Stalowe serce - Laven Rose
Długo się zastanawiałam jak napisać recenzję do tej książki. Bo jak to zrobić, kiedy masz przed sobą intrygująca i wciągającą historię od której momentami nie możesz się oderwać, aby po chwili przewracać z irytacją oczami i zarzekać się, że więcej nie biorę do ręki tej cholernej książki? I co ja mam teraz zrobić? Czuję, jak zwoje mojego mózgu, układają się w wielki znak zapytania. ;) Zacznę od krótkiego streszczenia, tak będzie chyba najprościej.
Emilię poznajemy podczas przygotowań do własnego ślubu, kiedy to dopadają ją wątpliwości, czy aby dobrze robi wychodząc za Anatola. Nie przynoszący satysfakcji związek w którym nie ma miłości, i partner dla którego bardziej liczy się zdanie jego własnej matki, to nie jest to o czym marzyła. Podczas służbowej podróży do Stanów, Emilia poznaje w samolocie przystojnego Amerykanina Krisa. Strzała Amora dosięga oboje w tym samym momencie. Emilia zrywa zaręczyny i rzuca się w wir romansu z tajemniczym Krisem. Obydwoje doświadczeni przez okrutny los, skrywają tajemnice z przeszłości, które nie pozwalają jednak na stworzenie harmonijnego związku. Czy wielka miłość, jaka spadła na nich niespodziewanie, będzie w stanie pokonać piętrzące się przeciwności losu? Czy Emilia będzie potrafiła stawić czoła tajemnicom, które skrywają prawdziwe oblicze Krisa ?
Urzekła mnie okładka Stalowego serca, która kojarzy mi się z najlepszymi powieściami Sparksa. Niestety to już chyba wszystko co tak naprawdę urzekło mnie w tej książce. Po przeczytaniu kilku pierwszych stron, pomyślałam: wow, będzie się działo. Zapowiadało się dokładnie tak jak lubię. Na moje nieszczęście im bardziej zagłębiałam się w historię Emilii i Krisa, tym bardziej byłam rozczarowana. Sama fabuła może nie jest zbyt nowatorska, ale mimo wszystko bardzo dobra. Autorka jednak, nie wykorzystała potencjału swoich, skądinąd bardzo dobrych pomysłów. Niektóre ze zdarzeń są zbyt mało rozbudowane i pozostawiają niedosyt, a nawet nie posiadają logicznego zakończenia. Sami bohaterowie są zbyt "przerysowani", rozchwianie emocjonalne Emilii jest bardzo irytujące. Nie przesadzając, co dwie, trzy strony zalewa się łzami co w pewnym momencie sprawiło, że nie potrafiłam jej współczuć, a nawet zaczęłam się zastanawiać, o co tej kobiecie tak naprawdę chodzi? Wiem jak działają łzy kobiece na kochającego ją mężczyznę, zawsze dodaje to smaczku powieści, ale Emilia zdecydowanie przesadzała. I choć łzy bohaterki jeszcze jakoś zniosłam, to kiedy okazało się, że Kris (Matt) również zaczyna chlipać po kątach, częstotliwość mojego przewracania oczami osiągnęła apogeum. Sposób w jaki główni bohaterowie prowadzili dialogi między sobą, wyznawali sobie miłość i okazywali uczucia był, zbyt przesłodzony (momentami obawiałam się o niebezpiecznie podnoszący się poziom cukru w mojej krwi ;) ). Mam wrażenie, że autorka jest niepoprawną romantyczką co oczywiście nie jest absolutnie przedmiotem do dyskusji, aczkolwiek nie zrobiło to dobrze tej historii i sprawiło, że stała się mało realna. Lubię utożsamiać się z bohaterami, nawet jeśli są to tylko bohaterzy ckliwego romansu, jednak w tym wypadku utożsamianie się szło mi opornie. Za duży plus uważam zakończenie i śmiem nawet twierdzić, że to jedynie słuszne zakończenie, choć podejrzewam, że nie każdemu się spodoba.
Podsumowując, chciałam wyrazić swoje powątpiewanie w szczerość intencji innych recenzentów (być może narażę się komuś, ale nie dbam o to), którzy wygłaszają peany pochwalne na temat tej książki. W niektórych przypadkach okazuje się, że to nie jest ani dobre, ani pomocne dla autora. Niemniej jednak absolutnie nie skreślam autorki. W świecie wydawniczym jest sporo miejsca dla ludzi , którzy mają coś do powiedzenia i którzy mam taką nadzieję, potrafią wznieść się ponad przekonanie o własnej nieomylności i potrafią konstruktywnie wykorzystać krytykę. Laven Rose to debiutantka co daje jej ogromne pole manewru. To skarbnica nieograniczonych pokładów dobrych pomysłów. I wiecie co? Mimo, że moja recenzja nie była może przychylna, to wierzcie albo nie, ale przeczytam kolejną część na którą autorka daje nadzieję w prologu i mocno wierzę, że będę mile zaskoczona.
