Zranieni - H.M. Ward
„Zgadza się. Życie to nie bajka. W życiu nie ma opcji „cofnij”.”
Sidney i Peter spotykają się zupełnie przypadkowo w restauracji, dziewczyna myli stolik i swojego towarzysza, z którym jest umówiona na randkę w ciemno. Niespodziewanie dla niej samej mężczyzna wydaje się jej bratnią duszą i czuje się przy nim bardzo bezpiecznie. Niestety zabawna komedia pomyłek ma swój niezbyt miły finał, bo Sidney dostaje kosza. Na jej nieszczęście okazuje się, że ten budzący w niej pożądanie mężczyzna jest wykładowcą akademickim, a ona jego asystentką i studentką, więc nie tak łatwo uda się jej o nim zapomnieć. Czy w akademickim świecie pełnym zasad i reguł, pojawi się, choć nikła nadzieja na szczęśliwy happy end? Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby oboje nie zmagali się z bolesną przeszłością, która każdego dnia nie daje o sobie zapomnieć. Czy mimo przeciwności losu odnajdą drogę do własnych serc?
„Zranieni” H.M. Ward to typowy romans, napisany podług utartych schematów, on to jej szef i wykładowca, a ona to jego asystentka i studentka, a między nimi zakazane uczucie, więc to to, co znamy z wielu innych książek tego gatunku. Niemniej jednak zostałam także kilka razy miło zaskoczona, a historia tej dwójki bohaterów przypadła mi do gustu, więc na pewno przeczytam kolejną część, mimo tego, że do książki mam kilka małych zastrzeżeń.
Autorka porusza w swojej powieści naprawdę trudne tematy, które dotknęły w przeszłości bohaterów, i które powinny mnie wzruszyć, a nawet momentami doprowadzić do łez. Niestety nic takiego się nie stało i teraz nie wiem, czy to tylko moje odczucie, czy coś poszło nie tak. Miałam wrażenie, że właśnie te wątki zostały jakoś mało przez autorkę rozwinięte i nie mogłam się w nie wczuć. Ten brak emocji doskwierał mi najbardziej, bo naprawdę chciałam poczuć ten ból, obawy i lęki bohaterów. Może to wina tego, że książka ma zaledwie 203 strony? Nie wiem, ale czuję, że autorka ma duży potencjał i pokaże go w kolejnej części i wtedy nie doczepię się już do niczego.
Muszę wspomnieć także trochę o bohaterach. Sidney to dziewczyna, która ucieka przed przeszłością, przed rodziną, chłopakiem i bolesnymi wspomnieniami. To dziewczyna zagubiona, przestraszona, ale także stawiająca czoła problemom. Jej relacje z mężczyznami nie wyglądają najlepiej i często są przyczyną jej kłopotów. Dopiero poznanie Petera zmienia wszystko i Sidney czuje, że to mężczyzna, który może być tym jedynym, przy nim czuje się bezpieczna i wie, że on ją zrozumie, gdyż sam przeszedł wiele. W swoim już dość długim życiu spotkałam wiele irytujących bohaterek, ale Sidney wszystkie bije na głowę. Jej zachowanie w moim odczuciu wielokrotnie było przesadzone i nawet nienaturalnie. Niezdecydowana do granic możliwości, niby czegoś chce, ale jednak nie chce, niby kocha Petera, ale nie może z nim być. Wiem, że w życiu spotkało ją coś strasznego, ale czy to tłumaczy takie zachowanie? Pozostawiam to Waszej ocenie. Jeżeli zaś chodzi o Petera to, jest to mężczyzna, którego polubiłam. Ujęło mnie jego zachowanie, maniery i to jak potrafił trzymać emocje na wodzy, mimo tego, że rozum cały czas walczył z sercem. Spodobało mi się też to, że podjął męską decyzję za nich oboje, która oczywiście Sidney nie przypadła do gustu. Czy ta dwójka stworzy szczęśliwy związek? Tego oczywiście Wam nie zdradzę.
To, co bardzo spodobało mi się w książce, to taniec. Przy tym wątku moja wyobraźnia zaszalała i wcale bym się nie obraziła, gdyby było go w książce więcej. Nasi bohaterowie tańczą swinga, więc wyobraźcie sobie te spocone ciała i iskrzące się między nimi pożądanie, które zauważają wszyscy wkoło, a nie sami zainteresowani. Uważam, że ten wątek wyszedł autorce świetnie i mam nadzieję, że w kolejnej części też, choć na chwilę się pojawi.
W książce jedna rzecz mnie zaskoczyła. Przeważnie w romansach pojawiają się gorące sceny łóżkowe, które oczywiście bardzo lubię. ;) Jednak pani Ward pokazała mi zupełnie inny rodzaj pożądania i namiętności, która pojawia się między bohaterami. To wszystko cały czas jest między nimi, momentami aż się iskrzy i czuć magnetyzujące przyciąganie tej dwójki, jednak nie ma finału, nie ma eksplozji to wszystko zostało zostawione na później. Dodało to książce niesamowitego smaku i rozbudziło mój apetyt na więcej.
Podsumowując, oceniam tę książkę w miarę dobrze, na pewno spędziłam przy niej kilka miłych godzin, mimo tych niedociągnięć, które wymieniałam wyżej. Zdecydowanie sięgnę po kolejny tom, bo historia mnie zaciekawiła i jestem ciekawa, jak dalej rozwinie się ta znajomość i jak wypadnie zderzenie Sidney z przeszłością.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Editio Red.
