Bez słów - Mia Sheridan (przedpremierowo)
Dziś zapraszam Was na przedpremierową recenzję powieści pt. "Bez słów" Mii Sheridan. Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki, ale już teraz mogę Was zapewnić, że na pewno nie ostatnie.
Młodziutka Bree Prescot przeprowadza się do małego i malowniczego miasteczka - Pelion. Ta przeprowadzka to ucieczka przed wydarzeniami, które w tragiczny sposób odebrały jej ojca. Bree ma nadzieję, że uda jej się o tym wszystkim zapomnieć i uwolnić od poczucia winy, które zatruwa jej życie. Pierwszego dnia podczas wyprawy na zakupy spotyka na swej drodze, tajemniczego oraz dziwnego młodego mężczyznę, do którego czuje niespodziewanie niezwykłe przyciąganie. Tym tajemniczym mężczyzną okazuje się Archer Hale - miastowy odludek, który w wieku siedmiu lat stracił swoich rodziców, wtedy też wydarzył się kolejny dramat w wyniku którego stracił głos. Dla społeczeństwa tego małego miasteczka Archer stał się niewidzialny, tak gdyby po prostu go nie było. Archer żyje więc w tej swojej samotni do czasu, gdy niespodziewanie w jego życie wkracza Bree Prescot. Co wyniknie z tego niezwykłego spotkania? Co połączy tę dwójkę? O tym wszystkim dowiecie się czytając "Bez słów".
Przyznam szczerze, że chyba nie ma takich słów, którymi mogłabym opisać tą przepiękną powieść. Jest to książka o cudownej sile miłości, ale również o odrzuceniu przez najbliższych oraz przez całe społeczeństwo. Poznajemy młodego mężczyznę, który jest wyśmiewany oraz napiętnowany. Aż serce się kraja, gdy czytamy retrospekcje z dziecięcych lat Archera. W dorosłym życiu samotność jest dla naszego bohatera normalnością dnia codziennego, nie szuka on kontaktów z ludźmi i pogodził się ze swoim losem. Wszystko się zmienia, gdy spotyka Bree, dziewczynę, która ciągnie za sobą demony własnej przeszłości. Bree wnosi w świat Archera światełko nadziei, jest to osoba która jako pierwsza postrzega go jako normalnego człowieka, rozumie go, akceptuje takiego jakim jest. Niewinne spotkania, ukradkowe spojrzenia oraz uśmiechy są początkiem miłości. Trudnej miłości, ale chyba najpiękniejszej o jakiej kiedykolwiek czytałam.
"Byłem za głupi, żeby Cię wyśnić , Bree, a jednak się pojawiłaś. Jakim cudem? Kto wyczytał w moich myślach, czego pragnę, gdy nawet ja sam nie zdawałem sobie z tego sprawy"
Powieść ta napisana jest w przepiękny sposób. Styl jakim operuje Mia Sheridan ma w sobie coś magicznego. Coś co nas przyciąga i nie chce puścić dopóki nie skończymy czytać. Rewelacyjna kreacja głównych bohaterów zasługuje na ogromne brawa. Bree jest idealnym wzorem do naśladowania. Jej spojrzenie na świat jest wspaniałe, tak jak wspaniały jest system jej wartości. Za to Archer to bohater, jakiego jeszcze nigdy nie spotkałam w żadnej z czytanych przeze mnie książek. To osoba nieskazitelnie czysta wręcz kryształowa, mimo tego jaki ciężar dźwiga na swoich barkach oraz ile bólu doświadczył w życiu. Udowadnia nam, że nawet w wieku dwudziestu trzech lat można nauczyć się żyć od nowa i pokonywać kolejne przeszkody losu. Archer skradł moje serce, uwiódł mnie swoją odmiennością. Jestem przekonana, że każda z Was kochane czytelniczki po lekturze "Bez słów" powie dokładnie to samo.
