Misja Wywiad z Izabellą Frączyk
Tym razem mamy dla Was Misję wywiad z przesympatyczną autorką Izabellą Frączyk. Na końcu wywiadu dowiecie się, kto wygrał książkę autorstwa Pani Izabelli.
Serdecznie zapraszamy! :)
2. Czy warto "palić mosty", czy lepiej zawsze zostawić sobie furtkę, nawet za cenę utraty własnego ja, dumy, honoru, poczucia własnej wartości?
Czasem odnoszę wrażenie, że pisarz powinien być osobą samotną i bez zobowiązań. Do tego obowiązkowo powinien mieć służbę, intendenta i kucharza. Tymczasem chcąc pogodzić z pisaniem role kury domowej i matki Polki, nieraz trzeba się mocno nagimnastykować. W pełnej chacie zawsze coś się dzieje. Pracując w kuchni naprawdę trudno o chwilę spokoju, więc trzeba się dostosować i jakoś upchnąć pisanie w codziennym grafiku. Na szczęście jestem dobrym organizatorem i sobie radzę w tym młynie.
2. Mówi się, że śmiech to zdrowie. A co Panią bawi i śmieszy?
2.Czy tematyka zawarta w książce jest czymś przez Panią przeżytym?
Serdecznie zapraszamy! :)
Iza Wyszomirska
1.Pani Izo, w opisie "Koncertu cudzych
życzeń" można przeczytać, że to powieść o zaufaniu do ludzi. Uważa Pani,
że trudniej zdobyć zaufanie do człowieka czy do koni, które pojawiają się w
Pani powieści?
I z jednym, i drugim byłabym ostrożna. Ameryki pewnie nie odkryję,
twierdząc że w życiu każdego z nas niewiele jest osób, którym można ślepo
zaufać. A konie? Mowy nie ma! (śmiech) Dobrze wiem, jak po upadku z konia bolą
połamane żebra. Wszystkie gwiazdy można policzyć przy każdym oddechu i z pamięci wyrecytować
litanię do wszystkich świętych, jak przyjdzie kichnąć. Wprawdzie jeździec ze
mnie żaden, bowiem za bardzo talentu nie mam, ale pamiętam jak kiedyś
zapomniałam o końskich chrupkach, którymi zwykle próbowałam nakłonić konisko do
współpracy. Koń obraził się na amen i przez bitą godzinę kłusował bokiem i
kombinował jak mną prasnąć w błoto. Moja przygoda z końmi nie trwała zatem
długo. Dodatkowo, od dziesięciu lat, ze względu na alergię, trzymam się z dala
od stajni, co przy „koniarskiej” rodzinie stanowi pewne wyzwanie.
2. Czytając recenzje "Koncertu cudzych
życzeń" wydaje mi się być ona książką o życiu pod dyktando innych.
Teściowa Magdy ma wobec niej pewne wymagania i oczekiwania. Czy zawsze warto im
ulegać, nagiąć się, czy może żyć po swojemu, nie przejmując się tym, co inni
mają do powiedzenia?
Leontyna z zasady jest apodyktycznym babsztylem, niemniej mieszkając osobno
była całkiem do wytrzymania. Schody zaczęły się, gdy wszyscy zamieszkali pod
jednym dachem. A Magda? Cóż. Magda po prostu się zagapiła i przespała moment,
kiedy wszystko wymknęło się spod kontroli i kiedy sytuacja stała się nie do
opanowania. Wcześniej szła na kompromis. Któż z nas tego nie robi? W domu, w
małżeństwie, w pracy czy w
społeczeństwie. Mało kto żyje wyłącznie
po swojemu, nie licząc się z nikim i niczym. W
życiu trzeba umieć pewne rzeczy wyważyć, zachować zdrowy rozsądek i dla
własnego dobra nabrać nieco asertywności. No chyba, że ktoś rzeczywiście lubi
żyć pod czyjeś dyktando. Magda nie lubiła.
Robert Czyżycki
1.Prawdziwa przyjaźń to wyrozumiałość dla czyichś wad czy
potknięć, to lojalność, wsparcie w każdej sytuacji, to radość z sukcesów
drugiej osoby. Czy zdarzyło się Pani kiedyś odczuć zazdrość ze względu na
pisanie książek ze strony przyjaciół?
