Misja Wywiad z Anną Sakowicz
Dziś zapraszamy Was na wywiad z autorką powieści "Szepty dzieciństwa" "Złodziejka marzeń" i "To się da!" Anną Sakowicz!
Pani Anna po przeczytaniu tylu odpowiedzi postanowiła nagrodzić aż dwie z Was :) Pierwszą zwyciężczynią jest Grażyna Wróbel, która otrzyma "Złodziejkę marzeń" oraz "To się da!", drugą zwyciężczynią jest Anka Krzyczkowska, do której powędruje "To się da!".
Serdecznie Gratulujemy i prosimy obie Panie o kontakt w wiadomości prywatnej, na naszym fan page w ciągu trzech dni.
Iza Wyszomirska
Pani Anna po przeczytaniu tylu odpowiedzi postanowiła nagrodzić aż dwie z Was :) Pierwszą zwyciężczynią jest Grażyna Wróbel, która otrzyma "Złodziejkę marzeń" oraz "To się da!", drugą zwyciężczynią jest Anka Krzyczkowska, do której powędruje "To się da!".
Serdecznie Gratulujemy i prosimy obie Panie o kontakt w wiadomości prywatnej, na naszym fan page w ciągu trzech dni.
Iza Wyszomirska
1. "To się
da!" rozśmiesza, wzrusza, ale i pobudza do refleksji. Które z tych emocji
są dla Pani jako
autorki książki
najważniejsze, abyśmy my, czytelnicy przeżywali?
Każda z tych emocji jest ważna. Nie lubię moralizować, więc
chętnie poważne refleksje przeplatam humorem. Chciałabym w czytelniku wywołać i
wzruszenie, i uśmiech. A jak jeszcze po przeczytaniu książki poważnie zastanowi
się nad jakimś problemem, to już sukces. Nie chciałabym, aby moje książki
ograniczały się tylko do tego, by być przyjemnymi czytadełkami. Pragnę trochę
pogościć w pamięci czytelnika i dać mu sporo różnych emocji.
2. W jednym z
wywiadów powiedziała Pani, że w "To się da!" pojawi się nowy bohater
- Jaromir,
nazywany przez ciocię
Zosię po kociewsku figolasem. Kim jest i co znaczy określenie figolas?
Figolas to po kociewsku żartowniś (wg słownika). A Jaromir
zawsze chętnie komentuje zachowanie głównej bohaterki, co prawda ona się
denerwuje, słysząc jego żarty i nawet nie odbiera ich jako zabawne, jednak
według cioci Zosi Jaromir to właśnie typ figolasa.
3. Czy i w jakich
sytuacjach zdarza się Pani powiedzieć: to się da!?
Ostatnio coraz częściej. Kiedyś myślałam, że to tylko jedno
z ulubionych powiedzonek mojego męża, jednak kiedy przyjechałam na Kociewie,
zauważyłam, że ludzie tutaj często to powtarzają. I nieważne, czy starzy, czy
młodzi, po prostu tutaj wszystko się da. To bardzo optymistyczne zdanie
zwróciło moją uwagę, dlatego też pojawiło się w powieści. Sama się też
nauczyłam, że nie ma takiej rzeczy, której by się nie dało zrobić, wszystko
zależy od podejścia. Na Kociewiu „to się da!”.
Alka Pachut
1.Pytanie klasyk: Co
zainspirowało Panią do napisania książki?
Hmm. To trudne pytanie, bo muszę cofnąć się w czasie do
momentu, gdy pisałam „Złodziejkę marzeń”. Byłam w strasznym dołku psychicznym,
bo nie mogłam się odnaleźć w nowym miejscu zamieszkania. Nikt mnie nie chciał
zatrudnić, poczułam się niepotrzebna. I wtedy przyszedł pomysł prowadzenia
bloga, a później napisania książki. Trochę w niej pisałam o sobie, bo Joanna
podobnie jak ja przyjechała na Kociewie. Różnica taka, że ja za mężem, a ona do
opieki nad ciocią. Pisanie było dla mnie formą autoterapii. Często humor
pozwala mi się uporać z trudnymi momentami w życiu, dlatego w książce jest
sporo absurdalnych i niezwykłych sytuacji. A „To się da!” powstało z chęci
uporządkowania tych szalonych wątków i pokazania, że ja „normalnie” też umiem.