Książka napisana jest z perspektywy obojga bohaterów, a jak już wiecie, uwielbiam ten zabieg stosowany przez autorów. Mogę wtedy wniknąć w umysł obu postaci i pozwala mi to dogłębnie poznać naszych ulubieńców. W tym przypadku są to głównie opisy zdarzeń, poruszające najbardziej ukryte pokłady mojej wrażliwości.
Mii Sheridan udało się to, co potrafi jedynie garstka autorów. Rozłożyła mnie po prostu na emocjonalne łopatki, pozbawiła hektolitrów łez, odebrała mi mowę oraz doprowadziła do tego, że chwilami moje serce przestawało bić. Ta książka to miłość w najczystszej postaci, taka która trwa do końca, która radzi sobie z przeszkodami, intrygami oraz złośliwościami losu. Przecież każdy z nas zasługuje na miłość, bez względu na to kim jesteśmy, jacy jesteśmy i bez strachu przed odrzuceniem.
"...Uważam, że miłość to na tyle abstrakcyjne pojęcie, że każdy z nas ma swoje własne słowo na określenie tego, co dla niego oznacza. Dla mnie miłość to Bree."
Mia Sheridan chwyciła mnie za serce tą piękną opowieścią i już wiem, że przeczytam wszystko co wyjdzie spod jej pióra, a do "Bez słów" zapewne jeszcze nie raz powrócę, by wraz z Bree i Archerem przeżyć kolejny raz tą zachwycającą historię.
Gorąco polecam Wam tę zapierającą dech w piersiach powieść, jestem przekonana, że spotkanie z Archerem zapadnie w Waszej pamięci na długo. Może nawet na zawsze?
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Otwarte.
Data premiery: 30.03. 2016
Kupisz na -------> empik.pl
Młodziutka Bree Prescot przeprowadza się do małego i malowniczego miasteczka - Pelion. Ta przeprowadzka to ucieczka przed wydarzeniami, które w tragiczny sposób odebrały jej ojca. Bree ma nadzieję, że uda jej się o tym wszystkim zapomnieć i uwolnić od poczucia winy, które zatruwa jej życie. Pierwszego dnia podczas wyprawy na zakupy spotyka na swej drodze, tajemniczego oraz dziwnego młodego mężczyznę, do którego czuje niespodziewanie niezwykłe przyciąganie. Tym tajemniczym mężczyzną okazuje się Archer Hale - miastowy odludek, który w wieku siedmiu lat stracił swoich rodziców, wtedy też wydarzył się kolejny dramat w wyniku którego stracił głos. Dla społeczeństwa tego małego miasteczka Archer stał się niewidzialny, tak gdyby po prostu go nie było. Archer żyje więc w tej swojej samotni do czasu, gdy niespodziewanie w jego życie wkracza Bree Prescot. Co wyniknie z tego niezwykłego spotkania? Co połączy tę dwójkę? O tym wszystkim dowiecie się czytając "Bez słów".
Przyznam szczerze, że chyba nie ma takich słów, którymi mogłabym opisać tą przepiękną powieść. Jest to książka o cudownej sile miłości, ale również o odrzuceniu przez najbliższych oraz przez całe społeczeństwo. Poznajemy młodego mężczyznę, który jest wyśmiewany oraz napiętnowany. Aż serce się kraja, gdy czytamy retrospekcje z dziecięcych lat Archera. W dorosłym życiu samotność jest dla naszego bohatera normalnością dnia codziennego, nie szuka on kontaktów z ludźmi i pogodził się ze swoim losem. Wszystko się zmienia, gdy spotyka Bree, dziewczynę, która ciągnie za sobą demony własnej przeszłości. Bree wnosi w świat Archera światełko nadziei, jest to osoba która jako pierwsza postrzega go jako normalnego człowieka, rozumie go, akceptuje takiego jakim jest. Niewinne spotkania, ukradkowe spojrzenia oraz uśmiechy są początkiem miłości. Trudnej miłości, ale chyba najpiękniejszej o jakiej kiedykolwiek czytałam.