Raczej nie. Rozbawiły mnie natomiast reakcje niektórych, którzy na wieść,
że wydałam książkę, nagle, po latach,
przypomnieli sobie, że mnie znają (śmiech) Choć wcześniej spuszczali
mnie po przysłowiowej brzytwie. Innym z kolei zjawiskiem socjologicznie
ciekawym, było zachowanie bliskich znajomych, którzy wcześniej o niczym nie
wiedząc, bądź też wiedząc ale nie dowierzając, po wydaniu pierwszej książki
zaczęli dziwnie mi się przyglądać i inaczej mnie traktować. Momentami czułam
się jak okaz w muzeum. Na szczęście im przeszło (śmiech). Większości wydaje
się, że pisarze nie są normalnymi ludźmi. Że nie złoszczą się na dzieci, nie
przypalą obiadu, nie złapią gumy w samochodzie i nie robią zakupów w Żabce. To
jest akurat podejście nagminne, które nieustannie mnie bawi (śmiech)
2.Interesuje mnie pani warsztat pracy. Pisarza w
trakcie pracy wyobrażam sobie siedzącego za biurkiem, na którym znajduje się
sterta papierów i maszyna do pisania oraz kilka kubków po kawie. W nogach jakiś
kocur...To tak pewnie z jakichś starszych wiekiem lektur mam takie
skojarzenia... Jak wygląda Pani otoczenie podczas tworzenia, co Pani lubi mieć,
co przeszkadza itp.?
Ojoj… W takich warunkach nie napisałabym nawet „dzień dobry”. Moje miejsce
pracy to stół na tarasie lub w kuchni, laptop i kubek z kawą. I nic więcej.
Pełna asceza (śmiech) Do pańskiego opisu pasuje tylko kot, ale nie w nogach a
na krześle obok, bo w nogach zalega pies. Przy pisaniu lubię mieć święty
spokój, ale często, gdy złapię silny twórczy ciąg, zdarza się, że rzeczywistość
zupełnie do mnie nie dociera. Wtedy mogłabym mieć pod oknem przemarsz wojsk i
salwy armatnie. Można przy mnie rozmawiać, hałasować, przeszkadzać. Ba,
potrafię nawet wtedy, pisząc, jednocześnie z kimś rozmawiać, tylko później
niewiele z tej rozmowy pamiętam. Nic mnie w tym stanie nie rusza (śmiech).
Beata Górniewicz
1.Czy marzyła Pani o pisaniu książek od
dzieciństwa, czy może jakiś splot życiowych okoliczności sprawił, że zaczęła
Pani pewnego dnia tę przygodę?
Nigdy nie lubiłam pisać, więc i marzyć o pisaniu też
nie marzyłam. Pisać zaczęłam przez przypadek, dopiero w okolicy czterdziestki,
kiedy to postanowiłam sprawdzić czy potrafię napisać coś więcej, niż cykl
felietonów o moim psie,
publikowany w postach na forum allegro. Na chwilę obecną tamto forum już nie
istnieje, za to udało mi się wskrzesić
przygody Tornado na moim blogu Świeżo Napisane, gdzie serdecznie Państwa zapraszam.
2. Czy warto "palić mosty", czy lepiej zawsze zostawić sobie furtkę, nawet za cenę utraty własnego ja, dumy, honoru, poczucia własnej wartości?
Nie mam pojęcia. W życiu nic nie jest czarno-białe.
Nigdy też nie mamy całkowitej pewności czy aby na pewno mamy rację, zatem
czasem warto zostawić sobie furtkę. Czasem też, by zacząć wszystko od nowa, po prostu nie mamy wyjścia i zostawiamy za sobą
spaloną ziemię. Poza tym mosty często lubią palić się same i na to nie mamy już
wpływu.
Joanna Wiewióra
1.Czy pisząc książki ma Pani już ułożony gotowy
plan jak ją napisać dokładnie czy w trakcie pisania to sobie Pani układa?
Nie mam nic. Pewnie mi Pani nie uwierzy, ale do kilkunastu już
napisanych powieści, nie mam ani jednej
notatki. Nawet do trylogii. Nie wiem, co to plan i konspekt, bo bohater żyje własnym życiem od pierwszych stron.