Sidney i Peter spotykają się zupełnie przypadkowo w restauracji, dziewczyna myli stolik i swojego towarzysza, z którym jest umówiona na randkę w ciemno. Niespodziewanie dla niej samej mężczyzna wydaje się jej bratnią duszą i czuje się przy nim bardzo bezpiecznie. Niestety zabawna komedia pomyłek ma swój niezbyt miły finał, bo Sidney dostaje kosza. Na jej nieszczęście okazuje się, że ten budzący w niej pożądanie mężczyzna jest wykładowcą akademickim, a ona jego asystentką i studentką, więc nie tak łatwo uda się jej o nim zapomnieć. Czy w akademickim świecie pełnym zasad i reguł, pojawi się, choć nikła nadzieja na szczęśliwy happy end? Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby oboje nie zmagali się z bolesną przeszłością, która każdego dnia nie daje o sobie zapomnieć. Czy mimo przeciwności losu odnajdą drogę do własnych serc?
„Zranieni” H.M. Ward to typowy romans, napisany podług utartych schematów, on to jej szef i wykładowca, a ona to jego asystentka i studentka, a między nimi zakazane uczucie, więc to to, co znamy z wielu innych książek tego gatunku. Niemniej jednak zostałam także kilka razy miło zaskoczona, a historia tej dwójki bohaterów przypadła mi do gustu, więc na pewno przeczytam kolejną część, mimo tego, że do książki mam kilka małych zastrzeżeń.
Autorka porusza w swojej powieści naprawdę trudne tematy, które dotknęły w przeszłości bohaterów, i które powinny mnie wzruszyć, a nawet momentami doprowadzić do łez. Niestety nic takiego się nie stało i teraz nie wiem, czy to tylko moje odczucie, czy coś poszło nie tak. Miałam wrażenie, że właśnie te wątki zostały jakoś mało przez autorkę rozwinięte i nie mogłam się w nie wczuć. Ten brak emocji doskwierał mi najbardziej, bo naprawdę chciałam poczuć ten ból, obawy i lęki bohaterów. Może to wina tego, że książka ma zaledwie 203 strony? Nie wiem, ale czuję, że autorka ma duży potencjał i pokaże go w kolejnej części i wtedy nie doczepię się już do niczego.
Muszę wspomnieć także trochę o bohaterach. Sidney to dziewczyna, która ucieka przed przeszłością, przed rodziną, chłopakiem i bolesnymi wspomnieniami. To dziewczyna zagubiona, przestraszona, ale także stawiająca czoła problemom. Jej relacje z mężczyznami nie wyglądają najlepiej i często są przyczyną jej kłopotów. Dopiero poznanie Petera zmienia wszystko i Sidney czuje, że to mężczyzna, który może być tym jedynym, przy nim czuje się bezpieczna i wie, że on ją zrozumie, gdyż sam przeszedł wiele. W swoim już dość długim życiu spotkałam wiele irytujących bohaterek, ale Sidney wszystkie bije na głowę. Jej zachowanie w moim odczuciu wielokrotnie było przesadzone i nawet nienaturalnie. Niezdecydowana do granic możliwości, niby czegoś chce, ale jednak nie chce, niby kocha Petera, ale nie może z nim być. Wiem, że w życiu spotkało ją coś strasznego, ale czy to tłumaczy takie zachowanie? Pozostawiam to Waszej ocenie. Jeżeli zaś chodzi o Petera to, jest to mężczyzna, którego polubiłam. Ujęło mnie jego zachowanie, maniery i to jak potrafił trzymać emocje na wodzy, mimo tego, że rozum cały czas walczył z sercem. Spodobało mi się też to, że podjął męską decyzję za nich oboje, która oczywiście Sidney nie przypadła do gustu. Czy ta dwójka stworzy szczęśliwy związek? Tego oczywiście Wam nie zdradzę.
To, co bardzo spodobało mi się w książce, to taniec. Przy tym wątku moja wyobraźnia zaszalała i wcale bym się nie obraziła, gdyby było go w książce więcej. Nasi bohaterowie tańczą swinga, więc wyobraźcie sobie te spocone ciała i iskrzące się między nimi pożądanie, które zauważają wszyscy wkoło, a nie sami zainteresowani. Uważam, że ten wątek wyszedł autorce świetnie i mam nadzieję, że w kolejnej części też, choć na chwilę się pojawi.
W książce jedna rzecz mnie zaskoczyła. Przeważnie w romansach pojawiają się gorące sceny łóżkowe, które oczywiście bardzo lubię. ;) Jednak pani Ward pokazała mi zupełnie inny rodzaj pożądania i namiętności, która pojawia się między bohaterami. To wszystko cały czas jest między nimi, momentami aż się iskrzy i czuć magnetyzujące przyciąganie tej dwójki, jednak nie ma finału, nie ma eksplozji to wszystko zostało zostawione na później. Dodało to książce niesamowitego smaku i rozbudziło mój apetyt na więcej.
Podsumowując, oceniam tę książkę w miarę dobrze, na pewno spędziłam przy niej kilka miłych godzin, mimo tych niedociągnięć, które wymieniałam wyżej. Zdecydowanie sięgnę po kolejny tom, bo historia mnie zaciekawiła i jestem ciekawa, jak dalej rozwinie się ta znajomość i jak wypadnie zderzenie Sidney z przeszłością.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Editio Red.