Emilię poznajemy podczas przygotowań do własnego ślubu, kiedy to dopadają ją wątpliwości, czy aby dobrze robi wychodząc za Anatola. Nie przynoszący satysfakcji związek w którym nie ma miłości, i partner dla którego bardziej liczy się zdanie jego własnej matki, to nie jest to o czym marzyła. Podczas służbowej podróży do Stanów, Emilia poznaje w samolocie przystojnego Amerykanina Krisa. Strzała Amora dosięga oboje w tym samym momencie. Emilia zrywa zaręczyny i rzuca się w wir romansu z tajemniczym Krisem. Obydwoje doświadczeni przez okrutny los, skrywają tajemnice z przeszłości, które nie pozwalają jednak na stworzenie harmonijnego związku. Czy wielka miłość, jaka spadła na nich niespodziewanie, będzie w stanie pokonać piętrzące się przeciwności losu? Czy Emilia będzie potrafiła stawić czoła tajemnicom, które skrywają prawdziwe oblicze Krisa ?
Urzekła mnie okładka Stalowego serca, która kojarzy mi się z najlepszymi powieściami Sparksa. Niestety to już chyba wszystko co tak naprawdę urzekło mnie w tej książce. Po przeczytaniu kilku pierwszych stron, pomyślałam: wow, będzie się działo. Zapowiadało się dokładnie tak jak lubię. Na moje nieszczęście im bardziej zagłębiałam się w historię Emilii i Krisa, tym bardziej byłam rozczarowana. Sama fabuła może nie jest zbyt nowatorska, ale mimo wszystko bardzo dobra. Autorka jednak, nie wykorzystała potencjału swoich, skądinąd bardzo dobrych pomysłów. Niektóre ze zdarzeń są zbyt mało rozbudowane i pozostawiają niedosyt, a nawet nie posiadają logicznego zakończenia. Sami bohaterowie są zbyt "przerysowani", rozchwianie emocjonalne Emilii jest bardzo irytujące. Nie przesadzając, co dwie, trzy strony zalewa się łzami co w pewnym momencie sprawiło, że nie potrafiłam jej współczuć, a nawet zaczęłam się zastanawiać, o co tej kobiecie tak naprawdę chodzi? Wiem jak działają łzy kobiece na kochającego ją mężczyznę, zawsze dodaje to smaczku powieści, ale Emilia zdecydowanie przesadzała. I choć łzy bohaterki jeszcze jakoś zniosłam, to kiedy okazało się, że Kris (Matt) również zaczyna chlipać po kątach, częstotliwość mojego przewracania oczami osiągnęła apogeum. Sposób w jaki główni bohaterowie prowadzili dialogi między sobą, wyznawali sobie miłość i okazywali uczucia był, zbyt przesłodzony (momentami obawiałam się o niebezpiecznie podnoszący się poziom cukru w mojej krwi ;) ). Mam wrażenie, że autorka jest niepoprawną romantyczką co oczywiście nie jest absolutnie przedmiotem do dyskusji, aczkolwiek nie zrobiło to dobrze tej historii i sprawiło, że stała się mało realna. Lubię utożsamiać się z bohaterami, nawet jeśli są to tylko bohaterzy ckliwego romansu, jednak w tym wypadku utożsamianie się szło mi opornie. Za duży plus uważam zakończenie i śmiem nawet twierdzić, że to jedynie słuszne zakończenie, choć podejrzewam, że nie każdemu się spodoba.
Podsumowując, chciałam wyrazić swoje powątpiewanie w szczerość intencji innych recenzentów (być może narażę się komuś, ale nie dbam o to), którzy wygłaszają peany pochwalne na temat tej książki. W niektórych przypadkach okazuje się, że to nie jest ani dobre, ani pomocne dla autora. Niemniej jednak absolutnie nie skreślam autorki. W świecie wydawniczym jest sporo miejsca dla ludzi , którzy mają coś do powiedzenia i którzy mam taką nadzieję, potrafią wznieść się ponad przekonanie o własnej nieomylności i potrafią konstruktywnie wykorzystać krytykę. Laven Rose to debiutantka co daje jej ogromne pole manewru. To skarbnica nieograniczonych pokładów dobrych pomysłów. I wiecie co? Mimo, że moja recenzja nie była może przychylna, to wierzcie albo nie, ale przeczytam kolejną część na którą autorka daje nadzieję w prologu i mocno wierzę, że będę mile zaskoczona.
Cieszę się,że tak napisałaś. :)Ja trochę ''poleciałam'' na LC z opinią(to nie recenzja),ale nie mogłam inaczej.Dla mnie,to jakiś koszmar.
OdpowiedzUsuńhttp://lubimyczytac.pl/ksiazka/257997/stalowe-serce/opinia/29931416#opinia29931416
Rozumiem Cię doskonale, ale ja mimo wszystko staram się to zrobić w miarę delikatnie z taką nadzieją, że jednak autor choć trochę weźmie sobie do serca. Przyznam Ci się,że czytałam Twoją opinię zanim napisałam swoją i wyobraź sobie,że nawet przesłałam linka z nią koleżance, która pytała o czym jest książka. Uważam,że dokładnie odzwierciedla treść książki ;)
UsuńMimo Twoich mieszanych odczuć, to pewnie przeczytałabym tę książkę.
OdpowiedzUsuńI jak najbardziej przeczytaj, zawsze mam nadzieje,że jednak nie zniechęcam tak do końca swoimi opiniami przed czytaniem :)
UsuńCzytając tę recenzję, czułam się jakby ktoś spisał moje własne odczucia.
OdpowiedzUsuńWierzę jednak w to, że potencjał, jaki z pewnością ma autorka, przyniesie jej jeszcze sukces. Jeśli nie przy drugiej, to kolejnej książce, jaką zdecyduje się napisać :)