Kiedyś próbowałam napisać na zapas plan dwóch rozdziałów. Bardzo źle mi się
wtedy pisało, a i tak wyszło mi coś
innego. Innym razem planowałam następną scenę, w której bohaterka miała
nazajutrz iść do fryzjera, niestety, w nocy poszła do sklepu i wpadła pod auto
(śmiech)
2. Jak to jest dzielić życie rodzinne z pisaniem? Domyślam
się, że ciężko jest się w danej chwili zebrać i napisać chociaż fragment danej
książki jeżeli się ma wolną chwilę. Jak sobie z tym Pani radzi jeżeli pomysł
przyjdzie w najmniej odpowiedniej chwili, a jest Pani np. z rodziną na jakiejś
wycieczce bądź wakacjach? Czy siada wtedy Pani do pisania czy odkłada to na
później?
Czasem odnoszę wrażenie, że pisarz powinien być osobą samotną i bez zobowiązań. Do tego obowiązkowo powinien mieć służbę, intendenta i kucharza. Tymczasem chcąc pogodzić z pisaniem role kury domowej i matki Polki, nieraz trzeba się mocno nagimnastykować. W pełnej chacie zawsze coś się dzieje. Pracując w kuchni naprawdę trudno o chwilę spokoju, więc trzeba się dostosować i jakoś upchnąć pisanie w codziennym grafiku. Na szczęście jestem dobrym organizatorem i sobie radzę w tym młynie.
Już tradycją jest, że prawie nigdy
nie mam przy sobie niczego do pisania, bo i tak fabuła później zawsze pobiegnie
innym torem. Pomysły, zwyczajnie zapamiętuję, ale bardziej na zasadzie słów
kluczowych, haseł.
Mariola Zofia Laura Marszałek
1. Kto jest dla Pani autorytetem
w życiu prywatnym, a kto w życiu literackim - czyją twórczość literacką ceni
sobie Pani wyżej niż innych autorów książek? A może nie ma takich ludzi, w Pani
życiu?
Autorytetem
w moim życiu od zawsze byli i nadal są moi rodzice. Natomiast w temacie
literatury, najwyżej i niezmiennie,
cenię Tadeusza
Dołęgę-Mostowicza.
2. Co
Pani czuje czytając recenzje swoich książek - zarówno te pozytywne jak i
negatywne - oraz co Pani z nich wynosi dla samej siebie i swojej przyszłej
działalności literackiej?
Cóż, każdy, kto decyduje się upublicznić swoją
twórczość od początku musi przygotować na to, że nie wszystkim się ta twórczość
spodoba. Nie ma na świecie dzieła, które podobałoby się każdemu, zatem krytyka
jest zjawiskiem całkowicie naturalnym. Powiem więcej, krytykę należy szanować i
cenić. Sami, w swej twórczości nigdy nieomylni nie będziemy, więc tym bardziej mile widziana jest sensowna i
merytorycznie uzasadniona surowa ocena. Nie daje obrosnąć w piórka, często
pozwala na nabranie dystansu.
To tyle na temat krytyki, choć w sumie niewiele jej
doświadczam, co bardzo mnie cieszy, natomiast anonimowy hejt oraz dziwne
recenzje od pseudo recenzentów, którzy nie potrafią poprawnie i po polsku
napisać swojej wypowiedzi, naprawdę nie robią na mnie wrażenia (śmiech). Z
lekkim politowaniem przyglądam się różnym
opiniom, w których ktoś jest fanem np. kryminałów i poświęca dwie strony
recenzji na to, że jakaś powieść obyczajowa kryminałem nie jest i dlatego się
nie podoba (śmiech). Na takie rzeczy po prostu szkoda czasu. Zwykle nawet nie
ocierają się o jakąkolwiek krytykę, acz niejednemu autorowi potrafią popsuć
humor i zachwiać wiarę w siebie. Oczywiście z wyłączeniem sytuacji, w której książka po prostu się komuś nie podoba, bo na
to już nie ma ludzkiej siły (śmiech).
Marysia Ski
1. Czy ma Pani jakieś
swoje własne literackie, około książkowe rytuały? Coś, bez czego nie powstanie
żadna nowa książka?
Nie, nie uprawiam niczego takiego, choć drugą część trylogii Stajnia w Pieńkach „Spalone mosty”, w
90% napisałam w garażu. Siedziałam na skrzynce z narzędziami, z notesem na
kolanach, a później przepisywałam tekst do komputera. W innym miejscu po prostu
mi nie szło (śmiech).
Nela Radon
1. Co zrobiła Pani Magda,
że musiała ją Pani ukarać przyjazdem
teściowej?
Nic. Moi bohaterowie żyją własnym życiem
i niewiele mam wpływu na to, co się u nich dzieje. Bez przyjazdu teściowej nie
byłoby trylogii Stajnia w Pieńkach.