Potem tak wciągnęłam się w losy Joanny, że w konsekwencji będzie to trylogia.
2.Czy książka
"To się da" była z góry przemyślana i planowana, czy też została
napisana pod wpływem natchnienia, spontanicznie?
Każdą książkę najpierw planuję. Może „Złodziejka marzeń”
powstawała zbyt spontanicznie, pod wpływem uczuć, ale każda następna była
najpierw dokładnie rozpisana na osi czasu. Staram się do pisania podchodzić
poważnie, więc planuję. Jak to moja koleżanka Magda Kordel powiedziała mi
kiedyś przez telefon, najpierw jest etap zachodzenia w ciążę. Myśli się nad
książką, pozwala jej dojrzeć. Pisanie to już efekt końcowy. To tylko
przelewanie na papier tego, co się poukładało w głowie lub na kartkach.
Anka Krzyczkowska
1. Czy to,
co najgłębiej w sercu leży zostało już poruszone, czy czeka jeszcze na lepsze
czasy?
Częściowo zostało już poruszone. Chyba
„Szepty dzieciństwa” są właśnie taką książką, choć bohaterka Baśka niewiele ma
ze mną wspólnego. Myślę też, że chyba każda książka powoli wyciąga z dna serca
jakieś skrywane emocje. Próbuje dotknąć prawdy. Być może jest to studnia bez
dna i można z niej czerpać przez lata, bo przecież jedno się z niej zabiera, a
drugie wrzuca. Nie wiem. Ale z pewnością w każdą z książek dorzucam coś z
własnego serca. Inaczej się chyba nie da.
2 Kiedy
najlepiej się pisze? (Stawiam, że w nocy, z dobrym ciachem w ręku)
O, nie! I to podwójne „nie”. Nie jestem
nocnym Markiem, o dwudziestej trzeciej przewracam się na drugi bok. A już na
pewno nie piszę z ciachem w dłoni. Kiedy tworzę, nie jem, czasami piję kawę
(ale bardzo rzadko). Najlepiej pracuje mi się do południa, kiedy rodzina jest
poza domem, potem chcę trochę czasu spędzić z nimi i z reguły trudniej mi się
skupić. Ostatnio jednak rozważam, czy nie pisać w nocy, bo ciągle goni mnie
jakiś termin, nie nadążam i może warto wykorzystać godziny snu. Do tego jednak dopiero
dojrzewam.
3. Jak
wyglądała droga do wydania powieści? Zatwierdzono ją za pierwszym razem?
Droga do wydania pierwszej powieści jest
często wyboista, naszpikowana własnymi łzami. Z pewnością wymaga cierpliwości i
wytrwałości. Trzeba się liczyć z odmową wydawców lub całkowitym brakiem
odpowiedzi. Czekać, czekać i czekać. U mnie trudność polegała na tym, że
zaczynałam opowiadaniami, a je wydać jest bardzo trudno, bo w Polsce ta forma
wypowiedzi nie cieszy się dużym powodzeniem. Za drugim razem było już łatwiej,
dostałam kilka ofert. Byłam też bogatsza w doświadczenia.
Eda Mc
1.Z jakim bohaterem
książkowym umówiłabyś się na randkę i dlaczego?
