"Sami sobie nigdy" Anna M. Brengos
"SAMI SOBIE NIGDY" ANNA M. BRENGOS
Książka „Sami sobie nigdy” to moje drugie spotkanie z panią Anną M. Brengos i kolejny raz jest ono udane. Z wielkim bólem odłożyłam skończoną książkę na półkę i zostałam z głową pełną myśli i emocji. Uwielbiam ten stan!
O czym jest powieść „Sami sobie nigdy”? Najogólniej można ująć, że o życiu, jego blaskach i cieniach. O anonimowości w blokowiskach, samotności w kłopotach i poszukiwaniu
bliskości, o chorobie i uzależnieniach. Brzmi znajomo? Zapewne, bo to są problemy, z którymi mamy do czynienia my i nasi sąsiedzi, choć zza ściany wydawać by się mogło, że ich życie jest lepsze od naszego.
Trzy historie. Troje ludzi, których los postawi na jednej drodze. On, Ona i Ono – tacy zwyczajni, niczym się niewyróżniający, anonimowi.
Bohaterami powieści są kobieta, mężczyzna i dziecko. Bezimienni. On – prawnik, który tym razem walczy w sądzie o swoje prawa, a mianowicie o możliwość opieki nad córką. Ona – samotna kobieta zmagająca się z problemami zdrowotnymi, które są skutkiem korporacyjnego pędu. Ono – ofiara nieudanego małżeństwa rodziców, która na swoich dziecięcych barkach niesie zbyt duży ciężar trudnych doświadczeń, starając się zrozumieć je dziecięcą logiką. Pewnego dnia bohaterów łączy los, w którym jest pełno dramatu i nie mniej nadziei na lepsze jutro…
Przedstawiony przeze mnie opis fabuły może jest zbyt ogólny, ale celowo nie chcę zdradzać więcej, żeby nie odebrać przyjemności z odkrywania historii. Z resztą, w tej książce wiele kwestii nie jest do końca sprecyzowanych, np. imiona bohaterów. Dzięki temu każdy z nas może interpretować fakty ze swojej perspektywy. A być może i podstawić pod danego bohatera znaną sobie osobę z najbliższego otoczenia.
Anna M. Brengos daje nam historię, którą czyta się z zapartym tchem. Ta książka mimo małej objętości to trafne studium psychologiczne trzech przypadków. I właśnie z tylu perspektyw czytelnik poznaje historię. Autorka doskonale oddaje rzeczywistość, obrazowo przedstawia tragedię każdej z osób. Rzetelnie opisuje drogę, którą pokonują w celu pomyślnego zakończenia dramatu. A na koniec niemal wstrząsa finałem.
Język powieści nie jest może wysublimowany, ale mimo to jest urzekający. W prosty, ale wciągający sposób przedstawia punkt widzenia każdego z bohaterów. W książce brak jest rozdziałów, o czym już wspomniałam przy okazji recenzji wcześniejszej powieści pani Anny. Teraz widzę, że taki zabieg to znak rozpoznawczy twórczości tej autorki. Mimo to, czytelnik nie ma prawa zagubić się w narracji.
Z serca polecam Wam tę powieść. Kolejny raz zachwyciło mnie pióro Anny M. Brengos i żałuję, że jej powieści liczą tak mało stron. Zaczytując się w nich, chce się więcej i więcej. Pozostaje życzyć autorce wielu inspiracji do kolejnych tak ciekawych powieści.
Książka „Sami sobie nigdy” to moje drugie spotkanie z panią Anną M. Brengos i kolejny raz jest ono udane. Z wielkim bólem odłożyłam skończoną książkę na półkę i zostałam z głową pełną myśli i emocji. Uwielbiam ten stan!
O czym jest powieść „Sami sobie nigdy”? Najogólniej można ująć, że o życiu, jego blaskach i cieniach. O anonimowości w blokowiskach, samotności w kłopotach i poszukiwaniu
bliskości, o chorobie i uzależnieniach. Brzmi znajomo? Zapewne, bo to są problemy, z którymi mamy do czynienia my i nasi sąsiedzi, choć zza ściany wydawać by się mogło, że ich życie jest lepsze od naszego.
Trzy historie. Troje ludzi, których los postawi na jednej drodze. On, Ona i Ono – tacy zwyczajni, niczym się niewyróżniający, anonimowi.
Bohaterami powieści są kobieta, mężczyzna i dziecko. Bezimienni. On – prawnik, który tym razem walczy w sądzie o swoje prawa, a mianowicie o możliwość opieki nad córką. Ona – samotna kobieta zmagająca się z problemami zdrowotnymi, które są skutkiem korporacyjnego pędu. Ono – ofiara nieudanego małżeństwa rodziców, która na swoich dziecięcych barkach niesie zbyt duży ciężar trudnych doświadczeń, starając się zrozumieć je dziecięcą logiką. Pewnego dnia bohaterów łączy los, w którym jest pełno dramatu i nie mniej nadziei na lepsze jutro…
Przedstawiony przeze mnie opis fabuły może jest zbyt ogólny, ale celowo nie chcę zdradzać więcej, żeby nie odebrać przyjemności z odkrywania historii. Z resztą, w tej książce wiele kwestii nie jest do końca sprecyzowanych, np. imiona bohaterów. Dzięki temu każdy z nas może interpretować fakty ze swojej perspektywy. A być może i podstawić pod danego bohatera znaną sobie osobę z najbliższego otoczenia.
Anna M. Brengos daje nam historię, którą czyta się z zapartym tchem. Ta książka mimo małej objętości to trafne studium psychologiczne trzech przypadków. I właśnie z tylu perspektyw czytelnik poznaje historię. Autorka doskonale oddaje rzeczywistość, obrazowo przedstawia tragedię każdej z osób. Rzetelnie opisuje drogę, którą pokonują w celu pomyślnego zakończenia dramatu. A na koniec niemal wstrząsa finałem.
Język powieści nie jest może wysublimowany, ale mimo to jest urzekający. W prosty, ale wciągający sposób przedstawia punkt widzenia każdego z bohaterów. W książce brak jest rozdziałów, o czym już wspomniałam przy okazji recenzji wcześniejszej powieści pani Anny. Teraz widzę, że taki zabieg to znak rozpoznawczy twórczości tej autorki. Mimo to, czytelnik nie ma prawa zagubić się w narracji.
Z serca polecam Wam tę powieść. Kolejny raz zachwyciło mnie pióro Anny M. Brengos i żałuję, że jej powieści liczą tak mało stron. Zaczytując się w nich, chce się więcej i więcej. Pozostaje życzyć autorce wielu inspiracji do kolejnych tak ciekawych powieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku, będzie nam bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.