Kobieta o imieniu Liz - Krystian Warzocha
"Kobieta o imieniu Liz" to debiutancka powieść Krystiana Warzochy, po której spodziewałam się wiele. Ciekawy
blurb i intrygująca okładka, dały mi nadzieję na naprawdę bardzo ciekawą lekturę. A jak było w rzeczywistości? Zapraszam na
recenzję.
Liz jest tłumaczką w prężnie
rozwijającej się firmie. Jej znakiem rozpoznawczym jest burza
ciemnych włosów. Pewnego wieczora zostaje uratowana z opresji przez
przystojnego nieznajomego. Na pierwszy rzut oka widać, że oboje są
sobą zafascynowani, a po kilku dniach przez przypadek spotykają się
w ulubionej kawiarni Liz. Niestety niespodziewany telefon
przerywa urocze spotkanie. Liz uważa, że to już koniec i więcej
się nie spotkają, jednak podczas kolejnej wizyty w kawiarni
znajduje tajemniczy liścik. Czy ich spotkanie było przypadkiem? Czy
może przeznaczeniem? Czy ta znajomość zaowocuje jakimś głębszym
uczuciem? Odpowiedzi na te pytanie odnajdziecie czytając "Kobietę o
imieniu Liz".
"Krystian Warzocha - chemik, który w życiu próbował już wiele. osoba pełna skrajności. Artystyczna dusza, pełna potężnej wyobraźni, owinięta w analityczny, ścisły umysł, Najważniejsza dla niego jest rodzina, której oddaje się całkowicie. Szczęśliwy, gdy w zaciszu domowego ogniska może dać się pochłonąć mrocznym wizjom Briana Lumley,a albo analizować setki dowodów z bohaterami stworzonymi przez Jeffreya Deaver,a."
Przyznam się Wam szczerze, że po
przeczytaniu debiutu Krystiana Warzochy, nie mam pojęcia co mogłabym
napisać, by nie skrzywdzić autora. Niestety zawsze lepiej
wychodzi mi pisanie dobrych recenzji, te złe to nic miłego i zawsze
ciężko przychodzi mi pisanie niepochlebnych opinii. Jednakże muszę być obiektywna, i napisać to co czuję i czułam podczas czytania tejże
powieści.
Autor wymyślił naprawdę bardzo
ciekawy pomysł na fabułę, z której mogło wyjść coś
niesamowitego i zapierającego dech w piersiach. Niestety coś poszło nie tak, i książkę z wielkim trudem doczytałam do
końca. A tak wiele nadziei wiązałam z tą powieścią.
Krystian Warzocha poruszył w swojej
książce wiele ważnych i trudnych tematów, jednak w moim odczuciu
zostały one opisane pobieżnie, tak by tylko było co przeczytać. I
mimo że książka jest pełna momentów radości jak i wzruszeń, to
we mnie nie obudziła ona żadnych emocji. Podczas lektury czułam się po prostu obojętna, a to w mojej ocenie bardzo ważne kryterium tego, jak oceniam daną powieść.
Kreacja bohaterów też nie wyszła
autorowi zbyt dobrze. Cały czas strasznie mnie irytowali, ci główni bohaterowie jak i drugoplanowi, okazali się mało realni i wręcz przerysowani, a wewnętrzne monologi głównej
bohaterki po kilkudziesięciu stronach zaczęłam po prostu omijać.
Moim zdaniem ta historia jest prawdopodobna, ale w takim wydaniu, jakie
zaserwował nam Krystian Warzocha, jest mało wiarygodna, nieatrakcyjna, niezbyt wciągająca i po prostu nużąca.
"Kobieta o imieniu Liz" to książka,
którą po prostu odkładam na półkę i raczej do niej nie wrócę. Wiem jednak, że jeżeli pan Krystian wyda kolejną książkę,
to przeczytam ją z czystej ciekawości, bo nigdy nie skreślam autora po jednym niezbyt udanym dziele, które w dodatku jest debiutem.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Albo się ma talent albo nie
OdpowiedzUsuńAlbo się ma talent albo nie
OdpowiedzUsuńMimo wszystko jestem tej pozycji ciekawa :)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej jestem za tym byś ją przeczytała :)
UsuńLubię wyrabiać sobie własną opinię, mimo że książka komuś się nie spodobała. Zawsze szukam pozytywów w danej pozycji. Sięgnę po Kobietę o imieniu Liz z czystej ciekawości.
OdpowiedzUsuńJa mam tak samo :) Niestety ta pozycja w moim odczuciu oprócz ciekawego pomysłu na fabułę nie ma nic co mogłoby być plusem. I niestety bardzo nad tym ubolewam, bo byłam strasznie zaintrygowana tą powieścią.
Usuń