"Byłem za głupi, żeby Cię wyśnić , Bree, a jednak się pojawiłaś. Jakim cudem? Kto wyczytał w moich myślach, czego pragnę, gdy nawet ja sam nie zdawałem sobie z tego sprawy"
Powieść ta napisana jest w przepiękny sposób. Styl jakim operuje Mia Sheridan ma w sobie coś magicznego. Coś co nas przyciąga i nie chce puścić dopóki nie skończymy czytać. Rewelacyjna kreacja głównych bohaterów zasługuje na ogromne brawa. Bree jest idealnym wzorem do naśladowania. Jej spojrzenie na świat jest wspaniałe, tak jak wspaniały jest system jej wartości. Za to Archer to bohater, jakiego jeszcze nigdy nie spotkałam w żadnej z czytanych przeze mnie książek. To osoba nieskazitelnie czysta wręcz kryształowa, mimo tego jaki ciężar dźwiga na swoich barkach oraz ile bólu doświadczył w życiu. Udowadnia nam, że nawet w wieku dwudziestu trzech lat można nauczyć się żyć od nowa i pokonywać kolejne przeszkody losu. Archer skradł moje serce, uwiódł mnie swoją odmiennością. Jestem przekonana, że każda z Was kochane czytelniczki po lekturze "Bez słów" powie dokładnie to samo.
Książka napisana jest z perspektywy obojga bohaterów, a jak już wiecie, uwielbiam ten zabieg stosowany przez autorów. Mogę wtedy wniknąć w umysł obu postaci i pozwala mi to dogłębnie poznać naszych ulubieńców. W tym przypadku są to głównie opisy zdarzeń, poruszające najbardziej ukryte pokłady mojej wrażliwości.
Mii Sheridan udało się to, co potrafi jedynie garstka autorów. Rozłożyła mnie po prostu na emocjonalne łopatki, pozbawiła hektolitrów łez, odebrała mi mowę oraz doprowadziła do tego, że chwilami moje serce przestawało bić. Ta książka to miłość w najczystszej postaci, taka która trwa do końca, która radzi sobie z przeszkodami, intrygami oraz złośliwościami losu. Przecież każdy z nas zasługuje na miłość, bez względu na to kim jesteśmy, jacy jesteśmy i bez strachu przed odrzuceniem.
"...Uważam, że miłość to na tyle abstrakcyjne pojęcie, że każdy z nas ma swoje własne słowo na określenie tego, co dla niego oznacza. Dla mnie miłość to Bree."
Mia Sheridan chwyciła mnie za serce tą piękną opowieścią i już wiem, że przeczytam wszystko co wyjdzie spod jej pióra, a do "Bez słów" zapewne jeszcze nie raz powrócę, by wraz z Bree i Archerem przeżyć kolejny raz tą zachwycającą historię.
Gorąco polecam Wam tę zapierającą dech w piersiach powieść, jestem przekonana, że spotkanie z Archerem zapadnie w Waszej pamięci na długo. Może nawet na zawsze?
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Otwarte.
Data premiery: 30.03. 2016
Kupisz na -------> empik.pl
Cudowna Książka. Mia pisze rewelacyjnie. Polecam inne jej książki. Cieszę się, że niedługo będą wydane moje ulubione. Jest to dylogia "Calder. Narodziny odwagi" i Eden. Nowy początek". Ta historia do dziś siedzi w moim sercu a czytałam ją rok temu. Często do niej wracam. :-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać :)
UsuńMuszę ją przeczytać, po Twojej recenzji to już na pewno! Uwielbiam takie książki :-)
OdpowiedzUsuńPolecam :) Bez słów to książka jedyna w swoim rodzaju :)
UsuńFajnie tu masz, będe wpadać częściej :*
OdpowiedzUsuńbiblioteka-czeka.blogspot.com
Zapraszamy :D My zrewanżujemy się tym samym :)
Usuń