Hmm. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Jeżeli chodzi o
moich bohaterów, to być może poszłabym na randkę z Jaromirem. Co prawda to
złośliwy typ, ale też wrażliwy artysta. Podejrzewam, że ma w sobie wiele
tajemnic, które warto by było odkryć. A cudzy bohaterowie? Nie wiem. Zabawnie
chyba byłoby z bohaterem opowiadań Rudnickiego, na pewno trudno by się z nim
nudzić. Dodatkowo bardzo odpowiada mi jego poczucie humoru. O! Z Anansim z
powieści Gaimana bym poszła. Nudy by nie było. I tak teraz myślę, że chyba
poczucie humoru jest tu podstawowym kryterium. Jeżeli jest wspólne, to randka będzie
udana.
2.Opisz w trzech
słowach swoją najnowszą książkę?
Pójdę na łatwiznę, bo tytuł mojej najnowszej książki to
właśnie trzy słowa, a oddają jej charakter idealnie: To się da.
3.Która Twoja książka
jest najbliższa Twojemu sercu?
Trudno powiedzieć, bo każda jest bliska. Ale z pewnością
najbardziej emocjonalnie podczas pisania poruszały mnie „Szepty dzieciństwa”.
Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Wzruszałam się, śmiałam, nie mogłam
przestać myśleć o bohaterce. Miałam wyrzuty sumienia, że ją krzywdzę. Na razie
to chyba najważniejsza moja książka.
Marlena Romanowska
1.Jak ocenia Pani
swoich czytelników? Jesteśmy wymagający czy lecimy za newsami?
Sama jestem przede wszystkim czytelniczką. I czasami „lecę
za newsami”, to chyba normalne. Ciekawość i zdziwienie to podstawa filozofii i
z pewnością bycia czytelnikiem również. Ale też jestem wymagająca, zależy od
dnia. I wiem też, że łatwiej wymagać od innych niż od siebie. Swoich błędów się
nie dostrzega, a cudze zawsze są jak na tacy. A czytelnicy są różni, bo i
książki są przecież różne.
2. Zabierając się za
pisanie książki trzeba mieć talent, nauczyć się pisania czy może cos innego?
Wszystko po trochu. Pisania można się nauczyć. Wręcz trzeba
zbudować sobie warsztat. Potrzebne są
wiedza i doświadczenie. Jednak myślę, że oprócz umiejętności musi być to
„coś”, obojętnie jak to nazwiemy, czy talentem, czy iskrą bożą, to musi być.
Należy jednak pamiętać, że sam talent nie wystarczy. Potrzebna jest wiedza na
temat konstrukcji utworu literackiego, rodzajów narracji, środków językowych,
tworzenia postaci czy budowania fabuły. Oczywiście można to robić intuicyjnie,
ale wcześniej czy później sami stwierdzimy, że trzeba „odrobić lekcje” i
podejść do pisania z większą świadomością.
3.jak mniej więcej
wygląda Pani miejsce do pisania?
Bardzo zwyczajnie. Z reguły jest to biurko i wygodny fotel.
Wreszcie przeprowadziłam w domu remont i mam swój pokój do pracy. Na ścianach
półki z książkami, a pomiędzy nimi przy biurku siedzę ja i wystukuję tekst na
klawiaturze. Z reguły walczę też z kotem, który wtedy właśnie koniecznie musi
mi wskoczyć na kolana albo próbuje wepchnąć się na klawiaturę.
Joanna Durzyńska
1.Co Panią inspiruje do tworzenia swoich
dzieł?
Życie i doświadczenia. Najczęściej własne,
czasami te podejrzane i podsłuchane. Lubię obserwować ludzi, ich zachowania i
emocje. To jest niezwykle inspirujące.
2.Ile czasu zajmuje napisanie książki.
Mnie z reguły zajmuje to pół roku.