2. Skąd czerpie Pani
pomysły do napisania tylu książek, czy jest to samo życie a może literacka
fikcja?
Może, tym razem, to ja odpowiem pytaniem? Skąd się
bierze fikcja literacka? No, z życia się bierze. W głowie pisarza mieści się
jeden wielki mikser, który mieli wszystko, co się nawinie pod śmigło. Opowieści, obrazy, scenki, wspomnienia,
dźwięki, sytuacje, zapachy…
A później, z tego co
się zmiksowało, „robi się” książki.
Jagoda Gindera
1.Co jest dla Pani najprzyjemniejsze w pracy
pisarza? Co jest najtrudniejsze?
Najfajniejsze jest totalne zaskoczenie. To, że nie
wiem, co się stanie na następnej stronie, że nie znam zakończenia. To tyle w
temacie samego pisana, ale nie zapominajmy, że moja praca to nie tylko klepanie
w klawisze. To również mnóstwo spotkań z czytelnikami, wywiady, podróże, targi.
Także wirtualne spotkania, codzienne pogaduszki, choćby w fanklubie na Facebooku.
To wszystko składa się na świetne zajęcie, które wprost uwielbiam! Nie
zamieniłabym go na żadną inną pracę.
A czego nie lubię? Nie lubię wymyślać tytułów książek
oraz pisać scen łóżkowych(śmiech)
2. Mówi się, że śmiech to zdrowie. A co Panią bawi i śmieszy?
Wszystko. Ja na każdym kroku się śmieję. Nieraz, nawet
i na pogrzebie dopatrzę się czegoś zabawnego. Na każdym kroku dzieją się
śmieszne rzeczy, choć nie każdy je dostrzega. A ja to widzę i często ludzie
dziwnie na mnie patrzą (śmiech). A jak już naprawdę nic śmiesznego się nie
dzieję, to sama sobie opowiadam dowcipy albo zabawne sytuację i… pękam wtedy ze śmiechu (śmiech).
Edyta Lewandowska
1.Którą z bohaterek swoich książek lubi Pani
najbardziej, czy z którąś się Pani utożsamia?
Lubię wszystkie, chociaż żadna z nich nie jest mną.
Każda z nich żyje własnym życiem, miewa własne przygody. Nie utożsamiam się z
żadną z nich, choć jedna z nich- Zuzka z „Kobiet z odzysku” jest mi szczególnie
bliska, bowiem świadomie dałam jej wiele z siebie. W tej powieści mamy aż trzy
główne bohaterki i chciałam, by wyraźnie się od siebie różniły. Cóż, Zuzka często reaguje tak jak ja, często
myśli jak ja, ale Zuzka nadal jest Zuzką, nie mną (śmiech) Cały czas żyje swoim
własnym życiem, nie moim.
Izabela Dembna
1.Czym jest dla Pani
słowo?
Wyłącznie narzędziem.
2.Czy tematyka zawarta w książce jest czymś przez Panią przeżytym?
Czasem tak, czasem nie. Merytoryczne przygotowanie to
obowiązek autora. Chcąc osadzić akcję np. w hotelu i restauracji trzeba dobrze
wiedzieć jak działa. Nie można pisać
bzdur, ale też samemu wszystkiego w życiu przeżyć się nie da.
Przykładowo, opisując zarządzanie stadniną koni,
hodowlę strusi, postrzyganie owiec i ujeżdżanie krów trzeba wiedzieć, o czym
się pisze. To wymaga pracy i obeznania, choć pisząc trylogię o Stajni w Pieńkach, wcale nie muszę jeździć
konno, odbierać porodów u kobyły i macać kur
(śmiech). Wystarczy, że inni wiedzą i mi powiedzą.
Kasia Chabło
1.Pani Izo, którą ze swoich
książek lubi Pani najbardziej?
„Kobiety z odzysku” oraz całą serię Stajnia w
Pieńkach.
Bardzo dziękuję
za zaproszenie oraz za ciekawe pytania. Nie mogłam się zdecydować, bo wybór był trudny,
zatem zdałam się na losowanie.
Miło mi ogłosić, że nagrodę w postaci pierwszego tomu Stajni w Pieńkach „Koncert cudzych życzeń” otrzyma pani Iza Wyszomirska.
Gratuluję!
Uwielbiam te Wasze wywiady. Ponownie czegoś interesującego się dowiedziałam. Dziękuję 😊
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za przeprowadzony wywiad. :)
OdpowiedzUsuń