Michał Podbielski - Wojny Żywiołów. Przebudzenie Ziemi: Udręczeni
Dzisiaj przedstawię Wam debiut z gatunku fantastyki, którą ostatnio
pochłaniam z wielką przyjemnością. Długo zabierałam się do napisania
recenzji, przepraszam Was za to, ale musiałam sobie to wszystko wsadzić
do odpowiednich "szufladek",
przemyśleć tę pozycję dogłębnie (szczególnie że książka zostawiła mnie z
małą niespodzianką, o której napisze w dalszej części recenzji). Teraz
jestem wreszcie gotowa, aby opowiedzieć Wam coś o tej książce.
Zastanawiacie się teraz pewnie, jaka to powieść, kogo? Już Wam mówię.
Dzisiaj opowiem Wam o debiucie Michała Podbielskiego "Wojny Żywiołów. Przebudzenie ziemi: Udręczeni"!
"W świecie, którym rządzą dwa żywioły, Ogień i Woda, rodzi się nowa siła. Właśnie następuje przebudzenie Ziemi. Żądne podbojów Imperium Koralu, będące pod opieką samej Pani Wody, porządkując własne prowincje, jest ślepe na nowe zagrożenia. W tym samym czasie na odległym kontynencie czciciele nadejścia bogini Ziemi wyruszają na świętą pielgrzymkę do opanowanego przez potwory, mistycznego Epicentrum. Rodzą się kolejne wielkie siły, a to wszystko, to dopiero początek..."
Zaczynając od początku, podobał mi się bardzo sposób, w jaki powieść została wydana. Często zwracam uwagę na takie elementy. W pierwszej części "Wojen Żywiołów" fajną sprawą była graficznie wyrysowana mapa z Imperium Koralu oraz Kontynentem Prerii, było to też bardzo pomocne, bo mogłam sobie to jeszcze bardziej zwizualizować w głowie. Z takich właśnie szczegółów, spodobał mi się również spis postaci.
Tutaj przejdźmy do kolejnej kwestii. Powieść zawiera bardzo dużo postaci i tak naprawdę nie ma tutaj przewodniego bohatera, na którym jest skupiona cała uwaga. Pierwszy raz też spotkałam się z tyloma postaciami, które mają swój własny "akapit". Właśnie dlatego spis postaci, był tutaj bardzo dobry pomysłem. Dzięki temu fabuła trzymała się kupy i nawet jak coś czasem pokręciłam, wracałam do początku i zaglądałam, aby sobie to uporządkować. Aczkolwiek co do tak dużej ilości postaci, to chyba nie za bardzo podszedł mi taki sposób prowadzenia fabuły. Wprowadzał trochę za dużo zamieszania i bardzo często można było się pogubić. Szczególnie że to nie były 2-4 postacie ze swoim "akapitem", ale kilkanaście. Fajnie było przeczytać "coś nowego" pod tym względem, aby chociaż wyrobić sobie opinie.
Przy tak prowadzonej fabule, muszę powiedzieć, że zdecydowanie podobał mi się styl autora. Był prosty, a jednocześnie umiał zaintrygować czytelnika. Do gustu przypadła mi także część "humorystyczna", a przy wątkach z Szarymi Płaszczami bawiłam się wspaniale. Autor, świetnie prowadził dialogi między postaciami, mimo tego, że nie skupiał się na jednej postaci, jednak możemy przy tych dialogach poczuć się, jakbyśmy poznawali bohaterów dogłębnie, dzięki czemu, niektóre postacie zyskały naprawdę w moich oczach i ciężko było mi się z nimi rozstać.
Jak już wymieniłam kilka razy tę "frakcje" to już wiecie, że będę pisała o "Szarych płaszczach", a szczególnie o bohaterach, którzy mnie ujęli swoimi dialogami i kreacją.
Tęcza, jak i Iskra byli właśnie takimi postaciami. Magiczne moce, doskonałe dopasowanie jak na bliźniaki, a do tego przy nich nie mogło być nudno. Mogłabym godzinami rozmawiać o tych akcjach, które rozbawiły mnie z ich udziałem, ale tego nie zrobię tylko dlatego, abyście byli ciekawsi książki. Byli oni też najbardziej wyróżniający się z całej grupy, a do tego w typie bohaterów, których lubię. Skuteczni, a jednocześnie śmieszni. Dlatego warto dla nich sięgnąć po tę powieść, aby poznać tych dwóch "świrów" i Magów Ognia.