Oczywiście nie wliczam w to czasu, kiedy „zachodzę w ciążę”. Piszę 3-4
miesiące, potem odkładam na kilka tygodni, by nabrać dystansu i dopiero wtedy
przerabiam, przerabiam i przerabiam. Kiedyś w „Chimerze” przeczytałam wskazówkę
dla początkujących pisarzy, że autor powinien swój tekst sponiewierać, więc
poniewieram. Pół roku to dla mnie takie minimum, by napisać powieść. Nie lubię
się spieszyć i nie piszę na akord. Powieść, nad którą obecnie pracuję, piszę
już siedem miesięcy, a jeszcze trochę mi zejdzie, z pewnością nie ukaże się w
2016 r. Musiałam do niej zrobić odpowiednią dokumentację, a to też było bardzo
absorbujące. Wszystko też więc zależy od tego, jaka to książka.
3.Ulubiony smak lodów?
Wszystkie. Śmiało mogę nazwać siebie
lodożercą. Jeżeli nie są to jakieś eksperymenty, typu lody o smaku paprykarza
szczecińskiego, to pochłonę chętnie wszystkie. Oby były słodkie i dobre
gatunkowo.
Justyna Ernest
1.Jakim Pani była dzieckiem?
Z jednej strony grzecznym, bo w szkole
miałam prawie same piątki, świadectwa z wyróżnieniem, wzorowe zachowanie; trochę
chyba też nieśmiałym, a z drugiej strony (po lekcjach) biegałam po płotach,
wspinałam się na drzewa i strzelałam z procy. A szczytem dumy było, kiedy coś
nabroiłam i brano mnie za chłopaka. Zawsze uważałam, że chłopcy mają lepiej, bo
więcej mogą. Podejrzewam, że moja mama nieraz załamywała nade mną ręce, bo
dziury w spodniach robiłam w ekspresowym tempie, a spódniczki zakładałam tylko
wtedy, gdy mama mi zagroziła, że nie pójdę na podwórko, jak w końcu nie ubiorę
się „jak dziewczynka”. Ale jak tu wspinać się na drzewo w kiecce?
2.Gdyby mogła Pani poprosić złotą rybkę o spełnienie
trzech życzeń jakie by one były?
Jeżeli miałabym te życzenia wykorzystać
egoistycznie i nie myśleć o pokoju dla świata, to poprosiłabym o zdrowie dla
mnie i mojej rodziny. To podstawa. Chciałabym też, żeby moja córka odnalazła
swoją drogę w życiu, więc z pewnością drugie życzenie wykorzystałabym dla niej.
Niech spełniają się jej marzenia. A trzecie? Mój mąż nie miał tak dawno urlopu,
że pewnie zużyłabym to trzecie życzenie na to, aby zabrać go na wakacje życia
do jego wymarzonej Barcelony.
3.Komu poleciałaby Pani swoją najnowszą
książkę?
Każdemu, kto lubi czytać. Z pewnością jest to
bardziej powieść dla kobiet niż dla mężczyzn. Jednak nie ograniczałabym jej do
konkretnego wieku. Myślę, że w każdym może być przyjemną lekturą.
Grażyna Wróbel
1. Jak rozpoczęła się
Pani przygoda z pisaniem? Było to Pani marzenie, a może z dnia na dzień pomyślała sobie Pani
: będę pisała książki ?
Pisanie zawsze było marzeniem, ale raczej z kategorii tych
nieosiągalnych. Pracowałam w szkole. Bardzo lubiłam swoją pracę i oddawałam się
jej w stu procentach, więc na pisanie nie było czasu, a jak już coś powstawało,
to nigdy nie wychodziło poza szufladę. Problem z realizacją tego marzenia
polegał na tym, że bałam się. Strach był na tyle paraliżujący, że bałam się
głośno mówić o pisaniu, bałam się też komukolwiek pokazać swoje teksty. Raz,
pamiętam, gdy byłam studentką, odważyłam się pójść z jedną opowieścią do
wydawnictwa Glob. Redaktor, który przeczytał moją bajkę dla dzieci, ocenił ją
pozytywnie i nawet rozmawialiśmy o wysokości honorarium, ale to był czas
przemian. Wydawnictwo zbankrutowało, a ja, nie wiem dlaczego, odłożyłam swoje
marzenia wysoko na półkę. Dopiero po dwudziestu latach, po przeprowadzce, kiedy
musiałam zwolnić się z pracy i myślałam, że oszaleję w domu z nudy, założyłam
blog. Tak się zaczęło. Okazało się, że to, co piszę, podoba się czytelnikom. To
oni namówili mnie na wydanie książki. Odpowiednio wsparł mnie mąż i zaczęło
się. Po czasie stwierdzam, że przed marzeniami, tymi największymi, nie da się
uciec.
