejednokrotnie wywołują uśmiech na twarzy czytelnika. Wszystko to sprawia, że
podczas lektury tej książki nie da się nudzić. Raz towarzyszy uśmiech, by po
chwili uronić też łzę wzruszenia. Można tu znaleźć wszystkiego po trochu, ale z
jednoczesnym zachowaniem odpowiednich proporcji.
„Miłość na
gigancie” to książka mała objętościowo, której styl pisania dodatkowo sprawia,
że czyta się ją bardzo szybko. Polecam tym, którzy szukają lektury umilającej długi
jesienno-zimowy wieczór.
czytałam i też się świetnie przy niej bawiłam
OdpowiedzUsuńPrzyjemne oderwanie się od codzienności :-)
UsuńJeszcze nie czytałam. Dopiero w planach.
OdpowiedzUsuńCiekawe,jakie będą Twoje wrażenia :-)
UsuńNie znam autorki, lecz chętnie poznam 😊
OdpowiedzUsuń