Jeśli ktoś lubi wielopostaciową i wielowątkową fabułę, to będzie się czuć przy tej książce bardzo dobrze. Mimo tego, że książka mi się podobała, to prowadzenie fabuły było średnie... ale i tak polecam!
Dziękuję za możliwość przeczytania autorowi!
Dzisiaj opowiem Wam o debiucie Michała Podbielskiego "Wojny Żywiołów. Przebudzenie ziemi: Udręczeni"!
"W świecie, którym rządzą dwa żywioły, Ogień i Woda, rodzi się nowa siła. Właśnie następuje przebudzenie Ziemi. Żądne podbojów Imperium Koralu, będące pod opieką samej Pani Wody, porządkując własne prowincje, jest ślepe na nowe zagrożenia. W tym samym czasie na odległym kontynencie czciciele nadejścia bogini Ziemi wyruszają na świętą pielgrzymkę do opanowanego przez potwory, mistycznego Epicentrum. Rodzą się kolejne wielkie siły, a to wszystko, to dopiero początek..."
Zaczynając od początku, podobał mi się bardzo sposób, w jaki powieść została wydana. Często zwracam uwagę na takie elementy. W pierwszej części "Wojen Żywiołów" fajną sprawą była graficznie wyrysowana mapa z Imperium Koralu oraz Kontynentem Prerii, było to też bardzo pomocne, bo mogłam sobie to jeszcze bardziej zwizualizować w głowie. Z takich właśnie szczegółów, spodobał mi się również spis postaci.
Tutaj przejdźmy do kolejnej kwestii. Powieść zawiera bardzo dużo postaci i tak naprawdę nie ma tutaj przewodniego bohatera, na którym jest skupiona cała uwaga. Pierwszy raz też spotkałam się z tyloma postaciami, które mają swój własny "akapit". Właśnie dlatego spis postaci, był tutaj bardzo dobry pomysłem. Dzięki temu fabuła trzymała się kupy i nawet jak coś czasem pokręciłam, wracałam do początku i zaglądałam, aby sobie to uporządkować. Aczkolwiek co do tak dużej ilości postaci, to chyba nie za bardzo podszedł mi taki sposób prowadzenia fabuły. Wprowadzał trochę za dużo zamieszania i bardzo często można było się pogubić. Szczególnie że to nie były 2-4 postacie ze swoim "akapitem", ale kilkanaście. Fajnie było przeczytać "coś nowego" pod tym względem, aby chociaż wyrobić sobie opinie.
Przy tak prowadzonej fabule, muszę powiedzieć, że zdecydowanie podobał mi się styl autora. Był prosty, a jednocześnie umiał zaintrygować czytelnika. Do gustu przypadła mi także część "humorystyczna", a przy wątkach z Szarymi Płaszczami bawiłam się wspaniale. Autor, świetnie prowadził dialogi między postaciami, mimo tego, że nie skupiał się na jednej postaci, jednak możemy przy tych dialogach poczuć się, jakbyśmy poznawali bohaterów dogłębnie, dzięki czemu, niektóre postacie zyskały naprawdę w moich oczach i ciężko było mi się z nimi rozstać.
Jak już wymieniłam kilka razy tę "frakcje" to już wiecie, że będę pisała o "Szarych płaszczach", a szczególnie o bohaterach, którzy mnie ujęli swoimi dialogami i kreacją.
Tęcza, jak i Iskra byli właśnie takimi postaciami. Magiczne moce, doskonałe dopasowanie jak na bliźniaki, a do tego przy nich nie mogło być nudno. Mogłabym godzinami rozmawiać o tych akcjach, które rozbawiły mnie z ich udziałem, ale tego nie zrobię tylko dlatego, abyście byli ciekawsi książki. Byli oni też najbardziej wyróżniający się z całej grupy, a do tego w typie bohaterów, których lubię. Skuteczni, a jednocześnie śmieszni. Dlatego warto dla nich sięgnąć po tę powieść, aby poznać tych dwóch "świrów" i Magów Ognia.
Jeśli ktoś lubi wielopostaciową i wielowątkową fabułę, to będzie się czuć przy tej książce bardzo dobrze. Mimo tego, że książka mi się podobała, to prowadzenie fabuły było średnie... ale i tak polecam!
Dziękuję za możliwość przeczytania autorowi!
Ja podziękuję tym razem ;)
OdpowiedzUsuńhttp://justboooks.blogspot.com/
Zachęcająca recenzja.
OdpowiedzUsuń