2. Pani najnowsza
książka nosi tytuł "To się da!", a czy w Pani życiu było coś czego
się nie dało?
Trudne pytanie, bo niestety są sprawy, na które nie mamy
żadnego wpływu i czasami po prostu coś się nie da. Przede wszystkim nie da się
panować nad życiem i śmiercią, tu człowiek zawsze jest bezradny. Nie chcę
jednak rozwijać tego tematu, bo wywołuje niemiłe wspomnienia.
3. W życiu każdego z
nas, zdarzają się czasem rzeczy, które trudno wytłumaczyć. Czy w Pani życiu też
coś takiego miało miejsce?
Czasami trudno wytłumaczyć najbardziej realne rzeczy.
Czasami patrzę na mojego męża i zastanawiam się, jak to się stało, że się oboje
znaleźliśmy? Czy ktoś pokierował naszym losem? Oboje wcześniej trochę
zostaliśmy potargani przez życie. A odkąd jesteśmy razem, spełniamy swoje
marzenia. Dziwna sprawa. Dla mnie to najbardziej niezwykła rzecz, jaka mnie
spotkała i w dodatku w takim momencie życiowym, kiedy byłam pewna, że nic
dobrego już mnie nie czeka. A jednak los okazał się bardzo łaskawy. I jak to
wytłumaczyć? Nie wiem.
Agnieszka Kosińska
1.Ma Pani swoje lekarstwo na "całe
zło", wieczny bieg za czymś i chwilowe smutki?
Mam kota, który zawsze znajduje się w
pobliżu, gdy jest mi smutno. Wystarczy wtulić się w jego futerko. Jestem
alergikiem, więc zaraz myśli mam zajęte zupełnie czym innym niż zmartwienia, bo
albo swędzi mnie pół twarzy, albo nie mogę przestać kichać. A tak na poważnie,
ciągły bieg to chyba moja specjalność, rzadko zwalniam. Ale dobry sposób to
przejażdżka rowerowa z mężem. Wtedy jesteśmy tylko my i pola, łąki albo las.
Jest cudnie. Ładuję baterie, zapominam o złu świata, a potem znów wracam w
bloki startowe i biegnę. Nie lubię stagnacji, ona mnie zabija, więc bieg nie
jest niczym złym, pod warunkiem że od czasu do czasu złapie się oddech.
2.Najwspanialsze wspomnienie z Pani
dzieciństwa?
Chyba najmilej wspominam pobyty u babci
Mani na wsi w Jaworznie pod Rudnikami. Szaleństwo z moimi kuzynami! Woda ze
studni, siano, sad i strych pełen tajemnic! To był świetny czas. Wspinaliśmy
się pod drzewach, rozrabialiśmy. I mieliśmy najukochańszą babcię na świecie,
która niezwykle kochała wszystkie swoje wnuki. Żałuję tylko, że odeszła tak
szybko.
3.Czy istnieje marzenie, które w jakiś sposób
zostało Pani "skradzione"?
Tak. Zawsze marzyłam, że będę mieć dwoje
dzieci. Niestety to marzenie w połowie zostało mi skradzione.
Ale fajny, interesujący wywiad. Gratuluję zwycięzcom :)
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie było przeczytać ten wspaniały wywiad ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odpowiedzi na moje pytania i za wyróżnienie ;)
Bardzo dziękuję za ciekawe pytania. :) :) Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń